Artykuły-OLD

Opublikowano w JAZZ FORUM 4-5/2016

Kazimierz Turewicz w stulecie urodzin

Wiesław Żurowski


Idolem mojej młodości był Kazimierz Turewicz, legendarny skrzypek, akordeonista, multiinstrumentalista, kompozytor i bandleader.

Urodził się 18 maja 1916 roku w miejscowości Płoskirow na Ukrainie (obecnie nazwa miasta brzmi Chmielnicki). Zmarł na raka żuchwy w Warszawie 27 sierpnia 1981 roku i został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim w kwaterze w grobie swojej matki Teodozji Turewicz z domu Bielińskiej, zmarłej w 1971 roku.

Ojciec Kazimierza, Jan, był muzykiem w orkiestrze carskiej, zginął w nie wyjaśnionych okolicznościach w trakcie rewolucji październikowej. Matka po śmierci męża zabrała małego Kazia i przyjechała do Warszawy. Zamieszkała na Pradze w domu, tzw. drewniaku, który znajdował się przy ul. Bródnowskiej 16/1. Pani Teodozja była kobietą zaradną i obrotną. Prowadziła fabrykę mydła i delikatesy.

Syn Kazimierza, Jan Zbigniew Turewicz (1940-2011), wspominał, że jego ojciec miał szerokie zainteresowania sportowe, malarskie oraz muzyczne. Początkowo fascynowała go mandolina. Już od siódmego roku życia uczył się gry na skrzypcach u prof. Singera. Konserwatorium ukończył jako skrzypek w klasie prof. Józefa Jarzębskiego, zwanego przez studentów „Dziadzio”.

Przed rokiem 1939 grał jako solista w warszawskim Bristolu, w YMCA i wielu innych lokalach, należał do orkiestry braci Dorian.

Pisał o ojcu syn Zbigniew: „Jak pracował w Bristolu, to do domu wracał dorożką. Zarabiał dosyć duże pieniądze, tzw. boki, a zdarzało się czasem, że pensji nie odbierał przez kilka miesięcy. Kiedy wybuchła II wojna światowa, rodzice wzięli ślub w Kościele Św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży i zamieszkali u mojej babci w Ursusie, gdzie ja się urodziłem. W 1942 roku rodzice wyprowadzili się do Krakowa i zamieszkaliśmy przy ul. Sebastiana 36/21. Ojciec zaczął grać w niemieckim lokalu Casanova. Wcześniej został zarejestrowany jako muzyk, otrzymując odpowiednie poświadczenie. Jeździł także z zespołami po Generalnym Gubernatorstwie. Pod koniec wojny ojciec grał w Feniksie z takimi muzykami jak Stanisław Kisza - fortepian, Piotr Figiel - trąbka, Stanisław Polak - skrzypce oraz puzon, Marian Puc - perkusja, Stefan Łysak - bas, Józef Łysak - saksofon”.

Po wojnie Kazimierz Turewicz grał przez 10 lat w Orkiestrze Polskiego Radia pod dyr. Jerzego Gerta na skrzypcach i harmonii. Współpracował także z Filharmonią Krakowską oraz z orkiestrą Zygmunta Karasińskiego w programie „1000 taktów muzyki jazzowej”.

W 1946 roku Turewicz grał w Gdyni w tamtejszej Patrii z takimi tuzami jak m.in. Albert Pradella, Sławomir Czyński, pianista Bogusław Klimczuk.

„Ludzie cieszyli się z zakończenia wojny. Jako siedmiolatek zapamiętałem doskonale marynarzy z wielu krajów, a także gumę do żucia, którą mi ojciec przynosił. Muzycy byli z rodzinami” – wspominał Zbigniew.„Pod koniec lat 50. byłem świadkiem jak ojciec brawurowo odegrał Karnawał wenecki, popisowy numer wszystkich akordeonistów, po czym odwrócił instrument dołem do góry i lewą ręką, mając klawiaturę ustawioną odwrotnie, grał dalej”.

W pierwszej połowie lat 50. Kazimierz Turewicz kieruje Orkiestrą Taneczną Polskiego Radia rozgłośni krakowskiej. W 1956 po wyjeździe Jana Cajmera zostaje dyrygentem Orkiestry Tanecznej PR w Warszawie. Reorganizuje zespół, który nabrał cech nowoczesnego stylu, werwy i polotu. Niestety zaistniał konflikt repertuarowy na linii pomiędzy dyrygentem, a szefem Redakcji Muzyki Lekkiej – Władysławem Szpilmanem, który spowodował odejście dyrygenta. Turewicz preferował muzykę Zachodu, natomiast Szpilman muzykę krajów Demokracji Ludowej.

W roku 1959 Turewicz i jego nowopowstała orkiestra akompaniuje m.in. na koncertach w Polsce Jósephine Baker – słynnej piosenkarce, o której ówczesny krytyk muzyczny Aleksander Rowiński w „Expressie Wieczornym” napisał, że „czarna Venus oczarowała Warszawę”. W orkiestrze grał m.in. Robert Koniarz, obecnie emerytowany menadżer muzyczny w Norwegii.

Jeszcze garść informacji od syna Zbigniewa: „W lutym 1961 roku ojciec na zaproszenie kolegi mieszkającego w Anglii wyjechał do Birmingham, gdzie występował jako solista w różnych klubach polonijnych, a także w Radiu Wolna Europa w tak zwanych ‘Podwieczorkach przy mikrofonie’. Natomiast żona Turewicza, znana artystka estradowa Maria Namysłowska, dotarła do Anglii drogą nielegalną przez Jugosławię. Turewiczowie zadebiutowali w 1962 roku na publicznym nagraniu programu sylwestrowego Radia Wolna Europa, gdzie występowała m.in. Renata Bogdańska (prywatnie żona gen. Andersa). Ówczesne gazety pisały, że Turewicz swoją wirtuozerię instrumentalną na skrzypcach i na akordeonie zaprezentował w czardaszach, melodiach cygańskich, wiedeńskich, rumuńskich, paryskich, kaukaskich, hiszpańskich i jazzowych”. Turewiczowie występowali także na imprezach
pt. „REF-RENA” organizowanych przez Feliksa Konarskiego dla polonii angielskiej i amerykańskiej .

W roku 1968 Annauzia Mantovani organizuje orkiestrę na trasę po Ameryce i Kanadzie. Zatrudnia muzyków z Anglii i Ameryki. Turewicz zostaje zaangażowany na skrzypce i akordeon. Trasa pod nazwą „Mantovani & His Orchestra Fall Tour – 1968” obejmowała 80 miast. W trakcie pobytu orkiestry w Chicago Turewicz po koncercie udał się do klubu polskiego, gdzie przebywali uczestnicy koncertu. Tam nastąpiło przypadkowe spotkanie z Różą Homeszyn, która zakochała się w Turewiczu. Była to pani w sile wieku, taka dzisiejsza businesswomen (tak ją określił syn Zbigniew Turewicz) i powstał problem. Bo kiedy orkiestra odjeżdżała do Montrealu, pani Róża była już w autokarze, mimo perswazji nie wysiadła i pojechała z zespołem. Ponieważ była mężatką do akcji włączył się jej mąż i przyjechał do Montrealu z pistoletem z zamiarem zastrzelenia Turewicza. Ale dobrze się skończyło. Cała trójka wróciła do Chicago. Homeszynowie się rozwiedli, pan Turewicz także się rozwiódł. Pani Róża wyszła za mąż za Kazimierza i założyli wspólny biznes – restaurację Turewicz. Jak podały ówczesne media lokal cieszył się dużym wzięciem dzięki organizacji interesujących imprez towarzyskich, jak „noce kapitańskie” czy „noce bosmańskie”, przypominające przyjęcia, jakie miały miejsce na polskim statku oceanicznym. Przygrywała Orkiestra Kazimierza Turewicza. Lokal odwiedzało wiele znakomitości, m.in. wybitna skrzypaczka Wanda Wiłkomirska. która w tym czasie koncertowała w Chicago. Turewicz popisywał się przed sławną artystką swoim kunsztem i wirtuozerią. Turewiczów odwiedził także Jerzy Turowicz, ówczesny redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” z Krakowa, który przebywał w USA na zaproszenie Departamentu Stanu i kilka dni spędził w Chicago.

Kazimierz Turewicz koncertował w 1974 jako solista także z Elmhurst Symphony Orchestra. Koncerty organizowała tzw. żeńska służba pomocnicza. Na jednym z nich grał solo na akordeonie utwory Rimskiego-Korsakowa, natomiast czardasza Montiego zagrał na skrzypcach.

W 1976 przyjechał do kraju. Osiadł w Warszawie, koncertował, nagrywał dla
radia z orkiestrami Rachonia i Czernego. W końcówce lat 70. był kierownikiem muzycznym Teatru Variete & Viktoria. Koncertował w 1979 roku również w Kuwejcie na statku Marina Marriott wraz z gitarzystą Wiesławem Woźbińskim.

Kazimierza Turewicza czule wspominali Andrzej Trzaskowski, Andrzej Kurylewicz, a przede wszystkim Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz. „Mieszkałem w Jaśle – mówi Duduś – i Turewicz przyjechał z grupą estradową. Pamiętam, że ich gra mnie zachwyciła. Orkiestra Turewicza po wojnie grała w Kra­kowie w Casanowie przy ul. Floriańskiej. Muzycy grający u Turewicza byli multiinstrumentalistami. Z czasem i ja do nich dołączyłem, grałem na IV saksofonie, także na klarnecie i akordeonie. Pamiętam koncert w krakowskiej YMCA, gdzie orkiestra Turewicza grała repertuar amerykańskich orkiestr Counta Basie’ego i Duke’a Ellingtona. Kazimierz improwizował na wielu instrumentach i robił to doskonale”.

Bardzo ciepło o Turewiczu wypowiadał się wieloletni dyrektor Filharmonii Narodowej Witold Rowicki w książce Jerzego Radlińskiego „Obywatel Jazz”: „Grywałem jazz przed wojną i w czasie okupacji w Zakopanem, Krynicy, Zawierciu i Krakowie. W najprzeróżniejszych składach i repertuarze, między innymi nawet z głośnym jazzmanem Kazimierzem Turewiczem”.

Zobaczyłem go po raz pierwszy w 1958 roku wraz z jego orkiestrą taneczną Polskiego Radia w Poznaniu na wielkiej imprezie „Wybieramy Miss Poznania”. W trakcie koncertu utkwiła mi w pamięci solówka grana przez mistrza na saksofonie w utworze Gorąca kasza Karla Kraugatnera. Później widywałem go wielokrotnie na koncertach, gdy z zespołami estradowymi jeździł po Polsce.

Wiesław Żurowski



Zobacz również

Tadeusz Federowski – archiwalny wywiad

Z legendarnym perkusistą rozmawia Jerzy Bojanowski, Jazz Forum 2/1993 Więcej >>>

Grzegorz Grzyb atomowy

Archiwalny wywiad z perkusistą, który zginął tragicznie 23 lipca 2018 w wypadku na ulicy… Więcej >>>

Walny Zjazd PSJ

24 kwietnia br. odbyło się w warszawskiej Stodole Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie PSJ.  Więcej >>>

Kiedy słychać jazzu pierwsze trzaski…

Muzyka jazzowa, a nieco później również rock’n’rollowa, w nowej powojennej rzeczywistości była w Polsce przez pewien czas… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu