Wytwórnia: Polskie Radio Katowice PRK CD 0135

The Twenties
Blue Depth
Rozrabiaka
East
Rain­forest

Muzycy: Adam Jarzmik, fortepian; Jakub Łępa, saksofon tenorowy; Paweł Palcowski, trąbka; Maciej Kitajewski, kontrabas; Piotr Budniak, perkusja; gościnnie Jakub Mizeracki, gitara


Live at Radio Katowice

Adam Jarzmik Quintet

Adam Jarzmik 

Mój zespół marzeń

Pianista, kompozytor, aranżer – człowiek, który myśli o muzyce w sposób całościowy, a komponuje tak, aby opowiadać jakąś historię, a nie tylko dać pretekst sobie i kolegom do pięknej gry. Odkąd w 2015 r. założył własny kwintet, bierze nagrody konkursów jak swoje. W 2016 o włos przegrał z zespołem Skicki-Skiuk pierwsze miejsce w konkursie Jazzu nad Odrą, rok później nie dał we Wrocławiu szans innym. Wcześniej wziął też szturmem Bielską Zadymkę Jazzową. Nagrodą za tę ostatnią wiktorię była sesja nagraniowa i wydanie płyty „Live At Radio Katowice”, którą z aktualnym numerem JAZZ FORUM otrzymują nasi prenumeratorzy.

Adam Jarzmik w szczerej rozmowie opowiada o swoich trudnych początkach, inspiracjach, pomysłach na muzykę, o kulisach nagrania najnowszej płyty oraz wielu innych sprawach.

Początki

Urodziłem się w Gliwicach, mój ojciec pracował tam w kopalni. Kiedy miałem dwa lata, wróciliśmy do rodzinnych stron, do wioski o nazwie Dobrociesz w okolicach Nowego Sącza. Ojciec zaczął wyjeżdżać do pracy do Włoch. Przywiózł mi stamtąd keyboard. Sam grał na trąbce muzykę ludową. Mój kuzyn grał na saksofonie. Ja początkowo wolałem grać w piłkę, długo trwało nim zrozumiałem, że muzyka jest dla mnie ważna. Poprosiłem rodziców o wysłanie mnie do Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Miałem wtedy już 16 lat, chciałem się uczyć gry na fortepianie, ale żadna szkoła muzyczna I i II stopnia nie chciała mnie przyjąć, bo byłem za stary – została tylko ta uczelnia w Krakowie. Traktuję to jednak jak szczęśliwe zrządzenie losu, bo trafił mi się znakomity nauczyciel – Wojciech Groborz.

Na pierwszej lekcji czułem się głupio, nie znałem w ogóle nut, potrafiłem zagrać tylko jeden standard Autumn Leaves, którego nauczył mnie mój kuzyn. Płakałem po nocach, bo dostawałem bardzo dużo ćwiczeń, które chciałem robić, ale miałem jeszcze oprócz tego naukę w liceum i inne obowiązki – często brakowało mi na wszystko czasu i sił. Dopiero pod koniec nauki dowiedziałem się od mojego ojca, że Pan Wojciech specjalnie nie chciał mi mówić, że gram dobrze, żebym się przykładał do ćwiczeń i nie popadł w samozachwyt. Po trzech latach nauki dostałem się na Akademię Muzyczną w Katowicach, do klasy Wojciecha Niedzieli.

W 2008 r. zadebiutowałem z moim kwartetem na festiwalu Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie. Rok później zacząłem grać w zespole Skafander z Bochni, z którym grałem muzykę ska i reggae. Bardzo miło wspominam tę współpracę. Zagraliśmy razem bardzo dużo koncertów, to była świetna zabawa w towarzystwie fajnych ludzi.

Kwintet

Po pięcioletnich studiach fortepianu w Katowicach udało mi się dostać na Kompozycję i Aranżację. Na trzecim roku postanowiłem, że muszę mieć własny zespół. Bez tego nie mógłbym realizować swoich po­mysłów kompozytorskich. Bezpośrednim im­pulsem był mój udział w katowickim konkursie kompo­zytorskim w 2015 roku – potrzebowałem grupy akompaniującej złożonej z dobrych muzyków z osobowością. Na tym konkursie udało nam się zdobyć nagrodę publiczności, i tak powstał mój kwintet.

Początkowo mieliśmy tylko trzy utwory – z tym repertuarem pojechaliśmy na Jazz nad Odrą 2016. Tam zajęliśmy drugie miejsce. To wyróżnienie było dla nas wtedy bardzo ważne, bo uświadomiło nam, że idziemy w dobrą stronę, że warto nadal być razem, pracować, że to ma sens.

Potem zaczął się etap wyjazdów na konkursy. Właściwie każdy z nich był wielką przygodą, możliwością sprawdzenia się. Ważne było dla mnie to, że w jury zasiadali najczęściej świetni muzycy i osoby związane z muzyką. Ich opinia miała dla mnie znaczenie. Które z nich były dla mnie najważniejsze? Każdy na swój sposób, ale jeśli koniecznie miałbym wymieniać, to byłoby Grand Prix Jazzu nad Odrą – magiczne miejsce, osoba Leszka Możdżera, nasze kon­takty, które trwają do dzisiaj. Wielkim sukcesem dla nas było też zwycięstwo na Bielskiej Zadymce Jazzowej.

Myślę, że to jest mój zespół marzeń – to świetni muzycy, ale przede wszystkim wspaniali ludzie. To jest dla mnie równie ważne jak umiejętności. Na saksofonie tenorowym gra Kuba Łępa – mój były współlokator. Paweł Palcowski gra na trąbce. Maciej Kitajewski to snajper gitary basowej i kontrabasu, nie ma dla niego trudnych rzeczy do zagrania. Za rytm odpowiada perkusista Piotr Budniak.

Live At Radio Katowice

Dzięki zwycięstwu na Bielskiej Zadymce Jazzowej pojawiła się możliwość nagrania płyty w Radiu Katowice. Nasz wcześniejszy repertuar znalazł się na wydanej w kwietniu tego roku płycie „Euphoria”. Nie chciałem nagrywać jeszcze raz tych samych utworów, więc musiałem dość szybko skomponować nowy materiał. Napisałem pięć kompozycji, które wypełniły „Live At Radio Katowice”. Zarys utworu The Twenties miałem już dawno temu, przed nagraniem postanowiłem go dokończyć. Reszta powstała już w kwietniu. Do studia weszliśmy w maju. Samo nagranie miało formę koncertu – ale oczywiście spędziliśmy w studiu dużo więcej czasu, nagrywaliśmy kolejne wersje tematów i wybieraliśmy najlepsze z nich. Zagrał mój kwintet, ale zaprosiliśmy też naszego przyjaciela, gitarzystę Jakuba Mizerackiego, którego słychać w utworze Rainforest. W sumie spędziliśmy w studiu czas od 10:00 rano do 1:00 w nocy. Już na miejscu wybraliśmy najlepsze wersje utworów. Wszystko nagraliśmy na „setkę”, bez żadnych nakładek.

Pomysł z gitarą w Rainforest narodził się z mojej fascynacji muzyką Aarona Parksa i jego płytą „Invisible Cinema”. Na tej płycie zagrał też gitarzysta Mike Moreno – chciałem mieć podobne brzmienie na swoim albumie. W Rainforest – kiedy graliśmy go w kwintecie – cały czas czegoś mi brakowało, gitara Kuby okazała się właśnie tym brakującym elementem. To jest utwór w nieparzystym metrum, trochę właśnie w stylu Parksa.

Ja nie traktuję utworu jak standard jazzowy, tylko jako kompozycję. Nie chcę, by miały sztampową strukturę w rodzaju: „intro - temat - solo - solo - temat - outro”. Często zawieram w nich kilka, różnych, części, które jednak muszą być spójne. Czy cała płyta jest spójną całością? Nie wiem. Jest na niej swing, są riffy, znalazło się tam też trochę mocniejszego grania, jak w Rain­for­est, czy w East. Sporo tam zabiegów polirytmicznych, nakładania na siebie triol ćwierćnutowych na cały takt, są nieparzyste metra. Nie robię tego wszystkiego po to, żeby było trudniej, tak po prostu czuję, i wiem, że inaczej nie osiągnę zamierzonego efektu.

Niektóre tematy są dość skomplikowane – nie byłbym w stanie ich zanucić. Przykładem może tu być The Twenties, czy Rozrabiaka. Znalazły się na płycie też proste melodie, np. punkt kulminacyjny w Rainforest – bez problemu można je sobie zaśpiewać. Nawiasem mówiąc bardzo lubię to robić podczas komponowania. (śmiech) Staram się też, żeby w każdym utworze znalazły się partie solowe – jednego, maksymalnie dwóch instrumentalistów. Nie każdy musi zawsze improwizować – to niekoniecznie daje lepszy efekt. The TwentiesRozrabiaka były inspirowane płytą „Turning Point” Aarona Goldberga.

Live vs. Euphoria

„Live At The Radio Katowice” to – jak już wspomniałem – drugi album mojego kwintetu. Pierwsza była „Euphoria”, na której znalazł się nasz wcześniejszy repertuar. Teraz gramy na koncertach utwory z obu albumów. Myślę, że stylistycznie nie odbiegają one od siebie zbytnio. Jednak te nowsze kompozycje podobają mi się bardziej. Trudno mi wyjaśnić dlaczego. Być może odczuwam już lekki przesyt grania tego starszego repertuaru? A może po prostu się rozwinąłem i lepiej potrafię łączyć ze sobą nuty? W każdym razie utwory z „Live At Radio Katowice” wydają mi się nieco dojrzalsze niż te z „Euphorii”.  Cały czas poszukuję nowych rozwiązań. Mam dopiero 27 lat i wciąż zbieram doświadczenia. Teraz np. zastanawiam się nad każdym dźwiękiem, kiedyś tego nie robiłem. Staram się jak najlepiej wykorzystać możliwości brzmieniowe każdej z pięciu osób w zespole.

Mam swoje przebiegi harmoniczne, o których wiem, że działają. Mam już na tyle doświadczenia, że jeśli polecę, mówiąc kolokwialnie, „w krzaki”, to zawsze mogę się do tych rozwiązań odwołać. Myślę, że każdy kompozytor ma tego rodzaju „licki”, które wykorzystuje, gdy inne sposoby zawodzą. Stosuję „swoje” akordy – najczęściej z wielką septymą, z noną, ale bez tercji.

Komponując myślę też o tych, konkretnych muzykach, dla których mam pisać. Biorę pod uwagę barwy instrumentalne, które mam do dyspozycji. Muszę uwzględnić możliwości techniczne instrumentów i instrumentalistów – choć, z drugiej strony, odkąd komponuję na mój kwintet nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby czegoś, co napisałem, nie zagrali.

Na próbach każdy z muzyków dodaje coś od siebie, więc w konsekwencji jest to też praca zespołowa. Mam zresztą wrażenie, że po tych dwóch latach wspólnego grania dobrze już wiemy, czego wzajemnie od siebie oczekujemy i spotykamy się gdzieś w połowie drogi.

Jeśli chodzi o pianistów, którzy mnie inspirują, mogę wymienić takie postaci jak Brad Mehldau – mój absolutny guru fortepianu, Aaron Goldberg i Aaron Parks. Wśród innych muzyków – uwielbiam słuchać gitarzysty Mike’a Moreno.

Słucham każdej muzyki, od popu, rocka, funku, przez folk, po jazz. Uważam, że z każ­dego gatunku można czerpać w tworzeniu własnych dźwięków. Kiedyś, ktoś mi powiedział, że jeśli pokocham muzykę, to muzyka pokocha także mnie – mógłbym się pod tym podpisać. 

Marek Romański


  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm