Niezwykła
książka amerykańskiego trębacza Gary’ego Guthmana. Recenzja
Piotra Iwickiego.
Jedno ze dań, które w sposób genialny charakteryzowało twórczość Isaac Bashevis Singera, było to, które mówiło, iż nie należy zbyt wiele wymyślać w rozmowie z innym człowiekiem. Należy opowiedzieć mu swoją historię, co jest gwarantem, że nie wpłyniemy na rafy kalki czy banału. Każdy ma swoje życie, spisuje je godzina po godzinie, aż po koniec czasu.
O książce Gary’ego Guthmana, nie tyle autobiografii a zbiorze rozmaitych historii-nowel, dla których jego postać jest wspólnym mianownikiem, usłyszałem jakiś czas temu, jeszcze gdy powstawała. Byłem ciekaw, na ile będzie ona inna od podobnych pozycji sygnowanych przez polskich muzyków. I inna jest. W zasadzie świetnie opisuje ją tytuł „Grając na własną nutę”, bo w pewien symboliczny sposób charakteryzuje on sama postać autora. Znamy się z Garym od lat, i przyznam, że w pewnym sensie są to dwie postacie (a pewnie i trzy) osadzone w jednym ciele. Jest Gary – człowiek. Serdeczny, inteligentny, otwarty i dowcipny. Ale jest też Gary – człowiek sztuki i biznesu, który naszą pierwszą rozmowę w sprawach właśnie biznesowych rozpoczął od zdania: „Daj mi kwadrans, słuchaj uważnie i nie przerywaj”. Potem pytaj.
I przyznam, wszedłem wówczas w trochę inny świat, bardzo inny od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni gdy mówimy o muzycznym biznesie w Polsce. Jest wreszcie Gary – życiowy partner, ale to świat znany Małgosi, jego żonie. I znakomicie, że zostaje on dla nas tajemniczą wyspą. No może z wyjątkami piękny zdjęć, tych przepełnionych miłością, znanych z mediów społecznościowych, pełnych miłości dojrzałych, dorosłych ludzi.
A jak jest ta książka? Cóż, nie zazdroszczę Gary’emu, bowiem pisanie w takiej konwencji jaką przyjął tutaj, a opisuje rozmaite wydarzenia, czasami wręcz mrożące krew w żyłach (jak to z napadem zakapturzonych nożowników, z którego wybawił autora… Miles Davis – więcej nie zdradzam), to chodzenie po cienkim lodzie. Dlaczego? Jest takie powiedzenie, że co się wydarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas, a życie muzyka koncertującą-podróżującego, to świat pełen pokus, niespodzianek, chwil pięknych ale i tych wystawiających nas na ciężkie próby. Ot, samo życie.
Gdy czyta się tych ponad 400 stron, to trochę jakby słuchało się Gary’ego. Oczywiście, gdyby perfekcyjnie mówił po polsku (sic!), bo finalny efekt to znakomite tłumaczenie Piotra Pieńkowskiego. Co ważne, tłumaczenie kompetentne, więc nie uświadczymy tu wpadek, które odnajduję nawet w topowych biografiach gigantów jazzu. Ot w stylu: „…zagraj tutaj jedynkę a na koniec trójkę”.
W jednym z księgarskich serwisów trafiłem na ocenę czytelnika, i chyba lepiej sam nie napiszę, a nikt tak tego nie zrobi, jak ktoś kto podchodzi do dzieła spontanicznie, bez piętna recenzenckiego sznytu z ostrym jak brzytwa piórem:
„Przy akompaniamencie melodii wygrywanych przez moją starszą córkę, ćwiczącą na zajęcia do szkole muzycznej, czytałam sobie książkę niezwykłą. Niezwykłą, bo opowiadającą historię życia człowieka nietuzinkowego, urodzonego w amerykańsko-żydowskiej rodzinie, przez lata działającego w Stanach, którego miłość do muzyki i do pięknej kobiety, sprowadziła aż do Polski.
„Grając na własną nutę” Gary’ego Guthmana nie jest typową biografią, mam wrażenie, że autor zdecydował się przed czytelnikiem odsłonić tylko te fakty ze swojego życia, które na niego mocno wpłynęły i ukształtowały go jako kompozytora, trębacza, dyrygenta, pedagoga, czy życiowego partnera. I dobrze, bo dostajemy historię jego życia chronologiczną, ale absolutnie nieprzynudzającą mało istotnymi faktami. (…) Gary dawał liczne koncerty, podróżował po całym świecie, grywał nawet na statku wycieczkowym, poznawał ciekawych ludzi, a wszystko to robił z jednym przesłaniem, by grać, czy tworzyć lepiej, ale zawsze zgodnie z własnym przekonaniem, na własną nutę. Z tą myślą dążył do stworzenia ważnego dzieła. Musical ‘List w Warszawy’, to taki rezultat jego misji – sprawienia, by „Żydzi i Katolicy dostrzegli się nawzajem i zaakceptowali swoją wspólną historię poprzez pokazanie ukrytych, czy zapomnianych prawd”.
Przyznam, te słowa to jak gromkie brawa po znakomitej solówce. No i jeszcze ta rekomendacja Adama Makowicza na okładce: „Polecam wszystkim, którzy kochają podróże w przeszłość i muzykę, jazz szczególnie”.
A ja już nic więcej nie dodam, aby nie spojlerować. Perła! Do księgarni marsz!
Piotr Iwicki
Gary Guthman „Grając na własną nutę”, Znak 2023
Zobacz również
Książkę Dionizego Piątkowskiego o ikonie polskiego jazzu recenzuje Tomasz Gregorczyk. Więcej >>>
Biografia Michała Urbaniaka – rozmowa-rzeka z Jackiem Góreckim. Recenzuje Łukasz Maciejewski Więcej >>>
Transkrypcje solówek Zbigniewa Seiferta spisane przez Macieja Afanasjewa. Recenzuje Krzysztof Lenczowski. Więcej >>>
Niezwykłą książkę Grzegorza Kozyry recenzuje Stanisław Danielewicz Więcej >>>