Wytwórnia: do the math 0602517268326

Prog

The Bad Plus

  • Ocena - 5

Everybody Wants to Rule the World; Physical Cities; Life on Mars?; Mint; Giant; Thrift-store Jewelry; Tom Sawyer; This Guy’s in Love withYou; The World is the Same; 1980 World Champion
Muzycy: Reid Anderson, kontrabas; Ethan Iverson, fortepian; David King, perkusja

„Prog” to prawdziwa płyta, która reprezentuje nas w sposób bardzo klarowny, bez filtra. Brzmienie poprzednich płyt było wyolbrzymione, bo tego wtedy chcieliśmy, teraz jesteśmy bardziej obnażeni” – mówi basista Reid Anderson.

Jak więc brzmi muzyka The Bad Plus „bez filtra”? Odpowiedź wcale nie jest taka prosta, bo formuła „standardu rockowego”, która jest kolejną odpowiedzią na pamiętną płytę -prowokację Herbie’ego Hancocka „The New Standard” z 1996 roku niejedno ma imię i nie jest już nowością.

The Bad Plus zakłada pełne równouprawnienie muzyków, co słychać niemal od pierwszej chwili, bo role basisty i perkusisty są co najmniej tak ważne jak pianisty. Mamy tu serię kompozycji trzech muzyków tria, a także covery przebojów Burta Bacharacha, Davida Bowie oraz grup Tears for Fears i Nirvana. Opracowania realizowane w przeróżny sposób, od cytowanych nuta w nutę ballad w rodzaju Everybody Wants to Rule the World po rozbudowane, dążące do efektownych kulminacji quasi-poematy w rodzaju Life On Mars?. Ale mnie podobają się najbardziej kompozycje członków tria, zwłaszcza Physical Cities Andersona, Mint Iversona i kończący płytę 1980 World Champion Kinga.
To jest istotny krok naprzód w stosunku do choćby szwedzkiego tria E.S.T., którego założenia są skądinąd podobne. Ale E.S.T. kokietuje odbiorców klasycznego standardu, a The Bad Plus uciekają do przodu. Zabawa w zmienne rytmy, faktury i harmonie (co i rusz pobrzmiewa w fortepianie wylewny Rachmaninow!) w niewielkim stopniu przypomina tradycyjny jazzowy puls, na którym przez dziesiątki lat muzycy jazzowi budowali improwizacje. The Bad Plus nie odpuszczają i przekomponowanie odbywa się non-stop bez podziału na tradycyjne role solistów i sekcji rytmicznej.

Oczywiście mamy tu kilka solówek, choćby rewelacyjne bębny w Thriftstore Jewelry czy szalony polimetryczny, a nawet politematyczny fortepian w Tom Sawyer, ale nie to stanowi o istocie eksperymentu. Oni zrywają z konwencją i dają pierwszeństwo solistom tylko wtedy, gdy to wynika z przyjętej dramaturgii. Nie ma chorusów, nie ma symetrii, nie ma „swingu”, nie ma „jazzu” w takim brzmieniu i takiej formule, jaką znamy z setek wykonań.

A mimo to silna nić porozumienia z tradycją jest, zwłaszcza wtedy, gdy słucha się kapi-talnej, budzącej niekłamany respekt końcowej części Physical Cities z serią zmiennych riffów czy 1980 World Champion, utworu pulsującego jak za najlepszych złotych czasów muzyki funk. Nie wspominam tu w ogóle o umiejętnościach muzyków, bo jest oczywiste, że ten pomysł da się realizować wyłącznie z absolutnie pełnym zaangażowaniem nazwij-my to „intelektualnym”, jak i wykonawczym. Każdy utwór – i tu należy wierzyć wypowiedziom muzyków – powstaje jako efekt najpierw indywidualnego pomysłu, potem zbio-rowej akceptacji, wreszcie potężnej pracy przygotowawczej i realizacyjnej.

Co ja zresztą będę pisał, posłuchajcie sami. Świetna płyta, dla wielu prawdziwe wyda-rzenie! Obowiązkowa lektura dla tych fanów i tych muzyków, którym niekoniecznie od-powiada ciągła powtórka z post-bopowej klasyki.

Autor: Tomasz Szachowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm