Wytwórnia: Concord Jazz 0888072312302

The Gate

Kurt Elling

  • Ocena - 4

Matte Kudasai; Steppin’ Out; Come Running to Me; Norwegian Wood; Blue in Green; Samurai Cowboy; After the Love Has Gone; Golden Lady; Nighttown, Lady Bright
Muzycy: Kurt Elling, śpiew; Bob Mintzer, saksofon tenorowy; John McLean, gitara; Laurence Hobgood, fortepian; John Patitucci, bas; Terreon Gulley, perkusja, instr. perkusyjne; Kobie Watkins, perkusja; Lenny Castro, instr. perkusyjne

Po uhonorowanej nagrodą Grammy płytą  „Dedicated To You” Kurt Elling – aktualnie najjaśniejsza gwiazda białej wokalistyki jazzowej – postanowił zaprezentować album złożony z interpretacji tematów muzyki pop, rock, soul i jazzu. W repertuarze płyty pojawiły się m.in. kompozycje Davisa, Hancocka, Lennona, Wondera, grup Earth Wind & Fire i King Crimson.

Elling to erudyta, miłośnik kultury Wschodu i dyplomowany religioznawca; nic więc dziwnego, że tytuł albumu powstał z inspiracji czymś tak wysublimowanym jak forma „bramy bez wrót”, charakterystyczna dla świątyń (przestrzeni) shintoistycznych. W jednym z wywiadów Elling snuje fachowe uwagi ten temat (owa brama stanowi symboliczne rozdzielenie sfery sacrum i profanum), ale ponieważ rozważania te w znikomym stopniu przekładają się na zawartość i charakter albumu, nie wiadomo, czy traktować je z nabożną powagą, czy raczej jako element marketingu – całość to jednak (tylko) jazzujące piosenki ułożone w sensownej kolejności.

Początek jest obiecujący: temat Matte Kudasai (z japońskiego: „zwolnij, proszę”) zaczerpnięty z „Discipline” King Crimson zabrzmiał ciekawie, choć musiał „polec” w konfrontacji z wciąż genialnie brzmiącym oryginałem (nagranym równo 30 lat temu). Chyba lepiej wypadł Norwegian Wood, gdzie Elling kombinuje z harmonią i metrum, a gitarzysta John McLean gra rockową solówkę. Najoryginalniejszy jest Blue in Green, z kontrastami dynamicznymi i impresjonistycznym fortepianem na pierwszym planie.

U Ellinga podoba mi się świetna technika wokalna, olbrzymia skala głosu z idealnie brzmiącym „dołem” (wahnięcia intonacyjne to tylko „puszczanie oka” do słuchacza), ciepła, czasem lekko nosowa, barwa urozmaicana zróżnicowanym wibrato i niuansami dynamicznymi. Nie przypadły mi natomiast do gustu nakładki linii wokalnych, które, czasem nadużywane, trącą manierą; zdecydowanie wolę też muzyczny humor (Samurai Cowboy) i swingujący jazz (Stepping Out) niż ckliwy sentymentalizm (Come Running to Me, After the Love Has Gone).

Ważną rolę w budowaniu ostatecznego klimatu nagrań odegrali muzycy sekcji, zwłaszcza długoletni współpracownik Ellinga, pianista Laurence Hobgood oraz John Patitucci. Dobra, choć nierówna płyta, ze sporą nadwyżką formy nad treścią.

Autor: Bogdan Chmura

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm