Muzyka wolności w Jastrzębiu-Zdroju i okolicach. Festiwal relacjonuje Mery Zimny.
Po raz dziewiąty Jastrzębie-Zdrój i okolice wypełniła muzyka jazzowa, która przez cztery wieczory rozbrzmiewała nie tylko w nowoczesnej sali koncertowej, ale również we wnętrzach historycznych i postindustrialnych podczas festiwalu JAZZtrzębie. Była młodzieńcza energia i bezkompromisowość, kontemplacja piękna ludzkiego głosu, eksperymenty, poszukiwanie źródeł podczas wyprawy do Afryki oraz podróż w kosmos zaduma nad wszechświatem.
Festiwal
JAZZtrzębie rozpoczął się 26 kwietnia,
jednak na długo przed tą datą zapraszała nań kobieta spoglądająca z
rozimprowizowanego plakatu autorstwa Kasi Stańczyk. Co ważne, na scenie kobiet
również nie zabrakło. Już na samo koncertowe otwarcie festiwalu otrzymaliśmy jeden
z najmocniejszych punktów programu. Jak podkreślał twórca i dyrektor
artystyczny, Przemysław Strączek, jednymi z najważniejszych kryteriów przy
kreowaniu programu są: autorska twórczość wykonawców, dbanie o reprezentację
kobiet na scenie oraz prezentowanie młodych, poszukujących i eksperymentujących
artystów. Te wszystkie kryteria spełnił Kamil
Piotrowicz ze swoim sekstetem, który zaprezentował materiał z najnowszej
płyty „Weird Heaven”. Muzyka z płyty, która zyskała niemałe uznanie w jazzowym
świecie, zaprezentowana została w nieco odmienionym składzie, z Monią Muc na
saksofonie altowym i barytonowym, Kamilą Drabek na kontrabasie, Jakubem Kurkiem
na trąbce oraz stałymi członkami zespołu – Piotrem Chęckim na saksofonie
tenorowym i Krzysztofem Szmańdą na perkusji i wibrafonie. Cóż to był za
koncert! To jeden z tych momentów, w którym słowa okazują się niewystarczające
by oddać to, co zadziało się na scenie, a co z pewnością poczuła i czego
doświadczyła publiczność zgromadzona w Sali Koncertowej PSM I i II st. w
Jastrzębiu-Zdroju, skądinąd sali niezwykłej akustycznie, jak i estetycznie.
Skład choć zmieniony, ale nadal z szóstką indywidualności na scenie,
zaprezentował muzykę tak organicznie zgraną, świeżą, niebanalną, porywającą i
intrygującą. Kamil Piotrowicz należy nie tylko do grona wyśmienitych pianistów,
ale też nieszablonowo myślących i odważnie eksperymentujących improwizatorów i
kompozytorów. Jego wizja muzyki jest przemyślana, intelektualnie pociągająca i
emocjonalnie wciągająca. Artysta odrzuca wszelkie etykietki, omija mielizny i
wnosi estetyczną wartość, którą cieszyć się mogą słuchający. Nie on jeden
jednak lśnił na scenie, a wszyscy, których zaprosił do wspólnej gry. Z jednej
strony idealnie wpisali się w koncept muzyczny Piotrowicza, z drugiej wykazywali
nieprzeciętne zdolności improwizatorskie oraz wrażliwość, która pozwalała im
słuchać i wchodzić w dialog z innymi. Chapeau bas dla wszystkich!
Håkon Kornstad fot. Maciej Kanik
Drugi
wieczór w tej samej sali koncertowej był już zgoła innym muzycznym przeżyciem.
Otworzył go norweski artysta – saksofonista i śpiewak operowy Håkon Kornstad. Solowy występ wypełniły
loopowane dźwięki saksofonu – delikatne, melodyjne, niesamowicie zwiewne i
eleganckie. Przestrzenna, oddychająca muzyka stanowiła momentami tło dla
popisów wokalnych wśród których były arie operowe i pieśni z włoskiego
repertuaru, które z nieskrywaną radością i satysfakcją prezentuje Norweg. Aż
trudno uwierzyć, że wypalony saksofonista, który przed laty wyjechał w
poszukiwaniu inspiracji do Nowego Jorku, przypadkiem znalazł się w Metropolitan
Opera, zakochał się w śpiewie operowym, zaczął brać lekcje, studiować, a
ostatecznie połączył obydwa swoje „instrumenty” na scenie. Jazz i opera, choć
brzmi abstrakcyjnie, w rzeczywistości potrafi ująć pięknem, czego dowodem jest
działalność Håkona Kornstada.
Grażyna Auguścik i Rafał Sarnecki fot. Maciej Kanik
Jest
jeszcze jedno kryterium, wedle którego powstaje program JAZZtrzębia – to
prezentowanie jazzowej muzyki wokalnej i dedykowanie jej jednego z głównych
koncertów. W tym roku po raz kolejny wystąpiła jedna z uznanych i cenionych
polskich wokalistek – Grażyna Auguścik.
Na stałe od ponad 30-stu lat mieszka w Chicago i współpracuje z wieloma
amerykańskimi artystami. W Jastrzębiu postanowiła premierowo zaprezentować
materiał z najnowszej i w pełni autorskiej płyty „2 The Light”, w czym poza
amerykańskim pianistą Robem Clerfildem, towarzyszyli jej polscy artyści: Rafał
Sarnecki, Max Mucha i Sebastian Frankiewicz. Materiał na tę płytę powstawał w
pandemii, a więc na odległość, a tytuł odnosi się m.in. do ciągłego dążenia
człowieka do światła i wyzwolenia z ciemności. „Widząc na horyzoncie światło
jesteśmy w stanie przebić się przez chmury naszej codzienności” – mówiła
artystka. Koncert wypełniły nie tylko utwory z płyty, nie zabrakło standardu
jazzowego czy odniesień do folkloru w interpretacji pieśni Lutosławskiego.
Buba Badjie Kuyateh fot. Maciej Kanik
W
Międzynarodowy Dzień Jazzu, 30 kwietnia, odbył się w Pałacu w Borynii koncert
wyjątkowo nie stricte jazzowy. Jego głównym bohaterem był muzyk z Gambii, Buba Badjie Kuyateh, który gra na korze
i śpiewa. Wywodzi się on z muzycznej rodziny griotów i uważany jest za mistrza
„afrykańskiego stylu funky”. Towarzyszyli mu basista Marcin Pendowski i
argentyński perkusista Did Lez. Kameralna sala pałacu wypełniona była po brzegi
widownią, która z zaciekawieniem i zaangażowaniem wsłuchiwała się w afrykańskie
opowieści – utwory wywodzące się z rodzimej tradycji artysty, które ubrane
zostały w nowoczesne, jazzujące aranżacje. Między utworami Buba przybliżał
słuchaczom o czym śpiewa i choć nie mówił zbyt wiele, to z łatwością złapał kontakt
z publicznością, która razem z nim śpiewała i żywo reagowała na to, co dzieje
się w muzyce. Cały zespół wykazał się niesamowitym zgraniem i stworzył pełną
radości atmosferę, która udzieliła się słuchaczom, czego dowodem były uśmiechy
na twarzach opuszczających pałac słuchaczy.
fot. Aneta Czarnocka-Kanik
Domknięciem tegorocznej edycji JAZZtrzębia był koncert 12 maja w postindustrialnych, pokopalnianych przestrzeniach Łaźni Moszczenica. Choć miejsce to nie było jeszcze oficjalnie otwarte, to zostało odpowiednio przygotowane, by mogła doń wejść festiwalowa publiczność, która uczestniczyła w premierze projektu Przemysława Strączka „Filary Stworzenia”. Gitarzyście towarzyszyli Marcin Kaletka i Patryk Dobosz. Nie było to czysto muzyczne przedsięwzięcie, a coś znacznie więcej, podróż w kosmos, którą wraz z muzykami zafundował astronom Damian Jabłeka, autor wizualizacji kosmicznych, które wypełniły przestrzeń hali. Zatopieni w ciemności artyści stworzyli muzykę organiczną, idealnie współgrającą z wizualizacjami i odwrotnie, miejsce natomiast okazało się idealną akustycznie przestrzenią z naturalnym pogłosem, który pasował do warstwy dźwiękowej. Trio nietypowe – bez basu – miało idealne warunki, by zaprezentować możliwości brzmieniowe, perkusista natomiast przejął rolę głównego improwizującego. Wolność i sposób gry Dobosza stała się silną inspiracją dla zespołu, tak jak obraz i nietypowa przestrzeń oraz zatopienie w ciemności które sprawiły, że trio miało okazję zafunkcjonować w nowy sposób. Jak podkreślił autor projektu, Przemysław Strączek, „w muzyce, tak jak w kosmosie jest pewna tajemnica, dlatego tak naturalnie ze sobą współgrają, tworząc organiczną całość”. Publiczność mogła doświadczyć czegoś nowego, wejść w inny wymiar, odbyć podróż pełną nowych impulsów, co zrobiło na zgromadzonych duże wrażenie. Najlepiej świadczą o tym komentarze publiczności: „ten koncert zapadł głęboko w moje serce. Przecudna muzyka uzupełniona nieziemskim obrazem.”, „Muzyka, wizualizacja i miejsce w którym miały one miejsce stworzyły niezapomniany klimat!”. Wydarzenie to było wielką niewiadomą i eksperymentem, który zakończył się powodzeniem, a sam Strączek chciałby je powtórzyć i zaprezentować w nowych przestrzeniach.
JAZZtrzębie 2023 przeszło do historii budząc wiele emocji i niezapomnianych przeżyć. Wraz z artystami z różnych stron świata organizatorom udało się pokazać jak barwną, ciekawą i pociągającą muzyką jest jazz i improwizacja oraz różne ich oblicza. Co ważne, w tym niewątpliwym święcie dla miasta i społeczności, wzięli udział nie tylko wybitni artyści, ale współtworzyli je także młodzi – studenci i adepci jazzu, którzy zagrali koncert na balkonie w dawnym budynku sanatorium w dzielnicy Zdrój oraz poprowadzili jam session. Dla dyrektora artystycznego to bardzo ważne, by włączać do festiwalu młodych, pokazywać im jak fascynująca może być muzyka, której mogą być częścią. Przemysław Strączek to nie tylko kreator festiwalowego programu, który prezentuje raz do roku, ale zaangażowany edukator i kulturalny aktywista, który stara się zainteresować zarówno lokalną społeczność, jak i młodych ludzi muzyką, która może stać się sposobem na życie lub ważną jego częścią – ubogacającą codzienność.
Mery Zimny
Wydarzenie było współfinansowane ze środków budżetowych Miasto Jastrzębie-Zdrój oraz środków Progres Automatyka i Opel Fijałkowski.