Koncerty
Lizz Wright
fot. Jan Rolke

Vocal Summit trzy kolory

Marek Dusza


To już drugi z rzędu szczyt jazzowy zorganizowany przez Mariusza Adamiaka. Po ubiegłorocznym koncercie „Tribute to Miles” z udziałem zespołów Wayne’a Shortera, Marcusa Millera i Jimmy’ego Cobba na Torwarze, zebrał trójkę wokalistów urządzając „Vocal Summit”. 19 października w Sali Kongresowej zaśpiewali: Aga Zaryan, Richard Bona i Lizz Wright. To autorski wybór wykonawców, ale podyktowany z pewnością dostępnością artystów. Niewątpliwie gwiazdą wieczoru była Lizz Wright promująca w Europie swój nowy album „Fellowship” i to do niej dobrano pozostałych wykonawców.

Wokalny wieczór na scenie Sali Kongresowej otworzyła Aga Zaryan ze swym zespołem, z którym nagrała album „Looking Walking Being” wydany przez Blue Note. Przy fortepianie zasiadł Michał Tokaj, na gitarze grał David Dorůžka z czeskiej Pragi, na kontrabasie Michał Barański, na perkusji Łukasz Żyta, a na instrumentach perkusyjnych, gościnnie Munnyungo Jackson. Aranżacje praktycznie nie
różniły się od tych znanych z płyty. Łagodne brzmienie uzyskane na płycie, na żywo okazało się zbyt monotonne. Cały czas brakowało mi instrumentu dętego, na przykład trąbki lub saksofonu, który kontrastowałby ze zmysłowym, ciepłym śpiewem Agi Zaryan.

Występ zakończyła uroczysta ceremonia wręczenia platynowych płyt wokalistce, członkom zespołu i wszystkim zaangażowanym w projekt. Ciekawostką było, że platynowy krążek w ramce odebrała również przedstawicielka patrona medialnego, którego logo na płycie nie widnieje. Warto zaznaczyć, że od 2006 r. platynowa płyta w kategorii jazzowej i poważnej przysługuje za sprzedaż 10.000 egz. płyt (ilość tylko o połowę niższa niż w kategorii popu). Jazzmanom nie jest więc łatwo osiągnąć pułap choćby złotej płyty – 5.000 egz. Co godne podkreślenia, album Agi Zaryan „pokrył się złotem” już w dniu premiery 16 marca, a platyną dwa miesiące później. Z wręczeniem czekano jednak na prestiżową okazję.

Temperatura wieczoru podniosła się, kiedy na scenę wyszła grupa Richarda Bony. Artysta z Kamerunu zadomowił się u nas, myślę, że bywalcy koncertów w stolicy mają już nawet przesyt jego muzyki na żywo. Szczególnie, że nie dodaje nowych elementów. Występ właściwie nie różnił się od tego w Fabryce Trzciny przed pięcioma laty. Tylko, że tamten pozostawił lepsze wrażenie. Porównania wirtuozerii jego gry na basie do Jaco Pastoriusa można uznać za nieaktualne. Zresztą zawsze były na wyrost. Bona nadrabia śpiewając, ale i w tej dziedzinie nie może już zaskoczyć, ani nawet zainteresować. Obawiam się, że spadnie wkrótce do kategorii artysty eventowego, zapraszanego przez korporacje na swoje rauty.

Finał Vocal Summit był jednak wart poświęcenia i pieniędzy. Lizz Wright ma już dziś status gwiazdy i sądzę, że niebawem będzie wymieniana jednym tchem z Cassandrą Wilson, Dianne Reeves i Dee Dee Bridgewater wśród najlepszych wokalistek jazzowych. Na najnowszej płycie „Fellowship” Lizz wykonuje pieśni gospel, od nich zaczęła swą muzyczną edukację. Właśnie wzniosłe kościelne hymny ukształtowały jej wrażliwość, a naturalny głos o wielkich możliwościach pozwala jej zaśpiewać wszystko. I to tak, że dreszcze emocji chodzą po plecach. Jest przy tym piękna i to również pomaga jej skupić uwagę publiczności.

Lizz wystąpiła rok temu na festiwalu Warsaw Summer Jazz Days w programie poświęconym Ninie Simone i wypadła nie gorzej niż Dianne Reeves. Ciemny, lekko matowy głos o dużej rozpiętości potrafi poruszyć ściany, ale tym razem używała tych możliwości powściągliwie. Koncert zaczęła tak, jak album, od tytułowego, nastrojowego tematu Fellowship skomponowanego przez Me’Shell N’Degeocello. Na chwilę wróciła do repertuaru Niny Simone w Easy Rider, by kontynuować interpretacje pieśni gospel. Najciekawsze były te, zaśpiewane tylko z subtelnym akompaniamentem pianisty i perkusisty, m.in. God Specializes. Zaśpiewany na bis klasyk Hey Man uświadomił mi, że to wielka wokalistka, potrafiąca zaczarować swym głosem każdą publiczność, w największych salach. Szkoda, że Kongresowa nie była wypełniona do ostatniego miejsca, jak zasługiwał na to ten występ.

Marek Dusza

Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2010


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu