Wytwórnia: EMI 84496 2
Muzyka jak woda; Jak niedźwiedź przy niedźwiedzicy/Zasypianie/Śpiące rzęsy; To jedno; Przepaska na oczy; Jesienna pigwa; Sens; Dar, Przypowieść o maku; Mówię do swego ciała; Piosenka o końcu świata; O Modlitwie; Ten świat
Muzycy: Aga Zaryan, śpiew; Michał Tokaj, fortepian; Larry Koonse, gitary; Darek Oleszkiewicz, kontrabas; Munyungo Jackson, instr. perkusyjne; Orkiestra Polskiego Radia pod dyrekcją Krzysztofa Herdzina; Grzegorz Turnau, śpiew (3)
Płyta z poezjami Miłosza w roku Miłosza. Banalna sytuacja powiedzą jedni, jeszcze inni uznają to za „oczywistą oczywistość”, a tymczasem przysłuchując się albumowi „Księga olśnień” z trudem mogę o nim myśleć jak o płycie oczywistej. Bardzo niewiele tu takich rzeczy. Nietypowy jest sam Czesław Miłosz. Jak to określiła w wywiadzie Aga „nie patrzy zza krzaczastych brwi, nie rozważa spraw wagi państwowej, ani nie bierze się za bary z Hiobem. Jakiś taki ludzki jest niemal nieoczekiwanie. Z ciepłem mówi o małym domku stojącym na ziarnku maku, i o wędrowcy, o podziwie, patrzeniu, zwyczajności świata i jego – w tej zwyczajności – niezwykłej urodzie. Ale nie mówi wcale o rzeczach błahych. I koniec świata, i egzystencjalne niepokoje, i nawet śmierć w tym wyborze, jakimś zupełnie niezwykłym zrządzeniem losu, staje się, mimo że nieuchronna, to jednak mniej jakby straszliwa”.
W sumie sześć wierszy Czesława Miłosza się tu znalazło, i jako dopełnienie – sześć liryków poetek z Miłoszem zaprzyjaźnionych – Anny Świrszczyńskiej, Denise Levertov i Jane Hirshfield. I razem te dwanaście wierszy potrafi na długo przykuć uwagę i pozostać w pamięci. W znacznej mierze odpowiedzialna jest za to muzyka, może lepiej byłoby powiedzieć – relacja, w jakiej pozostaje ona ze słowem. Aga miała pragnienie, aby poezja lśniła na tej płycie pełnym blaskiem. I sądzę, że kluczem do jego realizacji jest zachowanie takiej równowagi, w której partie muzyczne nie będą walczyły o przestrzeń z tekstem. To trudne, zwłaszcza gdy na scenę wkracza duży aparat wykonawczy. Ale tym razem się udało.
Udało się także sprawić, że czy to z towarzyszeniem orkiestry, czy w kameralnych układach instrumentalnych wiersze stały się piosenkami, zaśpiewanymi z dbałością i elegancją, i co bardzo ważne – piosenkami znakomicie zagranymi. Słyszałem opinie, że mało na tej płycie improwizacji, że formuła projektu w zbyt wielkich ryzach utrzymuje oczywisty improwizatorski potencjał muzyków. I bardzo dobrze, że tak jest. Służy to znakomicie wyrazowi całego nagrania i przydaje mu klasy.
A jeśli ktoś będzie chciał zrobić sobie jeszcze więcej przyjemności, to niech sięgnie także po anglojęzyczną wersję „Księgi olśnień”, zatytułowaną „Book Of Luminous Things”, i zanurzy się w przepysznej toni porównań. Choć obydwie płyty różnią się od siebie pozornie tylko językiem i oczywistymi odrębnościami wynikającymi z dyktowanych językiem fraz, to gdzieś na samym końcu jawić się one mogą jako dwa bardzo różne albumy. I szczerze mówiąc, nie pokusiłbym się o stwierdzenie, który z nich podoba mi się bardziej.
Autor: Maciej Karłowski