Wytwórnia: Mack Avenue MAC 1063

Boogety Boogety; J. Mac; Wiggins; Haynes Here; Detroit; Seeds From the Underground; Du-Wo-Mo; Welcome Earth Song; Ballad Jarrett; Laviso, I Bon?

Muzycy: Kenny Garrett, saksofon altowy, sopranowy, fortepian; Benito Gonzalez, fortepian; Nat Reeves, kontrabas; Ronald Bruner, perkusja; Rudy Bird, bębny bata, instr. perkusyjne; Nedelka Prescod, Sengbe Kona Khasu, Donald Brown, Trudy Bird, Misha Tarasoc, Rusty Chops, śpiew

Seeds From The Underground

Kenny Garrett

  • Ocena - 5

Idea albumu jest prosta. Lider uznał, że każdy z mentorów, nauczycieli bądź ważnych ludzi, których spotkał na swojej drodze (lub zetknął się z ich dziełem) zaszczepił w nim ziarno; to zaś kiełkując z czasem wydaje owoce, czyli muzykę, którą Garrett tworzy i wykonuje. Nie kryje więc, że jest tutaj duch dokonań Billy’ego Wigginsa, bandleadera ze szkolnych lat, jest coś z Marcusa Belgrave’a (trębacza i mentora Garretta), jak i klimat orkiestrowych dzieł Ellingtona (Garrett zetknął się jako osiemnastolatek z tą muzyką w orkiestrze prowadzonej przez Mercera Ellingtona). Lider nie kryje też, że w jego muzyce obecni są tacy giganci jak Chick Corea, Miles Davis i Christian McBride, którzy tak jak setki innych wywarli na niego wpływ.

Słuchając albumu, nasze skojarzenia zmierzają też wprost ku Jo¬hnowi Col¬trane’owi, którego duch przeniknął przez J. Mac, a gra Gonzaleza to niemal hołd złożony McCoy Tynerowi. I nic dziwnego, skoro sam Garrett przyznaje, że ta płyta to również hołd dla giganta jazzowego fortepianu. Przyznam się, że mam dylemat, bowiem lider postarał się o to, aby krążek był dopieszczony w każdym elemencie. Zwyczajnie nie ma słabych stron, ja przynajmniej ich nie odnajduję.

Dobór współwykonawców można nazwać merytorycznie właściwym, a każdy z kolejnych płytowych indeksów rzuca nas na jazzową głębię, przy jednoczesnej konstatacji czymś co „ziomale” zwykli określać słowem „szacun”. I przyznam, że gdzieś w tyle głowy cały czas ów „szacun” mi pobrzmiewa, nakazując poprzestanie pisania o tym albumie. Odtwórzcie bowiem choćby drugi utwór, aby zauważyć, że tutaj nie ma o czym pisać! Ile bowiem peanów wytrzyma ta kartka papieru?

Dla mnie to kolejny kamień milowy w dorobku saksofonisty, który nagrał już wiele albumów zasługujących na miano arcydzieła. Nigdy jednak nie przekroczył tajemnej granicy, która sprawia, że wchodzi się do grona geniuszy jazzu. Ten zaś to w dorobku Garretta coś więcej. Szczerze? Najlepsza płyta z liczbą 2012 w wydawniczym indeksie bez podziału na wytwórnie. Przynajmniej dotychczas.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm