Koncerty
Manhattan Transfer
fot. Jan Rolke

Manhattan Transfer na Manhattanie

Jarosław Merecki


Tak się składa, że od kilku lat mam okazję do corocznego odwiedzania Mekki jazzu, czyli Nowego Jorku, a dzięki memu przyjacielowi ks. Włodkowi Łasiowi, proboszczowi polskiej parafii na Brooklynie, a jednocześnie miłośnikowi i znawcy wszelkiej dobrej muzyki, robię coś w rodzaju pielgrzymki po nowojorskich klubach jazzowych. Wybór jest zazwyczaj trudny, wystarczy wystukać w Google „jazz in New York”, aby przekonać się, jak wiele ciekawych koncertów odbywa się tam każdego dnia.

Tym razem zdecydowaliśmy się jednak szybko – idziemy do Blue Note’u na Manhattan Transfer. Wybranie się do tego klubu ma również tę zaletę, że daje gwarancję bezpośredniego kontaktu z artystami. Nawet jeśli kupi się tańszy bilet i wyląduje przy barze, to i tak widok na scenę jest nadal dobry. Jeśli zaś kupi się bilet w pełnej cenie, to można mieć artystów – i tak było w naszym przypadku – na wyciągnięcie ręki. Siedzieliśmy dosłownie tuż przy pianiście, który jest zarazem kierownikiem towarzyszącego grupie wokalnej zespołu instrumentalnego, a zatem mieliśmy okazję obserwować z bliska jego pracę. To całkiem inaczej niż na przykład w Village Vanguard, gdzie można trafić gdzieś za filar i widzieć jedynie jakieś fragmenty sceny (sam się o tym kiedyś przekonałem, gdy na koncercie kwintetu Toma Harrella ani razu nie było mi dane zobaczyć perkusisty).

Manhattan Transfer to już spory kawałek historii jazzu. Rozpoczynali w roku 1969, a w obecnym składzie śpiewają – bagatela – od 1979 roku. I niewątpliwie słychać to w ich perfekcyjnym zgraniu, choć z drugiej strony grupa wcale nie robi wrażenia odcinającej kupony od swojej dawnej sławy. Ich występ w Nowym Jorku był etapem trasy promującej nową płytę „Chick Corea Songbook”. Zespół wykonał kilka kompozycji z tego krążka (m.in. 500 Miles High i Spain), chociaż koncert złożony był głównie z dawnych „przebojów”, takich jak Java Jive, A-Tisket, A-Tasket, czy z zaśpiewanego brawurowo na zakończenie występu Birdland Joe’ego Zawinula. Do tego dołożono występy Janis Siegel i Tima Hausera, którzy prezentowali utwory ze swoich solowych krążków. Wypełniona po brzegi sala reagowała żywiołowo, a zespół chętnie wchodził z nią w dialog. Występ, na którym byliśmy (dla porządku – dokładna data to 14 września), był pierwszym w całotygodniowej serii i jestem pewien, że na pozostałych koncertach publiczność bawiła się równie dobrze.

Jarosław Merecki


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2009


 


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu