Wytwórnia: Nonesuch 7559798395

The Art Of The Trio Recordings: 1996-2001

Brad Mehldau Trio

  • Ocena - 5

CD 1 – „The Art Of The Trio, Vol. 1” (1997): Blame It on My Youth; I Didn’t Know What Time It Was; Ron’s Place; Blackbird; Lament for Linus; Mignon’s Song; I Fall in Love Too Easily; Lucid; Nobody Else But Me.
CD 2 – „The Art Of The Trio, Vol. 2: Live At The Village Vanguard” (1998): It’s Alright With Me; Young and Foolish; Monk’s Dream; The Way You Look Tonight; Moon River; Countdown
CD 3 – „The Art Of The Trio. 3 Songs” (1998): Song-Song; Unrequited; Bewitched, Bothered and Bewildered; Exit Music (For a Film); At a Loss; Convalescent; For All We Know; River Man; Young At Heart; Sehnsucht.
CD 4 – „The Art Of The Trio Vol. 4: Back at the Vanguard” (1999): All the Things You Are; Sehnsucht; Nice Pass; Solar; London Blues; I’ll Be Seeing You; Exit Music (For a Film)
CD 5 – „The Art Of The Trio, Vol. 5: Progressions” (2001): The More I See You; Dream’s Monk; The Folks Who Live on the Hill; Alone Together; Might as Well Be Spring; Cry Me a River; River Man
CD 6 – „The Art Of The Trio, Vol. 5: Progressions” (2001): Quit; Secret Love; Sublation; Resignation; Long Ago and Far Away; How Long Has This Been Going On?
CD 7 – „Additional Recordings” (1997-2001): London Blues (1/7/99); Unrequited (8/1/97); Ron’s Place (7/31/97); In the Wee Small Hours (2001); Lament for Linus (7/31/97).
Muzycy: Brad Mehldau, fortepian; Larry Grenadier, kontrabas; Jorge Rossy, perkusja

Już dawno na płytowym rynku nie pojawiło się tak reprezentatywne wydawnictwo spinające klamrą istotny rozdział nie tylko w życiu słynnego jazzmana, ale pewien etap w rozwoju konwencji jazzowego comba oraz języka muzycznej ekspresji, estetycznej konwencji stworzonej przez Brada Mehldaua i jego kompanów. Mamy tu do czynienia z formacją iście zjawiskową – to nowa definicja pojmowania jazzowego, klasycznego tria z fortepianem na pierwszym planie. Ale czy na pewno na pierwszym?

Cała ta historia rozpoczyna się 4 września 1996 roku, kiedy to trzech muzyków z coraz jaśniej błyszczącą gwiazdą współpracującego z Joshuą Redmanem pianisty na czele weszło do studia Mad Hatter w Los Angeles, by nagrać dziewięć tematów. Tym albumem artysta zaistniał w świadomości jazzowych fanów i krytyków tak spektakularnie, że zaczęto mówić o spełnionej nadziei współczesnego jazzu. Gdy trzeba eteryczny, rozedrgany, uciekający w dalekie harmoniczne wycieczki, ekstrawertyczny lider uczynił z zespołu monolit, który swobodnie „odjeżdża”, wprawnie budując napięcie i dramaturgię tematów.

Gdy śledzimy na podstawie kolejnych płyt ewolucję zespołu słychać, jak wiele dało mu wspólne koncertowanie, wzajemne osłuchanie, jak na dłoni wychodzi tutaj umiejętność przewidywania tego, co uczyni w danym momencie kompan. I na tym polega siła tego zespołu, że każdy z artystów potrafi przejąć na kilka chwil ciężar bycia solistą, a reszta jak kameleony momentalnie zlewa się z tłem akompaniamentu.

Oczywiście główny ciężar budowania formy, scenariusza poszczególnych utworów spoczywa na pianiście, jednak Larry Grenadier i Jorge Rossy wyłamują się stereotypowi perkusyjno-kontrabasowemu w sensie pojmowania ich wyłącznie usługowej roli. I stąd trafna, zawarta w tytule rekapitulacja tych pięcioletnich dokonań jako „The Art Of The Trio”, nawiązująca wprost do Bachowskiego kompendium „Sztuki fugi”.

Znając cały ten materiał od lat, z zaciekawieniem czekałem na rzeczy bonusowe, zawsze to intrygujące, co muzycy postanowili odrzucić z materiału i czym się kierowali. Po przesłuchaniu okazało się, że to kwestia bardzo subiektywnej oceny wydawców i lidera, bowiem ani to materiał gorszy, ani lepszy, co najważniejsze – inny. Tak, jak inny jest od poprzedniego i kolejnego koncert, bądź studyjna rejestracja pełna jazzowej improwizacji. Dla miłośników sztuki siódma płyta w pudełku to zapewne rarytas.

Pisząc tutaj o „The Art Of The Trio Recordings 1996-2001” z prozaicznych przyczyn nie zagłębiałem się w opisy poszczególnych albumów, bowiem uczyniliśmy to już wcześniej przy okazji ich premier. Fakt ukazania się tych albumów to pretekst do nadania temu Mehldauowskiemu rozdziałowi swoistego opusu, zarówno z szacunku dla jego dzieła, jak i ku pamięci. Cóż, nawet trudno silić się tutaj na oryginalność, gdy cały jazzowy świat opisał te krążki złotymi literami.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm