Koncerty
Cassandra Wilson
fot. John Guillemin

Cassandra Wilson

Cezary Gumiński


Nie ma co się oszukiwać, goście przybyli 3 listopada do stołecznego Hotelu Hilton jak do Mekki, pełni wielkich oczekiwań. Na dworze atak zimna, każdy więc pragnął, aby rozgrzać duszę śpiewem czarnej diwy, której unikalny styl zespala w sobie jazzową współczesność i bluesowe korzenie. „Gdzie byłaś Warszawo?” zapytała retorycznie 13 lat temu, zaskoczona owacyjnym przyjęciem, gdy po raz pierwszy śpiewała na scenie Kongresowej, otwierając symbolicznie działalność Jazz Radia. Od tego czasu, można powiedzieć, Cassandra Wilson pojawiała się w stolicy regularnie, zawsze przy pełnej sali, zawsze gorąco przyjmowana. Do entuzjastycznie reagującej publiczności jest już chyba przyzwyczajona, bo od kilkunastu lat zajmuje szczytowe pozycje w ankietach fachowych czasopism, a niemal każdy jej album, jak i ostatni „Loverly”, zostaje uhonorowany nagrodą Grammy.

Koncert, firmowany przez Erę Jazzu, rozpoczął długi wstęp instrumentalny podnosząc emocje przed wejściem na scenę czarująco uśmiechniętej wokalistki, z nieodłącznymi girlandami loków, ubranej w srebrzącą się suknię, która na tle rytmów o zabarwieniu afrykańskim zaintonowała tajemniczo, niczym szaman w kobiecym wcieleniu, Caravan Duke’a Ellingtona. Ku zaskoczeniu, jego finał odbywał się na raty, bowiem kilkukrotnie powracał motyw melodii, jak się okazuje nie do ogrania. W kolejnym Sleeping Bee Wilson i towarzyszący jej muzycy pokazali nieprzemijającą moc swingu. Ten utwór mniej przypominał rytuał, a odwoływał się bezpośrednio do esencji jazzu. Dalsze ożywienie przyniósł standard Lover Come Back to Me, w którym pląsająca wokalistka dołączyła do zespołu scatem niczym kolejny instrument. Oryginalną puentę utworu stanowiło wyciszanie szumu perkusyjnego, niczym odchodzącego za widnokrąg deszczu.

Zaskakujące zwroty i wyszukane aranżacje orkiestry sprawiły, że przerobiony na bluesujacą sambę temat Black Orpheus, mimo tysięcy wcześniejszych wykonań, zabrzmiał jak odkrycie. Rozpoczęte rasową introdukcją nowoorleańskie St. James Infirmary przerodziło się w spontaniczny rhythm and blues, a wokalizy zespoliły z frazami akompaniamentu. Premierowemu wykonaniu Something So Right Paula Simona towarzyszyły rozchwiane rytmy, doskonale komponujące się z czarownie kołyszącym altem wokalistki. Poruszająca introdukcja gitary do Pony Blues przeniosła nas w atmosferę Delty Missisipi, zaś pieśń Harvest Moon Neila Younga stanowiła popis maestrii w dbałości o subtelność interpretacji. Kończącej występ balladzie Till There Was You towarzyszył transowy rytm, w takt którego artystka opuściła scenę pozostawiając słuchaczy z popisami perkusyjnymi. Wykonany na bis w nietuzinkowej formie Blackbird Beatlesów upewnił, że szepcąc słodko „Thank you very much, good night”, żegna się z nami najpierwszy żeński głos współczesnej sceny jazzowej. Tylko ona potrafi aksamitnie przeformować melodie nadając im zaskakujących kształtów, właściwie nie do powtórzenia.

Do sukcesu koncertu przyczynił się zespół akompaniujący pod kierunkiem znakomitego gitarzysty Marvina Sewella. Pod jego palcami gitara zabrzmiała momentami jak potężny syntezator, rzewna wiolonczela, czy dyskretna waltornia. Pianista Jonathan Batiste potrzebował kilku utworów, aby potem czarować perlistymi solówkami. Basista Reginald Veal, perkusista Herlin Riley i perkusjonalista Lekan Babalola tworzyli fantastycznie zgraną sekcję mieszając w bogactwie rytmów.

Koncert w nowym miejscu był swego rodzaju testem dla ewentualnych spotkań jazzowych w przyszłości. W niektórych miejscach obszernej sali, choć relatywnie niskiej, natężenie głosu wokalistki sprawiało pewien niedosyt, bo był on słabiej słyszalny niż instrumenty, a goście siedzący dalej nie mieli szansy podziwiania zmysłowych pląsów biodrami, bo widzieli artystkę tylko powyżej dekoltu. Na pewno jednak zapamiętali ten zachwycający uśmiech, który wywołuje natychmiastowe skojarzenia z urzekającym głosem.

Cezary Gumiński

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2009


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu