Wytwórnia: Polydor 4739865 (dystrybucja Universal)
CD 1 – Rhythm And Blues At The Flamingo
CD 2 – Fame At Last
CD 3 – Sweet Things
CD 4 – Sound Venture
CD 5 – Money
Muzycy: Georgie Fame, organy Hammonda, fortepian, śpiew, z towarzyszeniem zespołów The Blue Flames (m.in. Colin Green, John McLaughlin, Big Jim Sullivan, gitara; Michael Eve, Peter Coe, saksofon tenorowy; Glenn Hughes, saksofon barytonowy; Red Reece, Mitch Mitchell, perkusja) i The Harry South Big Band, m.in. Kenny Wheeler, trąbka; Johnny Marshall, puzon; Ronnie Scott, Dick Morrisey, saksofon, Phil Seamen, perkusja
Recenzję opublikowano w numerze 9/2016 Jazz Forum.
Istotną, a w skali międzynarodowej względnie rzadką cechą bluesa Albionu lat 60. były liczne koneksje jazzowe, wyznaczające kierunek jego ewolucji – zważywszy że styl Blues Incorporated Alexisa Kornera zmienił się wyraźnie dzięki „inkorporowanemu” z postbopowego Don Rendell Quintet Grahamowi Bondowi. Że również postbopowy The Graham Bond Quartet szybko przekształcił się w The Graham Bond Organization, pioniera fuzji jazzu, bluesa i rocka. I że ku „jazz blues fusion” podążył później, nie tylko na płycie pod tym tytułem, trzeci „ojciec-założyciel” brytyjskiego bluesa w osobie Johna Mayalla.
Kariera nieco młodszego Clive’a Powella (rocznik 1943), który był szerzej znany jako Georgie Fame, dostarcza tu egzemplifikacji bardziej wręcz znamiennych. O ile bowiem dla Bonda „czysty” jazz był zaledwie punktem wyjścia, a dla Mayalla – obszarem, którego nigdy bliżej nie rozpoznał, dla Fame’a okazał się on... punktem dojścia, przynajmniej w początkowym, najważniejszym okresie, nader pieczołowicie zrekapitulowanym przez redaktorów niniejszego, luksusowego edytorsko wydawnictwa.
Otwiera je rozszerzona reedycja „Rhythm And Blues At The Flamingo” (1964): debiutanckiego albumu Georgie Fame and The Blue Flames, świetnie dokumentującego atmosferę Flamingo, słynnego londyńskiego klubu muzycznego. W latach 50. przyciągał on miłośników jazzu nowoczesnego, w dekadzie następnej najczęściej rozbrzmiewał tam czarny rhythm-and-blues z domieszką soulu, jazzu i jamajskiej ska. Ten klimat muzyczny w znacznej mierze wykreował Fame ze swą grupą – choć wcześniej, pod egidą znanego angielskiego impresaria rockandrollowego Larry’ego Parnesa, grywał z Eddie’m Cochranem czy Gene’em Vincentem. Tu nawiązuje do swych ulubieńców, Jamesa Browna (Night Train)i bluesmana Mose’a Allisona (Parchman Farm), zatrąca też o ska (Humpty Dumpty), a nawet sambę (Eso Beso z repertuaru Paula Anki).
Rhythm-and-bluesowe brzmienie grupy zdominowane jest przez instrumenty dęte i organy, choć na gitarze udziela się Big Jim Sullivan, później rozchwytywany jako muzyk sesyjny. Czuje się naturalny puls swingowy, a organowe partie lidera w sensie frazowania i barwy nasuwają skojarzenia z Jimmym Smithem. Z perspektywy jazzowej najciekawszy wydaje się jednak nieobecny na pierwotnej edycji płyty Parker’s Mood. Temat Birda z tekstem szczególnie lubianego przez Fame’a wokalisty Kinga Pleasure (Clarence Beeks), wykorzystany został później w filmie „Bird” Clinta Eastwooda.
Inspiracje jazzowe widać również na „Fame At Last” (1964), pierwszym studyjnym albumie Fame’a i The Blue Flames – lider zgłębiał bowiem wtedy klasyczne nagrania Ellingtona i Gillespie’ego, stwierdzając, że współbrzmią one z jego dawnymi rockandrollowymi fascynacjami, a zarazem prowadzą go dalej. Tak też, w ślad za Cochranem czy Vincentem, dominują tu krótkie, dość prosto rytmizowane formy wokalno-instrumentalne – w sensie wyrazowym i aranżacyjnym bliskie rhythm-and-bluesa i soulu (nadal prym wiodą organy i instrumenty dęte, choć na gitarze udziela się sporadycznie John McLaughlin).
Wspólnym mianownikiem większości utworów jest wszakże niezawodna pulsacja swingowa (Pink Champagne), a zwięzłe improwizacje saksofonu i organów mieszczą się poniekąd w postbopowej tradycji (niebanalna wersja bluesowego tematu I Love the Life I Live, pod względem temperatury ekspresji zbliżona do cool jazzu). Wśród utworów dodatkowych odnajdujemy pierwszy przebój numer 1 naszego bohatera, czyli Yeh, Yeh z 1964 r. (współsygnowany przez Pata Patricka z… Sun Ra Arkestra), gdzie frazy saksofonowe Petera Coe mogą się kojarzyć z Colemanem Hawkinsem. Na osobną uwagę zasługuje cała zawartość „czwórki” „Rhythm And Blue-Beat” (1964), kilkanaście lat później będącej istotnym punktem odniesienia dla nurtu brytyjskiej nowej fali rockowej zainspirowanego jamajskimi stylami muzycznymi, a reprezentowanego przez The Specials czy zwłaszcza Madness.
„Sweet
Things” (1966), ostatni album pod szyldem Georgie Fame and The Blue Flames,
krytyka uznała za najlepszy ze wszystkich – choć, niezależnie od większej
dyscypliny i precyzji w sferze produkcji i brzmienia, brak tu
trochę świeżości i wielobarwności stylowej płyt poprzednich. Większość
materiału – poza stylizowanym na calypso z odniesieniami do piosenki
musichallowej czy wręcz kabaretowej Dr. Kitch – utrzymanajest
w konwencji popularnych wówczas pop-soulowych produkcji z kręgu Tamla
Motown (patrz See Saw, lepiej znany w późniejszej wersji Arethy
Franklin, albo My Girl, wcześniej wylansowany przez The Temptations).
Więcej rhythm-and-bluesowego wigoru – także dzięki dynamicznemu podkładowi
perkusyjnemu Mitcha Mitchella, który miał wnet dołączyć do epokowego tria
Jimiego Hendriksa – mają The Whole World Is
Shaking autorstwa Sama Cooke’a,
a zwłaszcza The in Crowd, tchnący hedonistycznym klimatem nocnych
klubów Londynu. Klimat ów jeszcze mocniej uobecnia się w Last
Night, z dobrym skutkiem wykonywanym też przez The Graham Bond
Organization (wśród zbliżonych pod względem stylu i aranżacji utworów
dodatkowych uwagę zwraca choćby In the Meantime, drugi przebój Fame’a).
Wkrótce po nagraniu „Sweet Things” The Blue Flames przestał istnieć, a jego lider zrobił najbardziej chyba radykalny krok na drodze „od Jerry’ego Lee Lewisa po Counta Basie’ego i jeszcze dalej” (według znanego brytyjskiego krytyka Chrisa Welcha), nagrywając album „Sound Venture” (1966) z towarzyszeniem big bandu Harry’ego Southa. Grało w nim wielu wybitnych jazzmanów brytyjskich o dość różnej orientacji – jak ocierający się o free jazz Kenny Wheeler czy Dick Morrisey, znany głównie ze znakomitego jazz-rockowego If – w tym jednak wypadku wspólnym dla nich mianownikiem okazał się, by zacytować J.E. Berendta, „klasycyzm jazzowy” w swingowym stylu Counta Basie’ego.
Z jego słynną orkiestrą Fame miał zresztą później współpracować – teraz jednak, wiedziony instynktownym sentymentem do wiadomego „klasycyzmu”, postanowił na własną rękę zmierzyć się z bigbandowymi „liryką i dynamiką” (jak powiedziałby Gałczyński). Sięgnął zatem do tematów współautorstwa Jona Hendricksa, kolejnego ze swych ulubionych wokalistów jazzowych, w Lil’ Darlin prezentując niemal cool-jazzową powściągliwość ekspresji, a w żwawym Lil’ Pony – porównywalną z mistrzem wirtuozerię frazowania w manierze bliskiej scatu. Wziął też na warsztat funkowy Papa’s Got a Brand New Bag Jamesa Brownai, po raz kolejny,country-westernowy Funny How Time Slips Away Willie’ego Nelsona, udanie wkomponowując je w zgoła odmienny kontekst stylowo-brzmieniowy. W rezultacie – mimo obaw, że w efekcie straci większość dotychczasowych fanów – odniósł odczuwalny sukces komercyjny, nade wszystko zaś nagrał niebanalną płytę swingową.
Wśród utworów dodatkowych – obok Get Away, drugiego brytyjskiego przeboju numer 1 Fame’a – odnajdujemy archiwalne nagrania rhythm-and-bluesowe z udziałem The Blue Flames. Wyróżniają się wśród nich pysznie swingujący Move It on Over, a także Outrage, gdzie rozbudowana partia organów potwierdza nerw jazzowy naszego muzyka w podejściu do tego instrumentu.
Na dysku ostatnim, będącym w całości antologią różnych nagraniowych odrzutów i ciekawostek, uwagę zwracają natomiast narracyjny Saturday Night Fish Fry z repertuaru Louisa Jordana, często wykonywany na koncertach, posuwisty Lonely Avenue, zwłaszcza zaś niecodzienna, wokalno-instrumentalna wersja Moanin’, perły w koronie modern-jazzowych standardów (z tekstem Jona Hendricksa).
Autor: Andrzej Dorobek