Wytwórnia: ECM 2563 (dystrybucja Universal)

Ludvig van Beethoven – String Quartet No. 14 in C-sharp minor op. 131
Bela Bartok - String Quartet No. 1 op. 7
Jan Sebastian Bach – Fugue in C-sharp minor BWV 849


Muzycy:
Frederik Oland - skrzypce
Rune Tons­gaard Sorensen - skrzypce
Asbjorn Norgaard - altówka
Fredrik Schoyen Sjolin - wiolonczela

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2021


Prism III

Danish String Quartet

Seria wydawnicza Prism w dyskografii Danish String Quartet to zbiór pięciu płyt z nagraniami wszystkich późnych kwartetów Ludwika van Beethovena, które na poszczególnych krążkach uzupełniają fugi Jana Sebastiana Bacha oraz starannie wybrane kwartety smyczkowe kompozytorów tworzących w czasach „pobeethowenowskich”, w których zdaniem muzyków kwartetu można odnaleźć inspirację dziełami ostatniego z klasyków wiedeńskich. Nie jest tajemnicą, że w trakcie komponowania swoich ostatnich kwartetów smyczkowych Beethoven miał obsesję na punkcie kompozycji Jana Sebastiana Bacha, z których zapożyczył wiele motywów. Seria płytowa „Prism” (czyli pryzmat) w swoich założeniach ma pokazać, jak tkanka muzyczna, niczym światło w soczewce, przechodzi od dzieł Bacha, przez Beethovena, do późniejszych kompozytorów. Na rynku wydawniczym póki co obecne są pierwsze dwie części serii, do której w ostatnim czasie dołączyła omawiana część trzecia.

Album „Prism III” jest skonstruowany w sposób niechronologiczny. Odnoszę wrażenie, że układ utworów na płycie z powodzeniem mógłby stanowić kolejność koncertową, gdzie dwa duże dzieła Beethovena i Bartoka stanowią istotę recitalu, podczas gdy czterominutowa Fuga Bacha pełni rolę bisu.

Warto odnotować fakt, że skrzypkowie Danish String Quartet wymieniają się pozycją pierwszego skrzypka. Na słynnym albumie „Wood Works” pozycję prymariusza kwartetu objął Rune Tonsgaard Sorensen. W opisie płyty „Prism III” nie znajdziemy określeń pierwsze i drugie skrzypce, ale po internetowym „śledztwie” ustaliłem, że w kwartecie Beethovena Cis moll op. 131 partię pierwszych skrzypiec gra Frederik Oland, o ile nic się nie zmieniło od 21 lutego 2016, kiedy to kwartet wystąpił w Alice Tully Hall w Nowym Jorku. Jak jest w przypadku pozostałych dzieł na płycie – nie jestem pewien, ale zakładam, że układ kwartetu na tym nagraniu pozostaje bez zmian.

W grze Danish String Quartet poza mistrzostwem w opanowaniu instrumentów, zgraniem, poetyką i szeroko rozumianą kulturą, w przypadku tego konkretnego nagrania najbardziej zachwyca mnie umiejętne dozowanie środków wykonawczych na przestrzeni nie tylko poszczególnych dzieł, ale i całego albumu. Muzycy stosują zupełnie inne nasycenie dźwięku w zależności od utworu i okresu, w którym został skomponowany. Zdaję sobie sprawę, że dla każdego melomana jest to oczywiste – inaczej wykonuje się barok, a inaczej klasycyzm, czy utwory z późniejszych epok.

Należy jednak pamiętać, że w obecnym świecie rzadko kiedy wykonawcy mają tak wiele odcieni w swojej palecie kolorów. Szczególnie wśród wokalistów dominuje specjalizacja. Ciężko sobie wyobrazić obsadę, która przekona nas swym śpiewem zarówno w Wagnerze, Puccinim, jak i Purcellu. Podobnie jest z instrumentalistami, którzy z reguły dobrze czują się, albo w baroku, albo w romantyzmie i rzadko kiedy łączą tak odległe światy komponując swoje recitale. Tym bardziej imponuje mi świadomość prawideł wykonawczych, jakie obowiązują w każdym ze stylów oraz przede wszystkim ich egzekucja w wykonaniu duńskiego kwartetu.

Barwa w Beethovenie jest głównie powściągliwa i liryczna, a nawet wokalna. Jedynie momentami wybucha mocnym forte, które jednak nigdy nie przekracza umownego limitu mocy, który zespół narzucił sobie na czas interpretacji dzieła skomponowanego w okresie klasycyzmu. W Bartoku wszystko jest intensywniejsze, mocniejsze. Smyczki jak­by powędrowały bliżej podstawków, a lewe ręce muzyków kwartetu jakby mocniej dociskały struny do gryfów. Zupełnie inna barwa, inna moc. I na koniec Bach, zagrany z delikatną wibracją, bardzo matowo, subtelnie. Wyobrażam sobie, że w odbiorze tego albumu największym błędem mogłoby być słuchanie go fragmentami, bo to, co jest najbardziej imponujące, dzieje się pomiędzy utworami, poprzez wzajemny kontekst. Ciekawi mnie, jak zespół zbudował narrację na przestrzeni wszystkich pięciu płyt. Jestem przekonany, że warto zapoznać się z całą serią „Prism”, aby uchwycić ciągłość zastosowanych przez kwartet założeń interpretacyjnych w szerszej skali.

Autor: Krzysztof Lenczowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm