Aktualności
Jazz Point Orchestra + Violin Summit: Krzesimir Dębski, Maciej Strzelczyk, Mateusz Smoczyński, Adam Bałdych
fot. Henryk Kotowski



JAZZ POINT ORCHESTRA + VIOLIN SUMMIT

Henryk Kotowski



W angielskojęzycznym przewodniku po Warszawie „Warsaw In Your Pocket” (€3) znalazłem informację o lokalu Jazz Point, że podają tam „zjełczałe piwo, a na scenie stoi biały fortepian jako dekoracja”. Nie należę do odważnych, ale zamówiłem piwo czekając aż tłum znajdzie swoje miejsca i nastroi instrumenty. Naliczyłem bowiem około 20 artystów na i pod samą sceną tego wieczoru w Jazz Point.

Koncepcja tego gigantycznego spektaklu to połączenie dość rzadko stosowane – pełny zestaw blach big bandu z czterema skrzypkami jazzowymi. Zarówno dęte blaszane instrumenty i elektryczne skrzypce mają przede wszystkim
bardzo soczyste brzmienie. Jazz Point został dosłownie zalany dźwiękiem. Pomimo modernistycznego wnętrza z dużą ilością szkła i metalu, sala klubu ma dzięki dość regularnemu kształtowi doskonałą akustykę.

Na program wieczoru złożyły się big-bandowe, swingujące standardy z dużymi porcjami improwizacji. Cały koncert sprawiał wrażenie improwizacji co do składu orkiestry i repertuaru. Nawet znalazła się niezaplanowana wokalistka. Biały fortepian nie jest tylko dekoracją, mogę zapewnić wydawcę przewodnika.

Ja mam konsumpcyjny stosunek do muzyki i niestety nie rejestruję tytułów utworów i nazwisk wykonawców, a jedynie atmosferę spektaklu i jakie wrażenie wywiera on na mnie.

Skrzypkowie byli jednak tak wyeksponowani, że nie sposób ich nie wymienić każdego z osobna. Najmłodszy z nich to 23-letni Adam Bałdych, a trochę starszy Mateusz Smoczyński zadebiutował jazzowo 10 lat temu. W porównaniu z nimi, Maciej Strzelczyk i Krzesimir Dębski to weterani, choć zapowiadano wszystkich czterech jako „młode pokolenie”. Weterani grają na futurystycznie wyglądających instrumentach, podczas gdy Mateusz Smoczyński używa tradycyjnych skrzypiec. Wszyscy są oczywiście zelektryfikowani i elektryczne skrzypce ze składem blach to mieszanka piorunująca. Interesujące jest to, że każdy ze skrzypków ma inne brzmienie i trochę odmienną technikę grania.

Lokal Jazz Point nie ma atmosfery typowego klubu jazzowego. Ważne jest jednak, że ma swoją publiczność i ma ambicję organizowania koncertów niemal co wieczór. Nie trzeba traktować go jako konkurencję dla np. Tygmontu, a raczej jako rozszerzonej oferty propagowania jazzu.

A moje piwo była dobre więc zamówiłem jeszcze jedno. Nie ufam przewodnikom po Warszawie, szczególnie tym niby-angielskojęzycznym.

Henryk Kotowski



 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm