Wytwórnia: Sony Music 88697718992

The Imagine Project

Herbie Hancock

  • Ocena - 4

Imagine; Don’t Give Up; Tempo De Amour; Space Captain; The Times, They Are a Changin’; La Tierra; Tamatant Tilay/Exodus; Tomorrow Never Knows; A Change Is Gonna Come; The Song Goes On
Muzycy: Herbie Hancock, fortepian; Larry Goldings, organy Hammonda, instr. klawiszowe; Lionel Loueke, gitara; Vinnie Colaiuta, perkusja; Alex Acuña, instr. perkusyjne; Fatoumata Diawara, Oteil Burbridge, Chaka Khan, John Legend, Seal, Dave Matthews, śpiew; i inni



70-letni Herbie Hancock od pierwszych chwil swej kariery kolaborował z muzyką pop i jej odgałęzieniami, takimi jak funk, soul, rhythm-and-blues i fusion. Warto pamiętać, że jego pierwszy wielki przebój z 1963 roku Watermelon Man stał się nie tylko standardem jazzowym, ale ulubionym hitem wielu wykonawców spoza jazzu. Hancock to z jednej strony wpływowy, wybitny pianista jazzowy o jasno zarysowanym stylu, z drugiej kompan artystów w rodzaju Billa Laswella, świetnie orientujący się w rynku i branży rozrywkowej. Przykładów na tych łamach nie trzeba przytaczać. Kto choć raz w życiu posłuchał płyty „Future Shock” czy „Man Child” wie, o czym piszę.

Ale Herbie korzystając z tych doświadczeń próbuje od lat realizować pomysł wprowadzenia do obiegu jazzowego nowych standardów, czego świetnym przykładem była płyta „New Standard” z 1995 roku z utworami m.in. Stevie’ego Wondera, Petera Gabriela, Sade Adu, czy Prince’a w nagraniu tak wytrawnych jazzmanów jak John Scofield, Michael Brecker, czy Dave Holland. Innym przykładem tych poszukiwań była wyróżniona w 2008 roku nagrodą Grammy w kategorii Album Roku płyta „River – The Joni Letters” z utworami Joni Mitchell, z udziałem takich sław jak m.in. Tina Turner, Leonard Cohen, Norah Jones i sama Joni Mitchell oraz jazzmanów – wspomnianego Dave’a Hollanda, Vinnie’ego Colaiuty i Lionela Loueke. Ten zestaw artystów gwarantował już w fazie pomysłu dobry rezultat i to się potwierdziło.

Jakby na fali sukcesu „River” powstał „Imagine Project”, gdzie Hancock po raz kolejny sięga do repertuaru niejazzowego, tym razem o sporym rozrzucie stylistycznym od Imagine Johna Lennona, poprzez Don’t Give Up Petera Gabriela, Tempo de Amor Baden Powella, The Times, They Are a Changin’  Boba Dylana, aż po A Change Is Gonna Come Sama Cooke’a. Współproducentem i współaranżerem albumu jest wysoko ceniony w branży basista i kompozytor Larry Klein, mający w dorobku producenckim m.in. płyty Joni Mitchell, Madeleine Peyroux, Melody Gardot i Tilla Brönnera, a także wspomnianą, nagrodzoną „River” Hancocka. Do grona jazzmanów (Hancock, Colaiuta, Goldings, Loueke, Acuña) dobrano artystów etnicznych z różnych części świata. I ten niemały stuff wspomaga śpiewających solistów w rodzaju Fatoumata Diawary, Céu, Oteil Burbridge, Juanes, czy K’NAAN. Są też i postaci znane, jak John Legend, Chaka Khan, Dave Matthews, czy James Morrison.

Wg słów Hancocka (komentarz na okładce) jest to zamierzenie mające pokazać „the power and beauty of global collaboration as a golden path to peace” .

I oto na początek Imagine Lennona, po nastrojowym wstępie (śpiewają Pink i Seal) pojawia się wyrazisty i naturalny puls podkreślający wprowadzony tu nieoczekiwanie koloryt „afrykański”. Potem przebój Petera Gabriela przypominający w wokalu oryginał z ładnym brzmieniem gitary Loueke (to mocna postać całej płyty), dalej bossa-nova de Moraesa Tempo de Amor.

I pierwsza refleksja. Brak tu jazzu! Brak interakcji, ekspresji, starcia, kulminacji czy jakichkolwiek solowych jazzowych fajerwerków. Wokaliści na ogół wypadają blado i tak naprawdę, chwilami, nic się tu nie dzieje. Dalej – Space Captain w mało dziś oryginalnej manierze soulowej wczesnych lat 80., a potem legendarna ballada Dylana The Times, They Are a Changin’. Jest klimat dylanowski, jest nieźle zaśpiewany przez Lisę Hannigan elektryzujący (moje pokolenie) motyw i dobarwiające solówki skrzypiec (Sean Keane), fortepianu (Hancock), a także innych instrumentów. Stylizacja na irlandzki folk udana, timing zwarty choć może całość zbyt długa.

I dalej – w telegraficznym skrócie – epizod hiszpański (La Tierra), arabski (Tamatant Tilay/Exodus) beatlesowski (Tomorrow Never Knows) rhythm-and-bluesowy (A Change Is Gonna Come – klasyk pióra legendarnego Sama Cooke’a), wreszcie hinduski (The Song Goes On) z udziałem Anoushki Shankar na sitarze i Wayne’a Shortera na sopranie. I to jest najlepsza pozycja płyty – z całym bogactwem emocji, barw i odniesień, jako się rzekło, multietnicznych, zgodnie z przyjętym założeniem.

Nie ma sensu omawiać szczegółowo całości, płytę trzeba koniecznie przesłuchać mimo tych uwag. Plan był dobry, budżet zapewne też, lider i współproducent z najwyższej półki, nagrania rejestrowane w różnych częściach świata, serwis techniczny najlepszy z możliwych. I co? Chyba to, że zabrakło osobowości wokalistów na miarę tych z „River”. Nie wystarczy śpiewać w języku hindi czy urodzić się w ojczyźnie flamenco, by zaczarować słuchacza. Te rzeczy nie zawsze idą ze sobą w parze. W zbyt wielu momentach na płycie wieje nudą, solówki nie zawsze się kleją, a sam mistrz Herbie nie w każdym momencie przekonuje swym fortepianowym kontrapunktem.

Zresztą posłuchajcie sami. Jeśli się mylę i ktoś mi to udowodni, z chęcią odwołam te słowa, bo Herbie Hancock jest moim ulubionym artystą od zawsze (cóż za wspaniały koncert w Filharmonii Narodowej dwa lata temu!).

Autor: Tomasz Szachowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm