Miał prawie siedemdziesiątkę na karku, ale liczni przyjaciele-muzycy zawsze mówili o nim zdrobniale „Staś”. Pogrzeb Stanisława Sucheckiego odbył się 1 lutego br. na gdańskim Srebrzysku, stawili się na nim liczni muzycy, a dźwiękami St. James Infirmary i When the Saints Go Marchin’ In żegnał go zespół w składzie trzech trąbek, kornetu, klarnetu, sax-sopranu, puzonu, werbla, tuby i banjo.
Historia trójmiejskiego jazzu tradycyjnego bez Sucheckiego wydaje się trudna do wyobrażenia. Od początku lat 60., do ostatnich chwil życia Staś grał we wszystkich składach tradycyjnych, jakie się w tym czasie w Trójmieście pojawiały. W większości na stałe, z niektórymi okazjonalnie, czy przy okazji zastępstw. Zdążył jeszcze zagrać z Flamingo, potem etatowo w Dekathlon Dixieland Jazz Band, Baltic Jazz Band, Seaside Dixieland i pod koniec życia w Detko Band. A przecież była również współpraca z jazzrockowo-funkową Basztą, swego rodzaju wyjątek od dixielandowej reguły.
Jeśli ważyć zasługi Stasia, to dla gdańskiego jazzu najważniejszym było zainicjowanie przez niego (w 1980) i poprowadzenie przez mniej więcej dziesięć lat zespołu Seaside Dixieland, z udziałem klarnecisty Emila Kowalskiego, za którego odkrywcę słusznie uważa się właśnie Sucheckiego. A gdy Emil na dobre zadomowił się w jazzie i postanowił dodatkowo utworzyć kwartet nowoczesny, też zabawił się w odkrywcę i namówił do grania jazzu Leszka Możdżera, wówczas studenta skoncentrowanego na klasyce. Czyli gdyby nie Suchecki, to kto wie, czy Możdżer byłby dziś najjaśniejszą gwiazdą trójmiejskiego jazzowiska?
W trójmiejskich zespołach tradycyjnych zawsze grywali dobrzy puzoniści – dowodem jest choćby płyta zespołu Flamingo, z serii „Swingujące 3Miasto”, gdzie doskonale prezentują się w trzech różnych składach Edward Rykaczewski, Andrzej Dorawa i Jan Tomaszewski. Gdyby jeszcze dodać Zbigniewa Porzyńskiego – to będzie bardzo zacna puzonowa gromadka! Staś Suchecki, choć techniką gry nie przewyższał żadnego z tu wymienionych, miał nad nimi jedną wielką przewagę: był nowoorleańczykiem z krwi i kości! Znałem go właściwie od początku jego udziału w trójmiejskim środowisku i wiem, że oryginalna muzyka Nowego Orleanu była dla niego wartością najwyższą, a Kid Ory prawdziwym idolem. Przez całe życie starał się grać tak jak Kid Ory i namawiał do kontynuowania nowoorleańskich tradycji wszystkich, z którymi przyszło mu współpracować.
Miał wykształcenie muzyczne, ale gdy go poznałem, pracował w Stoczni Gdańskiej, a wynajmował kwaterę w suterenie domku w dzielnicy Siedlce. Już wówczas nakreślił sobie plan życiowy – grać jak Kid Ory, zwolnić się ze stoczni, pracować jako muzyk, poznać najpiękniejszą dziewczynę i ożenić się z nią, nauczyć się wszystkich utworów tradycyjnego jazzu. Wszyscy wiedzą, że plan wykonał.
Opowiadano sobie o Sucheckim w środowisku różne anegdoty, bo też jako człowiek dowcipny, ale też konsekwentny (niektórzy mówią – uparty) był Suchecki postacią anegdotyczną. Przytoczę jedną z historii z jego udziałem. Jest rok 1980, gramy razem w Seaside Dixieland i trafiamy do jakiegoś programu telewizyjnego w Łodzi. Jednego dnia nagranie, następnego mamy być na wizji, choć tylko z playbackiem. Jednak w ramach nocnych rozmów Polaków gwałtownie zmniejszyła się, nawet tym z najsilniejszą głową (a Staś do nich zdecydowanie należał), ilość krwi w alkoholu i na chwilę poróżniliśmy się jedni z drugimi do grobowej deski, czyli w praktyce do rana. Staś jednak w takich momentach nie popuszczał (to rys silnego charakteru) i prosto z hotelu powędrował na dworzec, gdzie wsiadł w pociąg i pojechał na Mazury – zawsze tam jeździł w podobnych sytuacjach.
Pozostawił jednak puzon. Następnego dnia okazało się, że w studiu brak fortepianu, a nawet pianina, a nikt z telewizji nie sprawdził, jaki będzie skład zespołu. Dostałem więc do ręki puzon i na pięć minut zmieniłem przydział z niepotrzebnego chwilowo pianisty na puzonistę – a program szedł „na żywo”. Niestety, gdy kamera skierowana była na mnie, bo rozbrzmiewała piękna solówka Stasia, suwak odłączył się od reszty instrumentu i osłupiały zostałem z dwoma osobnymi kawałkami... Do dziś nie rozstrzygnęliśmy ze Stasiem, czyja była wina – jego (bo Mazury...), czy moja (bo jak zgadzasz się zostać pozorantem, to nie rozkładaj na części instrumentu kolegi). Kiedy spotkamy się w zaświatach (nie twierdzę, że tęsknię, by było to jak najprędzej), będzie trzeba tę sprawę jeszcze raz omówić. Najchętniej w atmosferze jazzowych lokali Nowego Orleanu.
Stanisław Suchecki urodził się 14 listopada 1943 roku, zmarł 29 stycznia 2013.
Stanisław Danielewicz
Zobacz również
Legendarny szwedzki kontrabasista i kompozytor zmarł 25 lutego 2024. Więcej >>>
Saksofonista, klarnecista, założyciel i lider Playing Family, zmarł 23 lutego 2024. Więcej >>>
Kontrabasista zespołu Flamingo zmarł 26 stycznia 2024 w Żukowie. Miał 77 lat. Więcej >>>
Jeden z najwybitniejszych gitarzystów fusion jazzu zmarł 26 stycznia 2024 w Los Angeles. Więcej >>>