Koncerty
Omar Sosa
fot. Katarzyna Rainke

Omar Sosa Afri-Lectric

Cezary Gumiński


Tegorocznemu cyklowi koncertów Ery Jazzu towarzyszy wspaniała inicjatywa organizatora Dionizego Piątkowskiego polegająca na przedstawianiu przed występem gwiazdy anonsowanej na plakacie – młodego, utalentowanego polskiego artystę (czy zespół), aby dać mu szansę szerszego zaistnienia na profesjonalnej scenie. Pierwszym zwycięzcą plebiscytu zwanego Era Music Garden został pianista Rafał Rokicki i on solo wypełnił pierwszą część koncertu 19 marca w warszawskim Palladium.


Wybór Rokickiego na otwarcie cyklu okazał się niezwykle trafny. Ma on za sobą studia w renomowanej szkole jazzowej Berklee i udało mu się nagrać płytę w Stanach. Rokicki to artysta zdolny, ze starannie wypracowaną techniką i pomysłami. Wydaje się preferować estetykę romantyczną. Swój set zagrał w skupieniu, delikatnie dobierając miłe uchu akordy i zręcznie cieniując nastroje przechodzące gładko od piano do forte. Złożony z trzech utworów program, choć posiadał wyraźnie jazzowe konotacje, sprawiał wrażenie mocno wystudiowanego, a w mniejszym stopniu spontanicznego. Jeżeli występ Rokickiego uznać za debiut, to był on bardzo udany.

Główną atrakcją wieczoru był oczywiście międzynarodowy kwintet Afri-Lectric pod przywództwem kubańskiego pianisty Omara Sosy, z gościnnym udziałem niemieckiego trębacza Joo Krausa wywodzącego się z nurtu nu-jazzowego. Ten pełen rozmachu koncert stanowił kompletny kontrast do krótkiego recitalu. Ubrani w kolorowe szaty muzycy pojawiali się stopniowo na scenie, a gdy byli już w komplecie – dali ognia.

Sosa od początku zagrzewał kompanów mocnymi, choć niezbyt gęstymi, uderzeniami w klawiatury, a jego ekspansywna gra na fortepianie robiła wrażenie. Stopniowo rozgrzewali się ciepło brzmiący saksofonista Leandro Saint-Hill i dość twardy w uderzeniu perkusista Marque Gilmore. Kraus rozkręcił się dopiero po brawurowo rapowanej solówce. Natomiast basista Childo Tomas dał prawdziwy popis swych umiejętności dopiero w utworze na bis. Wszyscy muzycy delikatnie udzielali się też wokalnie.

Ze względu na obecność Krausa w zespole, moc pierwiastka etnicznego została wyraźnie rozcieńczona przez jego zręcznie preparowane wtrącenia i efekty z użyciem elektroniki, niemniej w tematach, rytmice i solówkach dominowała aura afro-kubańska. Częste zmiany nastroju, rytmu, harmonii i faktury w ramach jednego utworu sprawiały bardziej wrażenie obcowania z dynamicznie rozwijającym się kolażem muzycznym, a momentami nawet z pikantnym cyrkiem instrumentalnym, niż ze sformatowaną estetyką etno-jazzową. Pewne zogniskowanie stylistyczne przyniosła dopiero brawurowo wykonana kompozycja dedykowana Milesowi Davisowi, w charakterystycznym rytmie, z typowym pochodem basu, gorącym brzmieniem altu á la Kenny Garrett i perfekcyjnym solem na trąbce.

Zespół pożegnał się utworem w klimacie bałkańskim rozegranym w zawrotnym tempie, by na bis wyciszyć emocje w bodaj najbardziej jazzowym temacie wieczoru, z tęskną introdukcją duetu klawiatur i basu.

Cezary Gumiński

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 4-5/2011


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu