1. Dnia jednego
o północy
2. Nie było
miejsca dla Ciebie
3. Dnia jednego
o północy
4. Cicho
wszędzie
5. Anioł
pasterzom mówił
6. Mizerna cicha
7. Stała nam się
nowina miła
8. Dzisiaj
w Betlejem
9. O mój
Jezusicku
10.
O gwiazdeczko
Muzycy: Nikola Lipska, Patrycja Michalska (1, 8), śpiew; Adam Jarzmik, fortepian, instr. klawiszowe; Jakub Łępa, saksofony; Michał Zwierniak, gitary; Maciej Kitajewski, kontrabas; Piotr Budniak, perkusja
W związku ze zbliżającymi się
Świętami Bożego Narodzenia Redakcja JAZZ FORUM ma dla Czytelników muzyczny
prezent. To album z kolędami w pięknych jazzujących aranżacjach,
a jednocześnie debiut płytowy młodej i utalentowanej wokalistki.
Nikola Lipska (ur. 5 czerwca 1997)
studiuje w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach
na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w specjalności wokalistyka
jazzowa pod skrzydłami mgr Beaty Przybytek. Jest absolwentką klasy skrzypiec
Państwowej Szkoły Muzycznej w Grajewie. Laureatka licznych nagród
i wyróżnień, zdobyła I miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki
Filmowej Soundtrack w Łomży (2014) i III miejsca na Ogólnopolskim
Festiwalu Piosenki Eurosong w Malborku (2015).
Z artystką o jej inspiracjach i drodze muzycznej rozmawia Ola Tykarska:
JAZZ FORUM: Spotykamy się przy okazji
premiery twojej debiutanckiej płyty „Kolędy”. Nie jest to początek twojej
muzycznej drogi. Kiedy i dlaczego zaczęłaś śpiewać?
NIKOLA LIPSKA: Zaczęłam od nauki gry
na skrzypcach w szkole muzycznej. Lubiłam śpiewać, ale w moim
rodzinnym mieście, Grajewie, nie było ku temu wielu okazji. Był tam za to dom
kultury, w którym powstała grupa wokalna. Moja koleżanka bardzo chciała do
niej dołączyć, namówiła mnie, żebyśmy poszły razem na przesłuchan ie. Śmiałam
się – ja?! Przecież ja nie umiem śpiewać, nikt w rodzinie tego nie robił,
ja tylko gram na skrzypcach. Koleżanka zaciągnęła mnie na przesłuchanie, nie
miałam nawet przygotowanej piosenki. Pracownicy domu kultury powiedzieli:
„Dobrze, skoro już przyszłaś, to wybierz sobie coś”. Mieli przygotowany zestaw
utworów. Pamiętam, że zaśpiewałam utwór zespołu Blue Café Czas nie będzie na
nas czekał. Koleżanka się nie dostała, a ja tak. I tak zaczęłam
pracę nad wokalem.
JF: Skrzypce i głos – to ciekawy
zestaw dwóch instrumentów, różnych pod względem warsztatu, możliwości,
charakteru. Jak je pogodziłaś?
NL: Zawsze chciałam grać na jakimś
instrumencie. Stwierdziłam, że skrzypce to będzie to. Później okazało się, że
klasyka to nie do końca to, czym chciałabym się zajmować. Oczywiście sumiennie
ćwiczyłam, choć z czasem raczej pod przymusem; bardziej pociągało mnie
śpiewanie. Pod koniec liceum trafiłam na zajęcia do pani Ani Serafińskiej, ona
podsunęła mi pomysł, żeby zdawać na Akademię Muzyczną, i mnie do tego
przygotowała.
fot. Kasia Stańczyk
JF: A jak wspominasz swoje
pierwsze spotkanie z jazzem?
NL: Od początku interesowała mnie
muzyka rozrywkowa. Chciałam śpiewać, ale nie wiedziałam, jak się do tego
zabrać. Zainteresowanie jazzem przyszło później, kiedy pojechałam na warsztaty
jazzowe do Puław. To była moja pierwsza styczność z tym światem. Miałam
może 15 lat, więc w sumie późno. Dowiedziałam się wtedy, co to jam
session, zaśpiewałam swój pierwszy standard, Red Top. Pamiętam, że
miałam z tym dużo pracy, bo nie znałam podstaw, np. że pierwszy temat
powinno się śpiewać tak samo, jak w oryginale, że najpierw dokładnie rozczytuje
się nuty, a dopiero później można puścić wodze fantazji.
Na dalszym etapie dostałam zaproszenie, by zaśpiewać w trakcie charytatywnych aukcji dla Olinka. Poprosiłam swojego wujka, żeby mi towarzyszył ze swoim zespołem. To był mój pierwszy poważny występ – połączenie muzyki popularnej i różnych standardów, takich jak utwory Andrzeja Zauchy. Dużo słuchałam muzyki Anny Serafińskiej, bo to moja ulubiona artystka i osoba.
JF: Czy oprócz Anny Serafińskiej jest
ktoś, kto cię inspiruje?
NL: Moimi guru są moje nauczycielki –
Anna Serafińska i Beata Przybytek. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego,
jakimi są muzykami, nie tylko wokalistkami. Lubię Chakę Khan, Michaela
Jacksona, Stevie’ego Wondera. Jacksona na przykład za to, że był świetnie
osadzony w rytmie. Kiedyś słuchałam utworu, gdzie śpiewał a cappella,
bez całego przecież bogatego podkładu muzycznego. Śpiewał idealnie.
JF: To jedna z kilku trudności,
jeśli chodzi o wokalistykę jazzową. Czy jest coś, co uważasz za szczególne
wyzwanie?
NL: Tak, to improwizacja
i śpiewanie scatem. Wciąż się tego uczę i wiem, że jeszcze sporo
pracy przede mną. Improwizacja przychodzi mi z trudem, muszę poświęcić na
to dużo czasu i energii. Stresuję się nią. Mam nadzieję, że za jakiś czas,
gdy nauczę się wszystkich skal i nabiorę biegłości, stanie się przyjemnością,
a nie wyzwaniem.
JF: Ta trudność leży tylko
w technice? Czy może bardziej w osobowości muzyka, nastroju,
wyobraźni, zgraniu z zespołem?
NL: Leży w połączeniu tych
elementów – technika to podstawa, gdy ma się wyobraźnię, to jest ciekawie,
twórczo.
JF: To brzmi jasno, ale droga kariery
muzycznej nie wydaje się taka prosta. Czy współczesna scena sprzyja takim
muzykom, jak ty?
NL: Mam wrażenie, że panuje moda na
inną muzykę niż moja. Najwięcej osób zajmuje się popem, muzyką elektroniczną.
Ja za nią nie przepadam, wolę, gdy jest cały zespół. Co do kariery muzycznej –
jest bardzo trudna. Swoją płytę wydaję dzięki pomocy rodziców, wszystkim zajmuję
się sama.
JF: A jak przebiegała praca nad
tą płytą?
NL: Gdy było wiadomo, że ma być
nagrana, zaczęłam myśleć o tym, kogo poprosić, żeby ją ze mną stworzył.
Wpadłam na to, żeby aranżacje wykonał Adam Jarzmik z Akademii Muzycznej
w Katowicach. Moja propozycja bardzo go ucieszyła. Zaproponował swój zespół
– Adam Jarzmik Quintet. Miałam na początku pewne obawy, bo wiedziałam, że to
świetni muzycy, a ja dopiero się uczę. Na pierwszej próbie okazało się jednak,
że to ciepli, pomocni, serdeczni ludzie, dobrze do mnie nastawieni. Stres od
razu zniknął.
fot. Kasia Stańczyk
JF: A dlaczego wybrałaś
repertuar kolędowy?
NL: Pierwszą płytę każdy muzyk
przeżywa chyba najmocniej. Chciałam, żeby to były kolędy, ale pomyślałam, żeby
wybrać takie, które nie wszyscy znają. A skoro jestem z Podlasia, tam
sięgnęłam po inspiracje. Zapytałam moją babcię, czy pamięta jakieś kolędy
z dzieciństwa. Podpowiedziała mi kilka utworów. Długo ich szukałam,
niektóre znalazłam w starych audycjach radiowych, dużo słuchałam.
W sumie większość utworów na płycie to słabo znane kolędy. Moje ulubione
to O gwiazdeczko i O mój Jezusicku.
JF: Przy kolędach niełatwo
o oryginalność. Na co więc postawiliście, żeby nadać im autorski
charakter?
NL: To zawdzięczam Adamowi, ja raczej
skupiałam się na tekstach, on wszystko aranżował. Powiedziałam, że chciałabym,
aby to była płyta jazzowa z domieszką popu, żeby lepiej się słuchało.
I żeby była po polsku. Dziś popularniejsze są utwory anglojęzyczne, ale ja
cenię, gdy ktoś śpiewa po polsku, sama też to robię – jest mi wtedy łatwiej
przekazywać emocje. Wybrałam więc jazz, ale bez dużej liczby solówek, za to
z balladami, których słucha się z lekkością. Mimo wszystko są to dość
skomplikowane kompozycje, wszyscy się przy nich napracowaliśmy. A ja się
dzięki temu otworzyłam.
Zawsze mówiłam, że jestem człowiekiem-balladą – lubię wolne, romantyczne utwory, takie o miłości i zdradzie. A na płycie jest kilka energetycznych, radosnych kompozycji, jak np. O mój Jezusicku, tam jest swing. Początkowo byłam w tym bardzo sztywna. Dopiero gdy koleżanka poradziła mi, żebym śpiewała tak, jakbym chciała rozweselić płaczące dziecko, to się przełamałam. I polubiłam swing.
JF: Przy zapowiedziach twoich
występów pojawiają się określenia: „młoda” i „utalentowana”. Chciałabyś
coś do nich dodać?
NL: Nie lubię mówić o sobie,
krępuje mnie to. Podobno wyglądam na osobę pewną siebie, ale tak nie jest. Na
scenie zawsze się stresuję. Zapytałam kiedyś znajomego, czy to kiedykolwiek
minie. Usłyszałam, że nie. Powoli oswajam się z tą myślą.
Chciałabym umieć przykuwać uwagę słuchaczy, żeby się nie nudzili, ani nie myśleli w trakcie koncertu o tym, czy wyłączyli żelazko. Lubię, gdy muzyk wchodzi na scenę wyprostowany, pewny siebie. Bardzo mi się podoba, jak na scenie zachowuje się Kuba Badach – jest zabawny i swobodny. Ja kiedyś próbowałam słuchaczom opowiedzieć żart, zaśmiała się tylko moja mama. Nie znalazłam jeszcze drogi, którą chcę iść, na razie próbuję wszystkiego. Myślę, że lepiej mierzyć się z tym, czego się nie umie, to pozwala się rozwijać. No i emocje! W muzyce staram się nimi kierować, tak żeby słuchacz w danym momencie czuł to, co ja. Myślę, że kolędy są do tego najlepsze.
Ola
Tykarska, Polskie Radio