Koncerty

fot. Piotr Łukasiwicz

Opublikowano w JAZZ FORUM 4-5/2015

Duke Robillard

Marek Garztecki


Kontrabasista chwycił gitarę basową, parę tłustych, funkowych akordów lidera i wszystko stało się jasne. Duke Robillard nie jest muzykiem łatwym do zaszufladkowania i rozrzut stylistyczny utworów, którymi rozpoczął swój występ 15 marca w ramach 53. Warsaw Blues Night w warszawskich Hybrydach, dłuższy czas nie pozwalał mi znaleźć właściwej dla niej szufladki.

Już gibsonowska ESka semi w rękach amerykańskiego bluesmana mogła sugerować co nas czeka. I rzeczywiście, pierwszy utwór, instrumentalny Jesse’s Blues, narzucił wyraźnie jazzowy feeling, co ewidentnie nie przypadło do gustu części publiczności, oczekującej tasiemcowych claptonek z „łamanymi” nutami. Drugi utwór, I’m Gonna Quit My Baby B.B. Kinga, podrasowany został, w porównaniu z oryginałem, na wyrazisty honky-tonk, dzięki wydobyciu na plan pierwszy brzmienia pianina.

W tym miejscu trzeba zauważyć, że nie ja jeden miałem początkowo kłopoty z odbiorem. Kolega krytyk nie dosłyszał pierwszego utworu, bo w jego recenzji koncert zaczął się od I’m Gonna Quit My Baby, które w dodatku miało być „zmysłowym bluesem”. Za to zrewanżował się słysząc, jak głosi jego recenzja, dwa utwory, których jako żywo akurat na tym koncercie Robillard nie wykonywał.

Wracając do głównego bohatera wieczoru, to, jak się rzekło, zaserwował on warszawskiej publiczności całą paletę stylistyczną elektrycznego bluesa, od ostrego Chicago (You’re Just About as Welcome as a Fatal Heart Attack – utworu opatrzonego chyba jednym z najdłuższych i najzabawniejszych tytułów), poprzez jego jazzową interpretację (I’m Still in Love with You T-Bone Walkera) po rhythm and blues i funk (Do the Memphis Grind). Właśnie słuchając tego ostatniego utworu znalazłem ostatni kawałek do muzycznego puzzle którym jest Duke Robillard. Po koncercie podszedłem do artysty, by sprawę wyjaśnić. „Pisze się, że największy wpływ na twój styl gry wywarł T-Bone Walker, a ja tu usłyszałem co najmniej tyle samo wpływu Steve’a Croppera. Czy mam rację?” – zapytałem. „Oczywiście” – padła krótka odpowiedź.

Bo Robillard, podobnie jak Cropper to „musicians’ musician”, człowiek, który od estradowego blichtru woli pozbawioną sztuczek muzykę, często znajdując satysfakcję nawet z tego, że w dobrym towarzystwie sam schodzi na drugi plan. Stąd też, obok nagrań i występów z własnym zespołem, zatrudniają go najsłynniejsi wokaliści, jak Bob Dylan czy Tom Waits. Pożyczona od tego ostatniego kompozycja Make It Rain, stanowiła kulminacyjny moment hybrydowego wieczoru.

To właśnie połączenie południowego funku i swingu prosto od Charlie’ego Christiana składa się na muzyczną osobowość Robillarda. Takie fascynacje u muzyka pochodzącego z jednego z najbardziej jankeskich stanów, bo z Rhode Island, to rzecz co najmniej nietypowa, ale bardziej godny podziwu jest sposób, w jaki łączy on oba muzyczne terytoria zachowując ich stylistykę.

Słuchacze koncertu byli chyba na taki melanż nieco mniej otwarci, co Robillard chyba sam wyczuł, pytając ich w pewnym momencie, czy nie będą mieli nic przeciwko temu, gdy zagra trochę jazzu. A największych nawet malkontentów musiał zaspokoić przejmujący blues Dyin’ Flu z repertuaru Alberta Collinsa, zagrany przez Robilliarda na bis, łącznie z pełną „łamanych nut” piękną partią solową.

Dość standardowy akompaniament lidera tworzyli basista Brad Hallen, perkusista Mark Teixeira oraz Bruce Bears. Tego ostatniego wyróżniłbym za umiejętnie wydobycie z rolanda ciekawego brzmienia, raz to organów Hammonda, raz pianina honky-tonk.

Sumując, wbrew niektórym krytykom-malkontentom, występ zespołu Duke’a Robillarda w Hybrydach uważam za jeden z najlepszych koncertów bluesowych, jakie słyszałem ostatnio w Warszawie – wysoce satysfakcjonującą unię techniki z feelingiem.

Marek Garztecki


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu