Koncerty
Stefano Bollani i Enrico Rava
fot. Jan Rolke

Dolce Forca

Mariusz Bogdanowicz


Trębacz Enrico Rava to legenda włoskiego jazzu, laureat Europejskiej Nagrody Jazzowej 2009, współpracował z takimi gigantami jak Don Cherry i Gato Barbieri, Gil Evans, Lee Konitz, John Abercombie, Pat Metheny, Michel Petruciani, Joe Lovano, Richard Galliano – lista jest bardzo długa. Pokoleniowo „z tej samej półki” co Namysłowski, Karolak, Nahorny i Stańko.

Stefano Bollani (rocznik 1972) jest wszechstronnie wykształconym pianistą (dyplom konserwatorium we Florencji w 1993), posiada wielką muzyczną erudycję, swobodnie porusza
 się po całym stylistycznym obszarze jazzu. Nie ma żadnych oporów technicznych. O takim artyście można powiedzieć, że jedynym ograniczeniem może być jego własna wyobraźnia. W 2007 r. otrzymał Europejską Nagrodę Jazzową. Japońskie czasopismo „Swing Journal”, nadało mu w roku 2003 tytuł New Star Award, po raz pierwszy przyznany muzykowi europejskiemu.

3 lutego br. w Teatrze Polskim włoscy artyści Enrico Rava i Stefano Bollani zagrali amerykańską muzykę. Pat Metheny powiedział w jednym z wywiadów, że jazz to jest język. Rozumiem to tak: muzycy za jego pomocą nawiązują dialog między sobą, następnie porozumiewają się z publicznością, która z kolei swoim „słuchaniem” inspiruje ich do artystycznej kreacji. Podczas koncertu włoskich muzyków zaistniały wszystkie te elementy.

Muzyczna formuła duetu jest bardzo otwarta. Truizmem, w przypadku jazzu, jest pisać, że tematy były jedynie pretekstem do improwizacji. Tu można powiedzieć więcej – wszystko powstawało na żywo, zależało od nastroju chwili, niewiele było ustalone wcześniej. Rava i Bollani współpracują ze sobą od lat i doskonale się rozumieją. Zapytani tuż przed koncertem, nie wiedzieli jeszcze, co zagrają.

Było kilka utworów własnych i standardy, eteryczne Estate, Just Friends i Cheek to Cheek. Przy okazji szlagieru Irvinga Berlina Bollani zdradził źródło inspiracji powstania motywu czołowego („Heaven, I’m in hea¬ven”), cytując fragment Poloneza As-dur Chopina. O podobieństwie tym pisze w swojej powieści „Gra” Jerzy Kosiński. Nawiasem mówiąc, Chopin „przyczynił się” również do powstania innych współczesnych przebojów, żeby wymienić choćby How Insensitive Jobima (Preludium e-moll) czy piosenkę amerykańskiej gwiazdy pop końca lat 70., Barry’ego Manilowa Could It Be Magic (Preludium c-moll). Ten ostatni akurat przyznaje się do zapożyczenia, Jobim też chopinowskich inspiracji nie ukrywał.

Wracając do koncertu, dla mnie najważniejsze było pastelowe brzmienie obu instrumentów i wzajemne oddziaływanie muzyków. Powstawanie na żywo to fenomen jazzu. Rava operujący estetyką opartą na wrażliwości i muzykalności oraz pianista totalny Bollani czarowali nastrojem. W najlepszym tych słów znaczeniu bawili się muzyką, tak po prostu („grać” i „bawić się” to po angielsku to samo słowo). Jeśli na siłę się do czegoś przyczepić, to może trochę za dużo było popisów Bollaniego, ale taki już jest jego włoski temperament. Chyba lepsze to niż nasze traktowanie wszystkiego zbyt serio.
Sala była pełna. Koncert zorganizowała Ambasada Włoska i Włoski Instytut Kultury.

Mariusz Bogdanowicz


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 3/2011


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu