Wytwórnia: Edition Records
Sunrise and Joshua Trees
Southbound
Serpentine
The Peanut
Nowhere, Now Here/Sunrise Reprise
Muzycy:
Chris Potter - saksofon tenorowy i sopranowy, klarnety, flety, instr. klawiszowe, sampler
James Francies - instr. klawiszowe
Eric Harland - perkusja
Recenzja opublikowana w Jazz Forum 7-8/2021
Po kilku albumach o charakterze impresjonistycznym, wydanych przez ECM, jeden z wiodących saksofonistów jazzowych zmienił mocno orientację stylistyczną. W 2017 roku Potter powołał częściowo zelektryfikowany kwartet Circuits, który zaproponował wysoce energetyczną i absolutnie współczesną wersję jazzowej przygody. Pierwszy jego album zatytułowany „Circuits”, który ukazał się w 2019 r., zajmował wysokie pozycje w podsumowaniach roku w ważnych periodykach. Niniejsza płyta jest drugim projektem zespołu zrealizowanym już w trio. Basistę zastąpiono intensywnie brzmiącym syntetycznym basem, lecz momentami przypominającym do złudzenia instrument strunowy.
Album „Sunrise Reprise” nagrano w jeden wrześniowy dzień ubiegłego roku. Aura tamtego okresu wyraźnie udzieliła się muzykom, którzy musieli szybko wyładować cały bagaż nagromadzonych emocji po pandemicznym zamknięciu w domach. Trio Pottera prezentuje pięć, niekiedy całkiem rozbudowanych, utworów, które z jednej strony sprawiają wrażenie mocno zaaranżowanych, a z drugiej – odbieramy je jakby powstały zupełnie spontanicznie. Zespół dostarczył pełny wachlarz wrażeń tak w sensie intensywności akcji, rozmaitości wątków stylistycznych, jak i użytych środków wyrazu.
Utwór Sunrise and Joshua Trees rozpoczynają frazy formowane syntetycznie przypominając wczesne nagrania eterycznego Weather Report. Ustępują one z wolna zdublowanemu głosowi saksofonów, pomrukiwaniu basu w tle i dyskretnej akcentacji perkusyjnej. Bardziej kontemplacyjny charakter ma kompozycja The Peanut, wykonana przez akustyczny duet Potter-Francies. Z gry emanuje tu subtelność linii melodycznej i finezja użytych harmonii.
Pozostałe utwory, nawet gdy rozpoczyna je łagodna introdukcja, zostają szybko zdominowane tłem połamanych rytmów perkusyjnych, wyrazistą pulsacją basową, a przede wszystkim potokiem niezwykle intensywnych saksofonowych rajdów lidera. Zwinność, brawurowość i elokwencję gry Pottera można porównywać z tą, jaką posiadali John Coltrane czy Michael Brecker. W tym kontekście, następujące po solach Pottera partie popisowe Franciesa na rozmaitych klawiaturach wyraźnie kontrastują swą powściągliwością, choć nadal trzymają klimat. Natomiast Harland pozostaje cały czas niespokojnym duchem, obojętnie czy dekonstruuje i wzbogaca rytmy funkowe, afrykańskie, czy hip-hopowe. Z pewnym zaskoczeniem odbieramy więc zapętlone, wyciszające i jakby industrialne zakończenie tego niezwykle energetycznego albumu.
Autor: Cezary Gumiński