Andrzej Gondek Trio feat. Paweł Tomaszewski
Maze
Five 4 Six
African Sunrise
Maze
Big J
Psikus
Mellow Mood
Orange Clouds
Pungee
Guitar Song
Blues Break
Slav’s Five
Muzycy: Andrzej Gondek, gitara; Sławomir Kurkiewicz, gitara basowa; Paweł Dobrowolski, perkusja; Paweł Tomaszewski, instr. klawiszowe, organy Hammonda; Robert Kubiszyn, Moog bass
LABIRYNT MUZYCZNEJ ŚCIEŻKI
Z Andrzejem Gondkiem rozmawia Piotr Iwicki
Andrzej Gondek jak ryba w wodzie czuje się w niemal każdym rodzaju muzyki – od jazzu, przez bluesa, rocka, po pop. Brzmienie jego gitary przypomina, że ma ona elektryczne wzmocnienie. Słychać to na jego autorskiej płycie „Maze”, którą nasi prenumeratorzy otrzymują wraz z bieżącym numerem. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, który warsztat gitarowy oraz tajniki jazzu szlifował na warsztatach i kursach, które prowadzili Scott Henderson, Dean Brown, Jerry Bergonzi i Dave Liebman. Ma na koncie współpracę z takimi tuzami jak Frank McComb, Karen Edwards, Eric Allen, Liz Rosa Andre Washington, Rahsaan Ahmad, Dana Hawkins, Josh Lawrence, Jacques Sequin, Mark Preston, Adam Bałdych, Anna Serafińska, Michał Urbaniak, Paweł Tomaszewski, Beata Przybytek czy Kinga Głyk. Regularnie koncertuje w ramach festiwali polskich i zagranicznych, możemy go również posłuchać na ponad dwudziestu płytach.
JAZZ FORUM: Na początek pozwól, że pogratuluję Ci porywającej płyty oraz tego, że w trzeciej dekadzie XXI wieku nie jesteś kolejnym Patem Methenym, Johnem Scofieldem czy Mikem Sternem. Omijasz te rafy w rzece inspiracji. Ale pewnie są mistrzowie, których cenisz. Na przykład ja czasami słyszę śpiewność Jeffa Becka, nieprzewidywalność Billa Frisella i chimeryczność melodyczną Johna Abercrombie’ego.
ANDRZEJ GONDEK: Bardzo dziękuję. Miło mi, że ta płyta zrobiła na tobie takie wrażenie. Wszyscy mistrzowie, których wymieniłeś, mieli i nadal mają na mnie duży wpływ i na przestrzeni lat miałem różne okresy fascynacji ich muzyką. Na pewno każdy z tych artystów posiada indywidualne brzmienie i styl, a to jest cecha, którą od zawsze doceniam. Słuchałem i słucham dużo innej muzyki, często bez gitary. W dobie Internetu, ta rzeka inspiracji jest bardzo szeroka, jednak wydaje mi się, że ten przesyt nie zawsze jest dobry.
Jeżeli chodzi o wymienionego przez ciebie Jeffa Becka, to on rzeczywiście jest jednym z moich ulubionych artystów. To szaman gitary, którego podziwiam za drogę, którą wybrał. Na przestrzeni wielu lat tworzył coś oryginalnego i artystycznie ciekawego. To mocny, gitarowy głos naszych czasów, jego dźwięki znaczą dla mnie wiele. Moimi mistrzami są też Jimi Hendrix, Hiram Bullock, Scott Henderson, Eric Gales, a z gitarzystów klasycznie jazzowych – Wes Montgomery, George Benson, Grant Green, Bobby Broom i wielu innych.
Myślę, że na moje brzmienie duży wpływ miała również muzyka bluesowa, od której zaczynałem. Moimi idolami byli Stevie Ray Vaughan, B.B. King, Albert King czy Albert Collins. Zawsze robił też na mnie duże wrażenie sposób, w jaki Robben Ford oraz Larry Carlton miksują blues i jazz. To oni, jako pierwsi, pokazali mi, na czym polega świadoma improwizacja i dzięki nim zapragnąłem się w tym świecie odnaleźć.
JF: Masz znakomity zespół, nazwiska mówią same za siebie. Trzon tworzą koledzy z tria, czyli Sławek Kurkiewicz, tym razem na basie elektrycznym, i Paweł Dobrowolski za bębnami. Odnoszę wrażenie, że to dobór kompetencyjny. Co w nich cenisz najbardziej?
AG: To wybitni muzycy. Nagrywanie utworów chciałem zrealizować na tzw. „setkę”. Dlatego zaprosiłem muzyków, którzy posiadają ogromne doświadczenie, elastyczność, a także rozumieją, o jaką przestrzeń muzyczną mi chodzi. Ich dojrzałość wpływa bezpośrednio na interakcję w muzyce improwizowanej i stanowi o tym, w jakim kierunku ona pójdzie w danym momencie. W niektórych utworach pojawia się nieregularne, zmieniające się metrum, nietypowe formy, a także trochę muzyki free, jak w utworze tytułowym. To wymaga dobrego warsztatu, elastyczności i otwartego umysłu. Zarówno Sławek, jak i Paweł mają w tych utworach duże pole do popisu, miejsce na swoją wypowiedź. Każdy z nich wnosi do tej konfiguracji coś szczególnego, oryginalnego, a tym samym bardzo ciekawego. Bardzo cenię również ich pasję do muzyki, a także po prostu to, jakimi są ludźmi. Współpraca z nimi to przyjemność.
JF: Można
powiedzieć, że gracie jazz w konwencji fusion, jednak bardziej z racji na
elektryczne zaplecze, niż formułę zakładającą uproszczenie formy. Tu tego nie
ma.
AG: W pewnym sensie moją muzykę można nazwać fusion, jakkolwiek uważam, że to słowo ma wydźwięk nieco pejoratywny. Dlatego też skłaniam się bardziej w stronę określenia jej jako jazzowa muzyka improwizowana, grana brzmieniem elektrycznym. Poruszamy się w różnych stylistykach, ważne jest jednak dla mnie to, że wszyscy mamy jazzowy background. To stwarza między nami swoistą nić porozumienia, dzięki temu możemy naturalnie i swobodnie budować kolektywne improwizacje. W poszczególnych utworach są elementy jazzu, bluesa, rocka, a także funku. Znajdują się w nich również transowe groove’y, nieregularne metrum, a także momenty improwizowanej muzyki open. Wszystko to tworzy swoisty labirynt mojej muzycznej ścieżki, dlatego nieprzypadkowy jest tytuł płyty „Maze”.
JF: Jak na trio przystało, w Twoim zespole gra łącznie pięciu muzyków.
AG: Tak, skład jest miejscami poszerzony, ale w trio to również brzmi szeroko. (śmiech) Na płycie jest jedenaście utworów, a w trzech z nich pojawia się Paweł Tomaszewski. Jest on też autorem kompozycji African Sunrise. Piątym muzykiem jest Robert Kubiszyn, który dograł Moog bas pod solo Sławka. Robert zajął się również edycją, miksem oraz masteringiem tego materiału. Miał również wiele cennych rad i spostrzeżeń.
JF: Dodatkowi muzycy są znakomitym uzupełnieniem, idealnie wpisanym w kontekst kompozycji. Jak wpada się na taki pomysł?
AG: Wynikło to z potrzeby muzyki. Przy pisaniu niektórych kompozycji, jak Guitar Song czy Five4Six, od początku myślałem o poszerzonym składzie. Już wtedy pomyślałem o Pawle Tomaszewskim i to miejsce było właśnie dla niego. Zależało mi na urozmaiceniu, które nie zdominowałoby soundu naszego tria. Paweł doskonale zrealizował to moje zamierzenie i idealnie wpasował się w naszą formułę. Wspaniale zagrał również na organach Hammonda w funkowym Pungee zespołu The Meters. Z Pawłem znamy się od lat, bardzo go cenię i cieszę się, że pojawia się na tej płycie jako gość specjalny.
JF: Kiedy śledzi się zestawienie nazwisk gwiazd, z którymi grałeś, to rozstrzał stylistyczny jest bardzo szeroki. To moim zdaniem tłumaczy, dlaczego Twoja muzyka jest tak różnorodna.
AG: Tak, miałem szczęście pograć w wielu znakomitych zespołach, poznać wspaniałych artystów, co było bardzo rozwojowe i wpłynęło na moją muzykę. Zawsze interesowała mnie praca sidemana, nadal nim jestem, daje mi to dużo satysfakcji. Myślę, że na różnorodność mojej muzyki szczególny wpływ miały moje muzyczne zainteresowania, które od początku miały szeroki rozstrzał stylistyczny.
JF: Słychać, że między gitarą a wzmacniaczem chętnie podłączasz rozmaite efekty. Co znajdziemy w Twoim pedalboardzie?
AG: Na pierwszym roku studiów zapytałem mojego profesora: „Jakich efektów mam używać?” W odpowiedzi usłyszałem: „Panie Andrzeju, efekty są, jak się ćwiczy”. (śmiech) Trudno się z nim nie zgodzić. Na pokładzie zawsze mam kostki: drive, booster, delay, reverb. I to właściwie mi wystarcza. Mam jeszcze chorus, compressor, octaver, tremolo, looper i kaczkę, a wszystkie te urządzenia konfiguruję na potrzeby danego projektu. Na płycie różne ciekawe efekty dźwiękowe nagrane są również ad hoc, przy pomocy analogowych kostek typu delay i ring modulatora. Podstawa to jednak gitara, wzmacniacz i czysty, ciepły dźwięk, który reaguje na dynamikę i artykulację.
JF: Czy są plany koncertowe związane z promocją tego materiału?
AG: Tak, pracuję nad tym i niedługo będę ogłaszał to na moich social mediach. Bardzo chciałbym zagrać ten materiał przed szerszą publicznością. Już dziś serdecznie wszystkich zapraszam.
Rozmawiał: Piotr Iwicki
Autor: Piotr Iwicki