Koncerty
Nguyen Le i Himiko Paganotti
fot. Jan Rolke

Artykuł opublikowany
w JAZZ FORUM 12/2012

Era Jazzu - Nguyen Le

Cezary Gumiński


Gdy Dionizy Piątkowski, pomysłodawca i organizator cyklu koncertowego, otwierał jesienną edycję Ery Jazzu, mimowolnie przypomniały się sylwetki wielu znakomitych artystów, i tych z Panteonu Gwiazd, jak i tych lansowanych (nierzadko przez niego), których oklaskiwali fani dobrej muzyki. Choć część występujących artystów reprezentowała nie główny nurt, a style okołojazzowe, to bardzo dobrze, bo we współczesności globalizacja zaczyna wkraczać też na pole sztuki i być może niedługo będziemy dzielić twórczość artystów tylko na dobrą i miałką, bo gatunki muzyczne ulegną kompletnemu wymieszaniu.

Trudno też zdefiniować styl, w jakim wypowiadał się 10 października 2012 r. w stołecznym Palladium kwintet Nguyena Le, działającego we Francji gitarzysty wietnamskiego pochodzenia (a tak właściwie to obywatela świata), który grał już z plejadą najwybitniejszych muzyków z Ameryki, Azji i Europy. Program koncertu nazwany od „Hendrixa do jazzu” zawierał dwie kompozycje Jimiego (Purple Haze, Little Wing), ale też dwie Stevie’ego Wondera (I Wish, Pastime Paradise), oraz po jednej Janis Joplin (Mercedes Benz), Led Zeppelin (Whole Lotta Love) i The Beatles (Come Together), a więc kultowe rockowe przeboje. Słowo jazz pozostało właściwie tylko w warstwie interpretacyjnej, gdyż cały repertuar został wykonany w czysto jazz-rockowej konwencji, a większość odważnie przearanżowanych utworów posiadała introdukcje w dalekowschodnich klimatach. Z pewnością takich wersji wymienionych utworów do tej pory nie przedstawiono.

Le jest niekwestionowanym wirtuozem instrumentu, lecz tak naprawdę trudno rozpoznawalnym, bo nie posiadającym charakterystycznej maniery wykonawczej. Zadziwiająco łatwo sobie radzi w trudnych technicznie przejściach. Nawet w ramach jednego utworu często zmienia brzmienie, styl, formę i temperament wypowiedzi; można go śmiało nazwać kameleonem gitary. Bezapelacyjnie najbardziej imponujące były jego delikatne wstępy i niezwykle płynna umiejętność zmian tonu gitary z niemal akustycznej na syntezatorową. Nie mniej barwną postacią na scenie był wibrafonista Illya Amar, który posługując się również marimbą i elektronicznymi przystawkami potrafił trafnie imitować fortepian elektryczny, syntezator, czy klawinet.

Perkusista Stephene Gallard nadawał całości odpowiedniej dynamiki i jego gra brzmiałaby dobrze w konwencji rockowej, ale akcentował rytm zbyt mało elastycznie jak na kanony jazz-rocka. Podobne doznania, choć w mniejszym stopniu, wzbudzał basista Chris Jennings. Fascynowały wokalizy obdarzonej mocnym altem i posiadającej swój styl Himiko Paganotti. Potrafiła ona niezwykle celnie i z dużą szybkością rapować, wtórować gitarze w partiach unisono i całkiem swobodnie rozwijać improwizację scatem.

Program był tematycznie dość zróżnicowany. W poszczególnych utworach zespół często zmieniał tempo. Lider wykazał się dużą odwagą porywając się na ujazzowianie tak karkołomnego tematu jak hard-rockowy klasyk Whole Lotta Love i jeszcze powierzyć w nim partię solową basiście, a jednak w oryginalny sposób udało im się sprostać wyzwaniu. To ciekawe, że najcieplejszą atmosferę wytwarzały w poszczególnych utworach partie piano a nie forte. Może autorem tego efektu był inżynier dźwięku, a może chodziło o to, by tak jak w dalekowschodniej kuchni – było po prostu ostro.

Cezary Gumiński


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu