Tymon Tymański „ADHD Autobiografia”, rozmawia Rafał Księżyk; Wydawnictwo Literackie 2013, stron 520, format 145 x 205 mm
Recenzję opublikowano w numerze 6/2014 Jazz Forum.
Nazwisko Ryszarda Tymona Tymańskiego to synonim przemian. Ileż to twarzy Tymona widzieliśmy przez ostatnich trzydzieści lat? Totartowy kpiarz, yassowy rewolucjonista, pieśniarz rockowy, buddysta zen, karateka, romantyczny wydawca płyt, prezenter radiowy i telewizyjny, wreszcie reżyser filmu pt. „Polskie gówno”. I to właśnie od pytań na temat filmu rozpoczyna się wywiad rzeka, który przeprowadził Rafał Księżyk z Tymańskim na potrzeby książki pt. „ADHD”.
Nazwisko Rafała Księżyka nie od dziś jest gwarancją jakości – wysokiego poziomu merytorycznego i literackiego wydawnictwa. Przypomnijmy jego debiut książkowy, czyli „Desperado” (wywiad-rzeka z Tomaszem Stańką), w którym dziennikarz niejednokrotnie wykazywał się większą wiedzą na temat kariery trębacza, niż sam zainteresowany (sic!). „ADHD” to póki co trzecia pozycja Rafała Księżyka, który w międzyczasie opublikował jeszcze rozmowę z Robertem Brylewskim pt. „Kryzys w Babilonie”.
„Polskie gówno” rozpoczyna tę biografię nie bez przyczyny. Ten (nieopublikowany jeszcze) film to opus magnum Tymańskiego opisujące doświadczenia muzyka podróżującego bez końca po Polsce z koncertu na koncert. Film jest też zwieńczeniem prześmiewczej trylogii, na którą składają się albumy „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” zespołu Kury (z pamiętnym „credo” Tymona pt. Mój dżez) oraz soundtrack do filmu „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego wydany pod szyldem Tymon & Transistors.
„Film to waga królewska; w porównaniu z produkcją profesjonalnego filmu nagranie płyty to żart” – mówi Tymański niejako tłumacząc opóźnienie w produkcji filmu, którego premiera jest od lat odkładana. Niełatwo jest zresztą wyprodukować film, gdy cierpi się na tytułowe „ADHD”. Niełatwo było pewnie też napisać biografię Tymona. „Nadmiar” zainteresowań, mnogość tematów i jakiś wewnętrzny niepokój Tymańskiego, który każe mu ciągle gdzieś gnać – to wszystko w książce widać i czuć.
Przy całym swoim rozwichrzonym jestestwie Tymański jest jednak oczytanym i osłuchanym intelektualistą, wielkim (dosłownie) mądralą, który potrafi z pasją opowiadać o Franku Zappie, Johnie Coltranie, Beatlesach, buddyzmie zen, totartowej (i nie tylko) metafizyce, a także o miłości, nienawiści, przyjaźni i rozstaniach. Tymon grał bowiem w wielu zespołach i żył z wieloma kobietami, wiele w swoim życiu przeżył spotkań i wiele przecierpiał rozstań. Choć bohater „ADHD” jest szczery do bólu, książka nie ma nic wspólnego z tanimi, pudelkowymi skandalami obyczajowymi. Tymański o swym życiu opowiada przy tym tak prostodusznie, że można mu wybaczyć każde świństwo.
Młodszych czytelników z pewnością zainteresuje krótka anegdota dotycząca sporu między zbuntowanym światem yassu a „gerontokratycznym” (w opinii Tymańskiego) światem mainstreamowego jazzu, którego bastionem był miesięcznik JAZZ FORUM. Początkiem końca tego sporu było wydanie w czerwcu 1997 roku numeru JF z wielkim napisem na okładce „Czas na yass”.
Co ciekawe, już rok później Tymon rozpoczął powolny rozwód ze światem jazzu. Odejście Leszka Możdżera i samobójcza śmierć Jacka Oltera przesądziły o rozpadzie Miłości. Później Tymon długo przewodził grupie Tymański Yass Ensemble, a po jej zawieszeniu rozpoczął przygodę w kwartecie Jazz Out, ale ten ostatni (w składzie z Irkiem Wojtczakiem, Tomkiem Ziętkiem i Kubą Staruszkiewiczem) nie doczekał się już wydawnictwa.
Tymona od jazzu odciągały awangardowe Kury, rockowe Tymon and Transistors, praca w telewizyjnym programie „Łosskot”, skandale (m.in. związane z piosenką D.O.B. z refrenem „Dymać orła białego”), wreszcie kariera radiowa i filmowa. Zresztą produkcja filmu „Polskie gówno” pochłonęła Tymona tak bardzo, że niemal zapomniał o tym, że jest muzykiem.
„ADHD” jednak warto przeczytać, niezależnie od tego, czy się jazz kocha, czy się jazzu nienawidzi. Jest to bowiem niezwykły przewodnik po życiu. Życiu pełnym bolesnych upadków i (nie zawsze takich) pięknych odrodzeń. I bynajmniej nie dlatego, że Tymon potrafi lądować jak kot – na czterech łapach. Wręcz przeciwnie, z dziecięcą naiwnością za każdym razem leci na łeb na szyję, by wylądować, jak sam mówi „w czarnej dupie”, by później się z niej mozolnie wygrzebywać. Ten jego mozół, konsekwencja, siła i upór muszą budzić niekłamany podziw.
Zobacz również
Książkę Dionizego Piątkowskiego o ikonie polskiego jazzu recenzuje Tomasz Gregorczyk. Więcej >>>
Biografia Michała Urbaniaka – rozmowa-rzeka z Jackiem Góreckim. Recenzuje Łukasz Maciejewski Więcej >>>
Transkrypcje solówek Zbigniewa Seiferta spisane przez Macieja Afanasjewa. Recenzuje Krzysztof Lenczowski. Więcej >>>
Niezwykła książka amerykańskiego trębacza Gary’ego Guthmana. Recenzja Piotra Iwickiego. Więcej >>>