Wytwórnia: Audio Cave

Intro
Symfonie
Asmet
Core
Final


Muzycy:
Dominik Strycharski - flety proste, śpiew, elektronika
Barbara Drążkowska - fortepian preparowany
Wojciech Jachna - trąbka
Zbigniew Kozera - kontrabas
Paweł Szpura - perkusja
Orkiestra Dęta Ursus pod dyr. Karola Węclewskiego

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 6/2021


Symfonia Fabryki Ursus

Dominik Strycharski Core/Orkiestra Dęta Ursus

Pierwsza sekwencja akordów, podniosły charakter utworu Intro oraz „symfonia” w tytule sugerują dzieło pełne rozmachu, a może nawet pompy. Tymczasem „Symfonia Fabryki Ursus” jest przede wszystkim ćwiczeniem z pracy w długim czasie.

Po pierwsze, to muzyka, dla której punktem wyjścia była praca Dominika Strycharskiego nad muzyką do filmu dokumentalnego pod tym samym tytułem w reż. Jaśminy Wójcik. Po drugie – samo to było już długim procesem, który obejmował choćby warsztaty muzyczne z pracownikami zamkniętego „Ursusa”, też prowadzone przez Strycharskiego. Po trzecie wreszcie – pomysł dotyczył odtwarzania pamięci pracy w zespole Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus”, które istniały też długo, bo ponad sto lat. No i wreszcie najważniejsze – samo powstawanie płyty okazało się procesem wieloetapowym: był film – ukończony w 2018 r., nagradzany i świetnie przyjęty, potem wspólne koncerty grupy Dominik Strycharski Core i zakładowej orkiestry z „Ursusa” (rok 2019), a ostatnie nagrania materiału, który lider złożył w ostatecznym porządku, odbywały się jeszcze w marcu 2021 r.

Strycharski na czele tego przedsięwzięcia, zakładającego masę roboty, wydaje się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. W niemal każdej minucie słychać tu ciężar tematu – nie jako coś odstraszającego, tylko podkreślającego znój, pracę przy maszynie, zbiorowy wysiłek. Lider wykorzystuje siłę orkiestry dętej, ale wyznacza jej zadania bliższe swoim zainteresowaniom, wykraczającym poza jazz, idącym w stronę muzyki filharmonicznej XX wieku.

Wiemy, że bliscy mu byli Eric Dolphy, ale i Louis Andriessen – to potwierdza jego dyskografia. Ale tu słychać również inspiracje muzyką Igora Strawińskiego czy Krzysztofa Pendereckiego, brzmienia industrialne, echa dark ambientu, a nawet techno w finałowej, piątej części.

W ekspresyjnej produkcji zwracają uwagę różnorodne partie wokalne lidera, mocno przetwarzającego swój głos przez efekty, ale też dobór innych elementów – preparacji fortepianowych Barbary Drążkowskiej czy mocnej gry sekcji rytmicznej, która towarzyszyć musi awangardowym klastrom, a zarazem momentami wyznaczać niemal marszowy puls. Dużo w tym nerwu, dużo olśnienia bliskiego dziełom futurystów, stosunkowo mało natomiast – poza tą drobną chwilą w uwerturze – sentymentalizmu, jakiego pewnie standardowo spodziewalibyśmy się w takim utworze. 

Jednym z największych osiągnięć w pracy nad tym albumem, będącym godnym zwieńczeniem całego wieloletniego procesu, jest tu jednak coś innego – skuteczność, z jaką Strycharski zamazywał granicę między swoim kwintetem zawodowców a amatorską orkiestrą z „Ursusa”. Na scenie, w wydaniu koncertowym, pokazane są jeszcze jako odrębne byty, ale na płycie stają się jednym zespołem. Słychać więc tu tym bardziej triumf zbiorowej pracy, ale też dostajemy – pokazany nieco inaczej niż w samym filmie – sygnał tego, że pamięć przetrwała. Ukryty jest w muzyce. No i w muzykach, bo zakładowa orkiestra – dalej działająca (jej członkowie zachowali kontakt i grywają wciąż, teraz na warszawskiej Pradze), obecna podczas koncertowej premiery albumu w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego – przeżyła przecież samą fabrykę.  

Autor: Bartek Chaciński, „Polityka”

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm