Amerykański weteran saksofonu wykonał 22 maja br. we wspaniałej sali NOSPR w Katowicach swoją, słynną już, suitę Wild Man Dance. Kompozycja ta, wydana w ubiegłym roku na płycie przez Blue Note, swoją prapremierę miała dwa lata wcześniej we Wrocławiu podczas festiwalu Jazztopad. Tym razem koncert odbył się w ramach festiwalu Katowice Kultura Natura. |
Zespół Charlesa Lloyda (lider - ts, Gerald Clayton - fortepian, Reuben Rogers - kontrabas, Eric Harland - perkusja, Miklos Lukacs - cymbały, Sokratis Sinopoulos - lutnia) grał tę kompozycję już od dłuższego czasu i w idealnych warunkach akustycznych NOSPR-u zabrzmiała jak wielkie, fascynujące swoją jednorodnością misterium muzyczne.
fot. Dorota Koperska Photography
Tajemniczy, lekko orientalny wstęp lutni i cymbałów stopniowo przerodził się w gęstą, ale jednocześnie klarowną i czytelną dla słuchaczy fakturę muzyczną całego zespołu. Ukoronowaniem tej pierwszej części były szerokie, urzekające brzmieniem i melodyką, frazy tenoru lidera. Po tym kontemplacyjnym, dostojnym fragmencie poszczególne instrumenty zaczęły się wyłamywać z dyscypliny kompozycyjnej, nastąpił moment kontrolowanego zgiełku, bliski free.
Nie trwało to jednak zbyt długo, bo grupa powróciła w ryzy zapisanego materiału – choć na innym poziomie emocji, nie wyrzekając się także wzajemnej interakcji. Ogromne wrażenie robiły plastyczne, meandryczne linie saksofonu dialogujące z fortepianem staccato. Gerald Clayton dzięki swojej świetnej technice uderzenia uzyskiwał krystalicznie czyste dźwięki, fortepian pod jego palcami brzmiał jak pojedyncze krople deszczu.
fot. Dorota Koperska Photography
Grupa stopniowo rozpędzała się za sprawą nieustannie kreatywnego perkusisty Erica Harlanda. Muzyczna opowieść, skomponowana przez Lloyda, przechodziła kolejne transformacje, crescenda i diminuenda, aż wreszcie przerodziła się w dynamiczny mainstreamowy jazz grany up tempo. W takiej konwencji zespół również zabrzmiał doskonale. Muzycy potraktowali to także jako okazję do prezentacji umiejętności indywidualnych – podzielili się na klasyczne trio fortepianowe, swoje partie solowe zagrali też lutnista Sokratis Sinopoulos, Clayton, a wreszcie sam lider. Muzycy bawili się tym materiałem, w mojej pamięci pozostanie mistyczny, pełny orientalnych ozdobników duet kontrabasu arco i lutni.
Zachwycona publiczność nagrodziła artystów owacją na stojąco, za co otrzymała bis, podczas którego swoje solówki zagrali wszyscy muzycy. Lloyd wtulał twarz w bukiet kwiatów, być może kryjąc łzy.
Marek Romański
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>