Wytwórnia: Universal 00600753202258

The Ten Shades Of Blues

Richard Bona

  • Ocena - 4.5

Take One; Shiva Mantra; Good Times; Mbemba Mama; Kurumalete; Souleymane; African Cowboy; Esukudu; Yara’s Blues; Sona Moyo; Camer Secrets.
Muzycy: Richard Bona, śpiew, gitara basowa, instr. klawiszowe, gitary, instrumenty perkusyjne, kontrabas, mandolina, perkusja, sample; Obed Calvaire, perkusja; Bob Reynolds, saksofon; Michael Rodriguez, trąbka; Marshall Gilkes, puzon; Bailo Baa, flet Fula; Jojo Kuoh, perkusja; Gregoire Maret, harmonijka; Bert Van Den Brink, organy Hammonda; Ryan Cavanaugh, bandżo; Christian Howes, skrzypki; Sylvain Luc, gitary; Jean Michel Pilc, fortepian; Frank McComb, śpiew; Niladiri Kumar, sitar; Satyajit Talwalkar, tabla, konnakol; Vivek Rajgopalan, mridangam, ganjira, konnakol; Nandini Srikar, śpiew; Shankar Mahadevan, śpiew

Wirtuozerskie, wręcz cyrkowe, estradowe popisy Richarda Bony na gitarze basowej często przesłaniają jego talenty jako wokalisty. A warto przypomnieć, że właśnie do śpiewu, a nie gry na basie zatrudnił go swego czasu Pat Metheny. Mając to na względzie, nie powinno już dziwić, że na swej najnowszej płycie kameruński muzyk prezentuje się głównie jako wokalista. Gitara basowa, która spopularyzowała jego nazwisko w świecie jazzu, jest tu traktowana tylko jako jeden z wielu, obsługiwanych przez niego instrumentów, tworzących podkład dla śpiewu.

W niezwykły klimat tej płyty wprowadza już niespełna minutowy Take One, gdzie poprzez wielokrotne nakładki Bona uzyskuje brzmienie śpiewającego a cappella zespołu wokalnego. Sugeruje to już sam tytuł utworu, nawiązujący do grupy Take 6. Bywalcy koncertów Bony wiedzą, że efekt ten potrafi on osiągać na żywo stosując tzw. pętlę, co zawsze spotyka się z aplauzem widowni.

Atuty Bony jako wokalisty to nie tylko miękki, aksamitny głos, który najlepiej określa angielski przymiotnik „smooth”, ale przede wszystkim użytek, jaki z niego czyni. Obok typowych dla jazzu pozbawionych tekstu wokaliz, stosuje on konsekwentnie śpiew w ojczystym, afrykańskim języku Dou­ala, co w wokalistyce jazzowej jest rzeczą bez precedensu.

Stąd pytanie, czy nagrywana – w przeciwieństwie do wykonywanej na koncertach – przez Bonę muzyka to jeszcze jazz czy raczej tzw. world music. Tym razem, do swej charakterystycznej jazzowo-afrykańskiej mieszanki dorzuca on jeszcze elementy muzyki hinduskiej (Shiva Mantra), bluegrass (African Cowboy) i oldskulowego R’n’B (Yara’s Blues). Koncepcję artysty wyjaśnia między innymi tytuł płyty – jest nim uchwycenie wspólnego różnym kulturom elementu smutku i zadumy. Nie zawsze jest on tu oczywisty, szczególnie gdy połączony jest z taneczną afrykańską polirytmią. Sugerują go wtedy tytuły utworów,  jak Mbebma Mama (Łzy matki) czy Kurumalete (Czarownica). Nadając całej płycie miękkie, stonowane brzmienie, Bona potrafi umiejętnie zróżnicować zawarte na niej utwory, między innymi dzięki temu, że każdy nagrany jest w nieco innym składzie. Dwa z nich, Shiva Mantra i African Cowboy,  to majstersztyki muzycznego multikulturalizmu. W pierwszym z nich głos Bony fantastycznie uzupełnia hinduski zaśpiew, raz tworząc jego chórek, raz pojawiając się na pierwszym planie. W drugim równie płynnie utwór przechodzi z bluegrass do Afro-beatu, by ponownie wrócić do bluegrass. Warto zauważyć, że nawet w „etnicznych” utworach Bona konsekwentnie używa muzyków związanych z jazzem, jak znany z nagrań Remember Shakti – Shankar Mahadevan, Frank McComb, ex-wokalista Buckshot LeFonque czy grający z Billem Evansem bandżysta Ryan Cavanaugh. Solówka tego ostatniego w African Cowboy dosłownie powala. Podobnie wirtuozerska jest gra innych „młodych lwów” jazzu, których Bona dobrał do tych nagrań.

Na pewno znajdą się krytycy, którzy będą mieli za złe muzyce Bony, że nie poddaje się łatwym klasyfikacjom albo że jest zbyt „smooth”. Dla mnie właśnie ta płyta ukazuje, że jest to dojrzały artysta posiadający całkowicie własną, oryginalną koncepcję muzyki. A takich jest, niestety, bardzo niewielu.
 

Autor: Marek Garztecki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm