Wytwórnia: Clean Feed CF 165

Voladores

Tony Malaby’s Aspirations

  • Ocena - 5

Homogenous Emotions; Old Smokey; Dreamy Drunk; Can’t Sleep; Sour Diesel; Los Voladores; Are You Sure?; YeSsssssss; Wake Up, Smell the Sumatra; East Bay; Lilas
Muzycy: Tony Malaby, saksofony tenorowy i sopranowy; Drew Gress, kontrabas; Tom Rainey, perkusja; John Hollenbeck, perkusja, marimba, wibrafon, ksylofon, melodyka, inne instr. perkusyjne





Od kiedy, pochodzący z Tucson w Arizonie, saksofonista Tony Malaby zamieszkał w Nowym Jorku, w znaczący sposób przyczynia się do rozwoju współczesnej muzyki improwizowanej, czerpiąc inspiracje bezpośrednio z tego wielokulturowego tygla, muzyki Ornette’a Colemana, Charlie’ego Hadena, w którego Liberation Music Orchestra ma przecież swój udział, jak również oddalonych od tego źródła gatunków muzyki: etnicznej, Strawińskiego, Bouleza i powojennej awangardy. Na płycie „Voladores” jest to w równej mierze zasługą Johna Hollenbecka – jego gra na marimbie, wibrafonie i ksylofonie jest przecież swego rodzaju pomostem między amerykańskim minimalizmem, jazzem, ostatnimi doświadczeniami alternatywnej muzyki pop a awangardową tradycją europejską.

Nie po raz pierwszy przekonujemy się, że niektóre amerykańskie środowiska artystyczne bacznie zwracają uwagę na to, co słychać na starym kontynencie, pozostawiając na uboczu bluesowe skale i tradycyjne musicalowe melodie. Każdy kolejny album Ma­laby’ego jest tego faktu dobitnym potwierdzeniem. Podkreśla to również wydawca płyty, młoda, prężnie działająca od 2001 roku, oficyna Clean Feed z Portugalii.
 
„Voladores” zawiera niezwykle nasyconą kolorystycznie muzykę free, rozgrywającą się równolegle w dwu planach, w jazzowym trio: Malaby, Gress, Rainey oraz w subtelnej i sonorystycznej przestrzeni instrumentów perkusyjnych Hollenbecka. Na takiej zniuansowanej płaszczyźnie rytmicznej saksofonista artykułuje impresjonistyczne sola, które nie są stąpaniem po niepewnym, intuicyjnym gruncie, lecz zawierają w sobie dobrze przemyślany kompozycyjnie sens, i który coraz wyraźniej ujawnia się za każdym kolejnym przesłuchaniem płyty. Pozostajemy tu jakby w onirycznym nastroju, który bliski jest jakiemuś pogańskiemu obrzędowi, gdzie elementy współczesnej cywilizacji kontrastowo stykają się z czymś pierwotnym, dzikim, transowym i nieujarzmionym. Dobrze uzasadnia to kulturowe zderzenie już sam tytuł płyty, nawiązujący do indiańskiego obrzędu Los Voladores, podczas którego podwieszeni wokół wysokiego słupa tancerze pobierają energię od Boga, a następnie rozprzestrzeniają ją w swoich skomplikowanych akrobacjach na cztery strony świata.

„Voladores” to także sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa, kiedy Tony Malaby na co dzień spotykał się z ludową muzyką meksykańską, jej swoistym kolorytem, kostiumami i tańcem, nawiązującym do indiańskiej kultury prekolumbijskiej. Jak sam wspomina, właśnie spotkanie z ludowymi tradycjami Meksyku ostatecznie spowodowało, że zapragnął grać na saksofonie.
 
Jego najnowsza płyta, w stosunku do poprzednich jest mocniej skontrastowana, a przebieg muzycznej akcji, przy jej pierwszym i nawet bardzo uważnym przesłuchaniu, kompletnie nieprzewidywalny. W żadnym wypadku nie znajdujemy się tu pośrodku bezpiecznej mainstreamowej drogi, to raczej skalna wspinaczka, bez jakiejkolwiek asekuracji. Malaby w pełni kontroluje jednak swoje emocje i charakterystyczne brzmienie saksofonu tenorowego. Niezwykle interesująco posługuje się sopranem, gra dźwiękiem jakby obojowym, co w połączeniu z  akompaniamentem na melodyce Hollenbecka, oraz poszarpanymi frazami kontrabasu Drew Gressa, daje rezultaty przypominające niektóre pomysły Dona Cherry’ego. Melodyczne tematy mają ostinatowy charakter, a kolejne ich przetworzenia nadają muzyce tempa, gdy osiągnięty zostaje pożądany puls, lider zagarnia cały pierwszy plan jedynie dla swoich improwizacji. Za moment wszystko nagle się urywa, tak jakby została przekroczona kolejna z granic – znajdujemy się w innej, odległej w czasie i przestrzeni kulturze.

Wszystko to przeplata się ze sobą, fermentuje i kłębi, jak przysłowiowym garncu, raz na powierzchni mamy zagęszczoną fakturę zespołowej improwizacji jazzowej, która po chwili wycisza się ustępując miejsca prostym etnicznym klimatom. Ponownie możemy zaczerpnąć tchu zanim muzyka niepostrzeżenie przyśpieszy, co przy podwojonej ilości zestawów perkusyjnych odbywa się błyskawicznie. Rozbudowane wątki melodyczne dobrze współgrają z sonorystycznym wypełnieniem, dla których perkusjonalia tworzą rodzaj pejzażu nawiązującego do Afryki i Ameryki Południowej – jej cząstka mocno tkwi przecież w duszy artysty wychowanego na meksykańsko-amerykańskim pograniczu.

To muzyka bardzo przemyślana a zarazem niezwykle sensualna i zmysłowa, trzeba ją chłonąć całym sercem i umysłem, bezpieczny dystans w żadnym wypadku niczego nie ułatwia, a wręcz uniemożliwia dotarcie do pilnie strzeżonych przez kompozytora tajemnic. Artysta gotów jest je wyjawić jedynie słuchaczom o zbliżonej wrażliwości – otwartym na spotkanie, emocje, odmienne doświadczenia i muzykę bez granic.
 

Autor: Andrzej Kalinowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm