Aktualności
Atak dęciaków fot. Igor Andruch



Noworoczne Jam Session Pod Filarami



Wydarzenie to miało miejsce 6 stycznia w Jazz Clubie „Pod Filarami” w Gorzowie Wlkp. Oto relacja:

W Noworocznym Jam Session, które odbyło się już po raz dziewiąty, udział wzięli przedstawiciele najmłodszego pokolenia polskich jazzmanów, studenci i absolwenci polskich i zagranicznych szkół jazzowych. Był także wybitny perkusista z pokolenia mentorów – Jacek Pelc. Jest to wydarzenie, które weszło już do kalendarza jazzowego w naszym kraju, odgrywające niezwykle istotną rolę w integracji młodego środowiska muzyków jazzowych. Sądząc po rosnącej co roku liczbie chętnych do wzięcia udziału, a także po licznych głosach pochodzących od samych muzyków – wydarzenie bardzo ważne dla tego środowiska.

Historia

Pierwsze noworoczne jam session miało miejsce w 2013 r. Tegoroczna edycja jest dziewiątą z kolei, ponieważ ten muzyczny zlot zaliczył dwuletnią covidową pauzę. Pomysłodawcą i kierownikiem artystycznym tego wydarzenia jest gorzowski saksofonista Marek Konarski, a za organizację odpowiada szef gorzowskich Filarów Bogusław Dziekański.

Ideą Marka Konarskiego było stworzenie studentom kierunków jazzowych okazji do zapoznania się ze sceną i publicznością oraz do nawiązania kontaktów ze starszymi kolegami. W pierwszej edycji wzięło udział 20 uczestników, ale po pierwszym sukcesie zainteresowanie wydarzeniem szybko wzrosło i od wielu już lat do Gorzowa przyjeżdża ponad 40 muzyków z różnych zakątków Polski. To jest największa rozsądna liczba uczestników. Były co prawda lata, kiedy było ich nawet ponad pięćdziesięciu, ale wraz z nabywanym doświadczeniem w organizacji tej imprezy, postanowiono wprowadzić ograniczenie. Z perspektywy ponad dziesięciu lat od organizacji pierwszego jamu można się spodziewać, że noworoczne jam session będzie tym dla Gorzowa, czym Zaduszki Jazzowe dla Krakowa. W tym czasie przez scenę „Filarów” przewinęła się reprezentatywna próba młodego pokolenia polskich jazzmanów. Należy się cieszyć, że pandemia nie spowodowała porzucenia tej inicjatywy. Dzisiaj, po zakończeniu 9. edycji, organizatorzy są już myślami przy wydaniu jubileuszowym za rok.


Adam Zagórski, Ola Pieczkowska, Bogusław Dziekański, Anastazja Nowak, Marek Konarski 

Uczestnicy

Impreza jest adresowana do dość szeroko rozumianego młodego pokolenia polskich muzyków jazzowych. W tym roku najmłodsi byli licealiści, jak perkusista Adam Andruch i trębacz Maurycy Majewski. Adam był zresztą w historii noworocznego jamu najmłodszym uczestnikiem, bo debiutował tu w wieku zaledwie kilku lat. Jest więc najwdzięczniejszym obiektem do systematycznych analiz rozwoju artystycznego i technicznego młodego jazzmana. Jako dziecko stanowił maskotkę pozostałych uczestników, a dziś jest ich równorzędnym partnerem. Jacek Pelc z uznaniem przyjął grę Andrucha, a to wielki komplement.

Sporo było studentów polskich uczelni muzycznych. Byli absolwenci, także uczelni zagranicznych. Byli też młodzi muzycy ze sporym już dorobkiem artystycznym i fonograficznym, jak Marek Konarski, Damian Kostka czy Adam Zagórski. Najstarszy na scenie, pomijając gościa specjalnego Jacka Pelca, był, zdaje się, lubuski saksofonista Robert Chyła. Rozkład wiekowy mieścił się więc od kilkunastu do trzydziestu kilku lat. Wracając do Jacka Pelca – zaimponował swoją żywiołową grą na tyle, że jego energia stała się kanwą życzeń noworocznych dla młodszych koleżanek i kolegów. Jedynym obcokrajowcem był mieszkający w Polsce włoski kontrabasista i gitarzysta basowy Flavio Gullotta.

Silna była gorzowska ekipa. Poza Markiem Konarskim i wspomnianym wyżej perkusistą Adamem Andruchem byli też saksofonista altowy, na co dzień grający w Filary Jazz Big Band – Adam Matykiewicz, pianista Dawid Troczewski, saksofonista Andrzej Jóźwiak i młodziutka wokalistka Aleksandra Pieczkowska.

Ostatecznie na liście uczestników pojawiło się nieco ponad 40 nazwisk, ale chętnych było dużo więcej. Gdyby nie ograniczenia, to przyjechałoby pewnie 100 – 150 muzyków i impreza stałaby się niesterowalna. Jak zwykle najwięcej było saksofonistów, liczne były też grupy wokalistek, basistów i perkusistów. Na końcu, mam nadzieję, pełne zestawienie uczestników jam session – jeśli kogoś pominąłem, to najmocniej przepraszam.

Program

Program jam session, a co to takiego? Z definicji jest to granie spontaniczne, co nie może jednak zwiastować chaosu, więc jakieś ramy należy przyjąć. Tu z roli rozprowadzającego, czyli szefa artystycznego jamu, wybitnie sprawnie wywiązał się Marek Konarski. Zapowiadał, przedstawiał, zapraszał, aranżował składy i wykonania, grał na saksofonie w wielu składach, czasem używał żelaznej ręki, a wszystko z właściwym sobie urokiem i szacunkiem dla muzyków.


Byłaś serca biciem

Zazwyczaj wśród uczestników najwięcej jest saksofonistów i do tradycji gorzowskiego jamu weszła ich liczna obecność na scenie w inaugurującym C Jam Blues. Tym razem Marek postanowił wyróżnić inną, również liczną grupę, czyli wokalistki jazzowe, które dostały do zagospodarowania dwa pierwsze utwory – dopiero potem nastąpił atak dęciaków we wspomnianym bluesie. Na początek pojawiła się ekipa bydgosko-poznańska m.in. z Jackiem Pelcem i trzema wokalistami w utrzymanym w klimacie rhythm and bluesa wielkim przeboju Andrzeja Zauchy Byłaś serca biciem. Zgodnie ze znaną regułą Alfreda Hitchcocka to było trzęsienie ziemi, po którym napięcie zaczęło narastać. W trzecim utworze pojawiły się dęciaki: sześć saksofonów, dwie trąbki, puzon plus rozbudowana sekcja. Ledwo się mieścili na scenie. To był pokaz zespołowego grania, prawie big band, a przy tym każdy z muzyków zagrał swoją solówkę.

Nie sposób bez zanudzania czytelników opisać wszystkie kolejne składy i utwory. Przeważały amerykańskie standardy, raczej te z epoki jazzu nowoczesnego: Parkera, Silvera, Coltrane’a, Monka, ale też Ellingtona. Były Nica’s Dream, Giant Steps i Round Midnight. Był piękny walc Someday My Prince Will Come i nieśmiertelny Caravan. Szczególną furorę zrobiły wokalistki, których występy ożywiały publiczność, zaśpiewały one kilka polskich piosenek. Poza wspomnianym Byłaś serca biciem z repertuaru Zauchy Anastazja Nowak zaprezentowała swoją propozycję nowego hymnu klubu, czyli nieco zmodyfikowaną wersję piosenki Czesława Niemena, tu noszącej tytuł Pod Filarami. Karolina Kram-Chojnacka sprowokowała publiczność do wspólnego wykonania, śpiewając wielki przebój słynnej gorzowskiej wokalistki Krystyny Prońko Jesteś lekiem na całe zło. Składy się zmieniały z każdym kolejnym utworem i z reguły były to duże zespoły. Nie było duetów, nie było kwartetów, najmniejszy był chyba sekstet, co w przypadku tej imprezy brzmiało już bardzo kameralnie. Zazwyczaj było to od nonetu w górę. Tempo szalone, utwory nie przeciągnięte czasowo. Wraz ze zmianą muzyków i czasem jakimś dostosowaniem technicznym średnio co 10 minut na scenie był nowy skład, z nową propozycją. Żelazna dyscyplina tylko raz się nieco zacięła – krótko przed północą podano słynne filarowe pierogi i przez chwilę nie można było znaleźć dostępnego basisty.

Muzycy nie zwalniali przez całą noc. Zanotowałem kilka spektakularnych wykonań. O 1.15 Anastazja Nowak i sześcioosobowy chórek z Just the Two of Us Stevie’ego Wondera, pierwsze tańce przed sceną. O 1.30 rejestracja nowego hymnu Pod Filarami, czyli ponownie Anastazja Nowak, tym razem z Dawidem Troczewskim i Filipem Chojnackim grającymi na fortepianie na cztery ręce oraz piękne solo Marka Konarskiego. O 1.45 Klaudia Anna Kaczyńska i trzech tenorów z Footprints Shortera. O 2.10 najmłodsze jamowe pokolenie, wsparte przez starszych kolegów, dało popis młodzieńczej energii w funkowym rytmie. O 2.30 Zuzanna Babiak i Georgia on My Mind – piękny czarny głos. W międzyczasie niezliczone permutacje składów instrumentalnych, i tak aż do czwartej nad ranem, kiedy tempo zaczęło nieco zwalniać, publiczność już wyraźnie rzedniała, a Marek Konarski zdecydował, że to już oficjalny koniec koncertu.

Ale to wcale nie był koniec, zmienił się tylko nastrój na bardziej intymny, bardziej prywatny. Pojawił się pierwszy duet fortepianu z saksofonem, ale na krótko, bo zaraz ktoś z dęciaków siadł za bębnami i już było trio. Muzyka snuła się wprost z duszy artystów. Klimat jak z obrazów Edwarda Hoppera. Magiczna chwila w jazzowym klubie nad ranem. So What grany przez pianistę na perkusji, trębacza na kontrabasie i perkusistę na fortepianie. Jak wychodziłem dobrze po czwartej, trwały poszukiwania basisty, bo ktoś miał pomysł na jeszcze jeden standard. Grali do piątej.

Goście specjalni

Jam session poprzedziło spotkanie autorskie z Jackiem Pelcem, promujące jego książkę „Jazz w oparach PRL z Jarkiem Śmietaną w trasie”, a prowadzone przez żonę Jacka – Małgorzatę. Książka dokumentuje 10-letnią współpracę autora z Jarosławem Śmietaną, znacznie dłużej trwającą przyjaźń, ale także barwnie opisuje peerelowskie, tylko z pozoru szare, realia. Z pozoru, bo w świecie jazzowych indywidualności, przy ich inteligencji i błyskotliwym poczuciu humoru, na szarość nie było miejsca.


Stand-uper Jacek Pelc 

Na szarość nie było miejsca także na tym spotkaniu, bo Jacek Pelc jest nie tylko wspaniałym perkusistą, ale także niezwykle utalentowanym stand-uperem. Był w klubie do późnej nocy, każdy mógł liczyć na chwilę miłej rozmowy, na wpis do książki, uczestniczył też aktywnie w jamie, zasiadając kilkakrotnie za zestawem perkusyjnym. Przy okazji Boguś Dziekański wyszperał w klubowym archiwum ilustrowany koniem wpis z połowy lat 80. w prowadzonej wówczas, a pożółkłej dzisiaj kronice Jazz Clubu „Pod Filarami”, dokonany z okazji występu Namysłowski – Śmietana Band, z udziałem Jacka Pelca i Jana Cichego. Ale o co chodziło z tym koniem, to już zupełnie inna historia. Dodam, że to bardzo smakowita anegdota.


Lech Basel 

Drugą osobą, o której należy tu wspomnieć, jest znany wrocławski działacz i fotografik jazzowy Lech Basel – kurator MK Jazz Foto, konkursu fotograficznego im. Marka Karewicza towarzyszącego od kilku lat festiwalowi Jazz nad Odrą. W 2016 r. jego fotografia przedstawiająca portugalskiego kontrabasistę Hernaniego Faustino znalazła się w finałowej szóstce prestiżowego plebiscytu amerykańskich dziennikarzy jazzowych JJA Jazz Awards w kategorii „fotografia roku”. Krążył z aparatem po klubie, detalicznie studiował wiszące tu na ścianach fotografie autorstwa Marka Karewicza, gawędził z muzykami. Swoją obecność oficjalnie ujawnił dopiero koło północy, wręczając Bogusiowi Dziekańskiemu swój jazzowy kalendarz na 2024 r., zawierający 12 zdjęć wyselekcjonowanych z tysięcy. W krótkim, poruszającym wystąpieniu wspomniał, że to jego druga wizyta pod Filarami, poprzednia miała miejsce 41 lat temu, a ta jest ostatnia. „Przyjechałem tu, bo poczułem taką potrzebę” – powiedział.

Marek Demidowicz

Uczestnicy Jam Session A.D. 2024

Wokalistki:
Zuzanna Babiak
Aleksandra Śliwińska
Klaudia Anna Kaczyńska
Karolina Kram-Chojnacka
Anastazja Nowak
Aleksandra Pieczkowska

Pianiści:
Dawid Troczewski
Filip Chojnacki
Antosia Kocińska
Grzegorz Ziółek

Trębacze:
Patryk Rynkiewicz
Marcin Elszkowski
Rafael Wojaczek
Maurycy Majewski

Puzoniści:
Bartek Halicki
Artur Szatkowski

Saksofoniści:
Darek Rubinowski
Szymon Ziółkowski
Adam Matykiewicz
Marek Konarski
Robert Chyła
Krzysztof Kuśmierek
Szymon Łukowski
Dawid Tokłowicz
Alan Balcerowski
Andrzej Jóźwiak

Gitarzyści:
Łukasz Kokoszko
Krzysztof Szymenderski

Basiści:
Michał Aftyka
Katarzyna Schmidt-Przeździecka
Nikodem Kluczyński
Flavio Gullotta
Damian Kostka
Wojtek Roszak

Perkusiści:
Jacek Pelc
Mateusz Brzostowski
Stefan Raczkowski
Adam Zagórski
Jan Garstecki
Adam Andruch
Stanisław Aleksandrowicz
Bartosz Szablowski
Aleksander Myszkowski

Tekst: Marek Demidowicz

Zdjęcia: Igor Andruch





  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm