Wytwórnia: MyPlace/Agora 235504

Kakadu

Ewa Bem

  • Ocena - 4.5

Randka naszych dusz; Tort; Kocham i nie kocham cię; Tajemnica zakochanych ciał; Kakadu; Por Favor; Muszę wierzyć; Na zawsze tak; To cześć; Nasza Lizbona; Siedemnaście; W mieście wszystkich snów (mówiłam z Aniołem); Spróbujmy razem polatać Muzycy: Ewa Bem, śpiew; Jacek Królik, gitary; Robert Majewski, trąbka; Joachim Mencel, instr. klawiszowe; Leszek Szczerba, saksofon; Andrzej Święs, gitara basowa, kontrabas; Harry Tanschek, perkusja; Tomas Celis Sanchez, instr. perkusyjne; Guilherme Viana Guimaraes, gitara basowa (11); Andrzej Jagodziński, fortepian (4, 12); Aleksander Bem, Basia Włodarska, chórki; Orkiestra Kameralna Dell’Arte Propozycja Ewy Bem, reprezentująca popularne odmiany różnych orientacji akustycznych – mocno mnie wzruszyła. I to, przede wszystkim, nie z powodu jej interesującego repertuaru, świetnych aranżacji, znakomitych interpretacji i improwizacji oraz maestrii edytorskiej. Głównym powodem mojego zauroczenia stał się uzyskany w niej klimat. Nastrój, w którym znalazło się miejsce na pełną gamę ekspresji; na tyle jednak świadomie tworzonych, by nie wymknęły się spod kontroli. Pomogło to wykonawcom uniknąć wszelkich, tak trudnych do opanowania w przyjętej estetyce, przerysowań. Co ciekawe, album, mimo bardzo aktualnych odniesień – zarówno w warstwie dźwiękowej, jak i słownej – wyraźnie nawiązuje do pewnych idei muzycznych sprawdzonych w latach 70. minionego stulecia. Wówczas to elektronika nie dominowała jeszcze nad człowiekiem. Przeciwnie, grano głównie na instrumentach akustycznych i ich zelektryfikowanych wersjach. Wielkie znaczenie miał za to uzyskiwany za ich pośrednictwem tzw. groove (puls i energia rytmu). On to wpływał mocno na ogólny wyraz utworu. „Kakadu”  odwołuje się właśnie do tak budowanych narracji muzycznych i tym wygrywa. Jeśli dodam, że melodie piosenek można zapamiętać, a teksty sięgają do najważniejszych doznań ludzkich, mówią bowiem o miłości (tylko jeden z nich o... młodości), to nic dziwnego, że emocje krążka nie pozwalają odbiorcy pozostać biernym. Wydana pod koniec zeszłego roku pozycja jest w zasadzie dziełem autorskim Ewy Bem (słowa) i Joachima Mencela (muzyka). Pani Ewa jest także najważniejszym jej wykonawcą, a pianista Joachim, aranżerem całości. Znajduje się na niej trzynaście – zawsze uważałem, że to wyjątkowo szczęśliwa liczba – kompozycji. Zaczyna się ostro, tak mógłby przebiegać, np. wstęp do utworu Isaaca Hayesa; po chwili jednak ów prolog przeobraża się w alegorię stonowanej bossa-nowy. Gdy po niej ponownie pojawia się wspomniane intro, wiemy już, że to nie początek utworu, a jego refren (świetny i przewrotny zabieg aranżerski). Druga kompozycja to energetyczny kolaż rhythm and bluesa, soulu i popu, przedzielony spokojniejszym i rozbudowanym łącznikiem (wypełnionym dodatkowo lekko jazzującymi frazami trąbki). Kolejna piosenka to konsekwentnie zamyślona, nostalgiczna w wyrazie forma odwołująca się do latynoskich źródeł. Czwarta pozycja przywołuje, z jednej strony – pewne rozwiązania cechujące bardziej wyrafinowane odmiany muzyki popularnej, a z drugiej – echa estetyki słynnej wytwórni Tamla-Motown połączone fragmentami o charakterze jazzującym. Tytułowa propozycja (nazwa ptaka z rodziny papug, który potrafi nie tylko w noc wigilijną mówić ludzkim głosem), to autentyczny hit z interesująco ukształtowanym rytmem, trochę przypominającym reggae. Następny utwór stanowi powrót do kultury południowoamerykańskiej, tym razem wyrażanej w pulsie samby (interesujące skojarzenie – w części instrumentalnej – atrybutów ludycznych z wizjami tychże, dokonanymi onegdaj przez Chicka Coreę). Siódma piosenka sięga do różnych składników charakteryzujących delikatny rock i nastrojowy jazz; są one na tyle przefiltrowane, by w rzeczywistości stanowić organiczną, satysfakcjonującą jedność. Jeszcze raz latynoskie fluidy wymieszane tym razem z rhythm and bluesem, piosenką aktorską (echa twórczości Marka Grechuty) i popem są kolejną pozycją „Kakadu”. Tuż za nią znajduje się melancholijna piosenka interpretowana w interesującej pulsacji przywołującej skojarzenia z wędrującą na wielbłądach karawaną. Frazy nieomal wierne tradycji soulowej pojawiają się w utworze oznaczonym identyczną cyfrą, co zamykająca tablice mojżeszowe, a następnie mamy do czynienia z popularną wersją bossa-nowy, konfrontowanej z jej wersją ujazzowioną. Przepiękna ballada w stylu najlepszych piosenek Skaldów jest przedostatnią propozycją, a kończy kompakt kompozycja nawiązująca wyraźnie do tradycji gospel. Piękny utwór. I taki zresztą jest cały album. O rety, teraz widzę, że zapomniałem jeszcze o czymś istotnym napisać. Czynię to zatem teraz: pani Ewa śpiewa re-we-la-cyj-nie!

Autor: Piotr Kałużny

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm