16 czerwca br. Bobby McFerrin wystąpił po raz pierwszy w Polsce w duecie z Chickiem Coreą. Inauguracyjny koncert europejskiej trasy obu artystów miał miejsce Bielsku-Białej, w kościele św. Maksymiliana Kolbego, który nie jeden już raz gościł najwybitniejszych muzyków świata, bo ta świątynia ze znakomitej akustyki słynie.
Na koncert czekała półtoratysięczna, wyrobiona i spragniona strawy duchowej publika, która potrafi nie tylko słuchać, ale i śpiewać. Improwizowana rozgrzewka Bobby’ego trwała jednak długo. Za długo. W pierwszej części koncertu odnieśliśmy wrażenie udziału w próbie, gdzie dialog między muzykami – spontaniczny i okraszony humorem – nie mógł nabrać tempa. Chick Corea wirtuozowsko zagrał Chopina, przez większość koncertu oddawał jednak przestrzeń Bobby’emu. Nie przeskoczyła iskra, która poniosłaby tę ucztę na duchowej fali radości (której tak mocno wyczekiwaliśmy). Owszem były przebłyski geniuszu, szczególnie w interakcji wokalnej z publicznością. Te jednak gasły. Improwizacja wokalna jest jedną z najtrudniejszych sztuk. Wspomina o tym w wywiadzie Bobby, niemniej „wierny” przybywa na ceremonię, a nie na wiszący w powietrzu potencjał.
Były też miłe i niespodziewane akcenty, kiedy Bobby zaprosił do mikrofonu kogoś z publiczności. Grzegorz bardzo dobrze sobie poradził w duecie wokalnym z Mistrzem, a spontanicznie zaproszony do fortepianu kilkuletni chłopak zagrał z Chickiem swój numer na bis. Sprawdziłem, nie było to wcześniej przygotowane!
Rozmowa z Bobbym McFerrinem miała miejsce jeszcze przed bielskim koncertem.
Marek Tomalik
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>