Wytwórnia: Verve 602435605159 (dystrybucja Universal)

Everywhere
We Are
Tell the Truth
Cry
I Need You
Whatchutalkinbout
Boy Hood
Movement 11’
Mavis
Freedom
Show Me the Way
Sing
Until


Muzycy:
Jon Batiste - śpiew, fortepian, instr. klawiszowe
Cory Wong - gitara elektryczna
Robert Randolph - pedal steel guitar
Steve McEwanon - gitara akustyczna
Sam Yahel - organy
Michael Ba­tiste - gitara basowa
Steve Jordan - perkusja, śpiew
gościnnie: Emily King, Autumn Rowe, Brennan Gautier, Craig Adams, David Gauthier, Gospel Soul Children, St. Augustine High School Marching 100
PJ Morton
Trombone Shorty
Hot 8 Brass Band
Zadie Smith

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2021


We Are

Jon Batiste

Jon Batiste, jeszcze chwilę temu względnie anonimowy – choć mający już na koncie kilka wybitnych jazzowych albumów wydanych przez Verve Records – dziś płynie na wysokiej fali. Chwilę po sukcesie pixarowskiego filmu animowanego „Soul” (w Polsce: „Co w duszy gra”), do którego nowo­orleańczyk stworzył znaczącą część soundtracku (pisaliśmy o tym w numerze JF 1-2/2021), ukazuje się album obliczony – w przeciwieństwie do poprzedników – na zdobycie  masowej popularności. To, skądinąd, częsty szlak obierany przez wybitnie uzdolnionych śpiewaków jazzowych, którym szefowie wytwórni podszeptują: „A teraz zrób coś dla ludzi!”.

Tyle że Batiste nie jest wyłącznie śpiewakiem, ale też fenomenalnym pianistą, kompozytorem, showmanem i aktywistą społecznym, więc efekt – jakkolwiek zaskakujący jako całość – w poszczególnych stylistycznych elementach zaskakiwać nie może, przeciwnie, jest konsekwencją niemal wszystkiego, po czym do tej pory Batiste ledwie się ślizgał, a w czym, najwyraźniej chciał głęboko zanurkować, bo nie słychać tu grama fałszu, czy wyrachowania. Czegóż bowiem na tym krótkim – ledwie 38 minut – a rekordowo eklektycznym i erudycyjnym albumie nie ma? Którego z pomników czarnej muzyki popularnej nie widać tu zza nowoczesnej produkcji, w aluzjach, przetworzeniach, wyolbrzymieniach? Stevie Wonder, Marvin Gaye, Prince, James Brown, Donny Hathaway, Barry White… Wymieniam oczywiste, męskie skojarzenia, ale łatwo sobie potrafię wyobrazić, że wszystkie te przebojowe piosenki Batiste nagrywał ze zdjęciem Arethy Franklin przypiętym do mikrofonu i z obrazem Billie Holiday wyrytym w sercu.

Bo choć Batiste jest bez wątpienia dzieckiem szczęścia, to słychać w jego głosie i prawdziwą złość, i autentyczny smutek, często maskowany kunsztownymi, bombastycznymi aranżacjami, a czasem schowany pod studyjną polerką. Mogą mi się niektóre piosenki nie podobać jako zbyt proste i zbyt ładne, może czasem za dużo tutaj… śpiewania (a za mało, oczywiście, grania; spójrzcie tylko na listę sidemanów i gości specjalnych), ale chyba tak to się teraz robi, this is how we do it, baby.

Autor: Adam Domagała

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm