Aktualności
Magnus Lindgren



MAGNUS LINDGREN NA ZACHODNIM WYBRZEŻU

Barbara Młyńczak i Bogdan Bogiel



Szwedzki multiinstrumentalista Magnus Lindgren wystąpi 29 lipca w Świnoujściu, w Jazz Clubie Centrala, a 30 lipca będzie gwiazdą III Pikniku Jazzowego nad Zalewem w Stepnicy koło Szczecina.

Z Magnusem Lindgrenem rozmawiają Barbara Młyńczak i Bogdan Bogiel.

– Jesteś świetnie wykształconym muzykiem. Grasz na flecie, klarnecie, saksofonie altowym, na instrumentach klawiszowych i śpiewasz. Jak to się stało, że zostałeś tak wszechstronnym artystą?

– Mój tata jest muzykiem zawodowym i prowadził sklep muzyczny. Dzięki temu miałem możliwość ćwiczenia na różnych instrumentach. Tak zrodziła się moja fascynacja muzyką i nieustanna chęć grania. W wieku 13 lat sięgnąłem po saksofon i gdy wkrótce potem usłyszałem płytę Charlie’ego Parkera, pomyślałem „jestem zbawiony – to jest właśnie to!”. W tym momencie postanowiłem też, że będę
grać jazz. Dziś wiem, że dokonałem dobrego wyboru.

– Jacy muzycy, oprócz Parkera, wywarli na Ciebie znaczący wpływ?

– Jest ich wielu, ale ci najważniejsi to Stan Getz, John Coltrane, Michael Brecker, Clifford Brown, Clark Terry, Miles Davis. Nie jestem oryginalny, ale to nazwiska tak znaczące w historii jazzu, że każdy muzyk jazzowy musi czerpać z ich dokonań.

– Bardzo wcześnie zagrałeś z Herbie’m Hancockiem. Jak doszło do waszego spotkania?

– Gdy miałem 17 lat, zacząłem grać w zespole Petera Johanssona, który znał Hancocka i zaprosił go na festiwal jazzowy do Sztokholmu. Wtedy zaledwie po roku grania w zespole Johanssona wystąpiłem z Hancockiem. To było dla mnie ogromne przeżycie i nobilitacja. Uświadomiłem sobie też, że sprawdziłem się jako muzyk – dałem radę.

– Nagrałeś już kilka płyt. Ostatnia, „Batucada Jazz”, promowana na koncertach w Polsce, została nagrana w Rio de Janeiro i zaprzecza, że Skandynawowie grają tylko czystą harmonię, tutaj mamy radość, fiestę, gorące rytmy samby i bossa novy...

– W moim świecie nie ma granic, jestem zafascynowany każdą muzyką, którą słyszę i nic tu nie ma do rzeczy, że jestem Szwedem. Gdy jakaś muzyka mi się podoba, to ją gram, a jeśli jest możliwość zagrania jej z muzykami, którzy wykonują ją na co dzień, to tym lepiej. Byłem w Brazylii, grałem z Brazylijczykami, uczyłem się od nich. To była znakomita lekcja i powstała muzyka, która działa i na mnie, i na innych ludzi. Tak się szczęśliwie zdarzyło, że w moim zespole grają Szwed, Amerykanin i Turek. Nie wybierałem ich pod względem narodowości, ale uważam, że to, iż wszyscy jesteśmy z różnych środowisk i różnych krajów, że mamy różne wykształcenie – wzbogaca naszą muzykę. Jest dzięki temu bardziej interesująca.

– Związki jazzu szwedzkiego i polskiego są znane od lat. Zaczęły się od Krzysztofa Komedy, poprzez Wojciecha Karolaka, Tomasza Stańkę i wielu innych muzyków. Czy miałeś już kontakt z polską muzyką i polskimi jazzmanami?

– Bezpośrednio spotkałem się z Leszkiem Możdżerem, z którym grałem po festiwalu w Berlinie rok czy dwa lata temu, ale przyznaję, że bardzo bym chciał grać więcej koncertów w Polsce, także z polskimi muzykami i mam nadzieję, że to nastąpi wkrótce. Mam już pewne plany na lato.
Rozmawiali: Barbara Młyńczak i Bogdan Bogiel

 




  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm