Koncerty

fot. Piotr Wyszomirski

Opublikowano w JAZZ FORUM 6/2015

Dave Holland Prism

Borys Kossakowski


Ani razu się nie zatrzymali, nie przystanęli nawet, by odpocząć albo zapowiedzieć kolejny utwór. Nie opowiadali anegdot, nie próbowali łapać kontaktu z publicznością. Nie musieli. Nawiązali go spontanicznie i utrzymali przez dwie godziny występu, choć grali bez przerw między utworami. 9 maja w klubie Żak, podczas majowej odsłony festiwalu Jazz Jantar, Prism Dave’a Hollanda zaserwował słuchaczom prawdziwą podróż po historii muzyki rozrywkowej, sięgając po najróżniejsze stylistyki i emocje.

Wybierając muzyków do najnowszego projektu Dave Holland kierował się ciekawym kryterium. Po pierwsze: żadnych dęciaków. Po drugie: sami kumple. W ten sposób zatrudnił stałych współpracowników i starych przyjaciół: Craiga Taborna (fortepian, Fender Rhodes), Erica Harlanda (perkusja) i Kevina Eubanksa (gitara elektryczna). Tego ostatniego namówił do powrotu na scenę jazzową po piętnastu latach grania w telewizyjnym talk show.

Zadziwiająca była płynność, z jaką zespół przełączał się między stylami, skakał po epokach muzycznych. Trzeba podkreślić jednak, że nie była to pusta żonglerka muzyków popisujących się znajomością swojego fachu. Dave Holland po prostu gra już niemal od pół wieku. Siłą rzeczy tych wszystkich zmian doświadczył na własnej skórze, a jako muzyk otwarty – wszystkich tych odmian się nauczył. Jego osoba stanowiła o wiarygodności zespołu.

Prism to po angielsku pryzmat. I faktycznie mogło się zdawać, że lider czuwa przy niezwykłym pryzmacie i zmieniając kąt ustawienia wpływa na to, jak rozszczepia się muzyka płynąca ze źródła. Trzeba dodać przy tym, że jego zespół w wersji koncertowej brzmiał bardziej spójnie, niż na płycie. Gitarę Eubanksa cofnięto i lepiej wkomponowano w całość. Dzięki temu grupa tętniła muzyką, jak jeden organizm. Niezwykłe porozumienie i umiejętność zachowania balansu pozwoliły na „bezszwowe” sklejenie wszystkich utworów w jedną całość.

Gdyby tak zamknąć oczy i popuścić wodzy wyobraźni, można było podczas koncertu doświadczyć niewiarygodnych wręcz skoków w czasoprzestrzeni. Gdy Prism grał bluesa, brzmiał tak rasowo, jakby za chwilę za mikrofonem miał stanąć Bob Dylan lub Johnny Cash. Tak grają tylko starzy mistrzowie (choć Eric Harland to przy Hollandzie młodziak, ma zaledwie 37 lat). Gdy na gitarze rozkręcał się Kevin Eubanks, przed oczami wyobraźni stawali to Carlos Santana, Jimi Hendrix, na bis zabrzmiał jak Queen z grającym solo Brianem Mayem. Gitarzysta potrafił też odrzucić rockowy pazur i zagrać miękko niczym Pat Metheny, głaszcząc tylko gitarę i modulując jej brzmienie pedałem głośności, zostawiając dużo miejsca dla kolegów.

Prism jednak bynajmniej nie jest zespołem muzealnym. Choć niektóre jazzrockowe rozwiązania charakterystyczne dla muzyki fusion trąciły myszką, to (głównie dzięki najmłodszemu w zespole Harlandowi) skład wpływał też na terytoria muzyki nieco nowszej. Można było na koncercie usłyszeć rasowo zagrane fragmenty nu-jazzowe, a wspomniany Harland sięgał nawet po rytmy drum’n’basowe. To on sprawiał, że niektóre zakurzone patenty na nowo odzyskiwały blask. Mało tego – zespół potrafił zbliżyć się brzmieniowo do komputerowych produkcji w stylu St. Germain czy naszego Skalpela, co w graniu koncertowym jest ekstremalnie trudne.

A był przecież jeszcze na scenie Craig Taborn, muzyk błyskotliwy i inteligentny. Potrafił zagrać niczym romantyk, przywołać ducha Siergieja Rachmaninowa, a zaraz potem zagrać frazę musicalową godną George’a Gershwina. Gdy zasiadł przy Rhodesie, to na moment na scenie pojawiło się The Doors w najlepszej formie. Taborn skręcał najczęściej ku muzyce współczesnej i post-bopowi.

Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił, a muzycy, bez zbędnych słów podziękowali, przedstawili się i zeszli ze sceny. Wyszli jeszcze tylko na krótki bis, jakby wyczerpani głównym setem.

Prism Dave’a Hollanda zagrał w ramach dodatkowej, wiosennej odsłony festiwalu Jazz Jantar. W ten sam weekend w klubie zaprezentowali się jeszcze Tomasz Stańko New York Quartet (8 maja) oraz Peter Evans Zebulon Trio i Sebastian Zawadzki z programem solowym „Luminescence” (10 maja).

Borys Kossakowski



Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu