Koncerty

fot. Filip Błażejowski

Opublikowano w JAZZ FORUM 6/2015

Fryderyki 2015

Piotr Iwicki


Dla jednych targowisko próżności, dla innych najważniejsze muzyczne nagrody między Odrą a Bugiem. Fryderyki, nagrody polskiego przemysłu muzycznego w jazzie, to bezsprzecznie jedna z największych możliwych promocji zarówno dla samych muzyków, ich wydawnictw, jak i całego gatunku.

W tym roku gala Fryderyków powróciła z Sali Kongresowej do Teatru Polskiego w Warszawie. I przyznam, że to świetnie. Lepsze jest nieco bardziej kameralne audytorium, pełna widownia i brak świecących pustkami rzędów, niż frekwencyjny niedosyt. Nagrody obejmowały fonogramy wydane od 1 grudnia 2013 roku do 30 listopada 2014 roku. W jazzie odnotowaliśmy pond 90 tytułów, z których (to już prywatny osąd rady jazzowej) wiele przetrwa próbę czasu potwierdzając, że rok 2014 był dla jazzu szczodry.

Jeszcze zanim zasiedliśmy w teatralnych fotelach wiedzieliśmy, że wśród laureatów Złotych Fryderyków, obok Kazimierza Korda i Lecha Janerki znalazł się Janusz Muniak. Myślę, że nie zdradzę wielkiej tajemnicy, jeśli napiszę, że członkowie Rady Fryderyków kategorii jazzowych (w tym gronie m.in. Piotr Baron, redaktor naczelny JF Paweł Brodowski i niżej podpisany) byli bardzo jednomyślni i szybko ustalili (jeszcze zimą) werdykt w tej kwestii. W latach ubiegłych nie szło tak łatwo.

Na scenie pojawił się Włodek Pawlik, który po pięknej i bardzo osobistej laudacji wręczył Złotego Fryderyka popularnemu, wręcz ukochanemu przez fanów i kolegów po fachu „Muniowi”. Publiczność nagrodziła laureata owacją na stojąco. On sam nie krył wzruszenia. Piękny gest środowiska dla postaci niemal ikonicznej. Nomen omen, drugi z rzędu, który pojechał do Krakowa, bowiem ubiegłoroczny przypadł nieodżałowanemu Jarkowi Śmietanie. Kto za rok? Typów jest wiele. I oby – czego całej jazzowej braci życzę – nie był laurem złotym in memoriam. Trzymajcie się w zdrowiu!

A co z laurami regulaminowymi? Obok Złotego Fryderyka w gronie 17 kategorii trzy zarezerwowane są dla jazzu. Artystą roku został Marcin Wasilewski, któremu laur wręczyli Anna Maria Jopek i Leszek Możdżer. Nasz znakomity pianista wygrał z Adamem Bałdychem, Włodkiem Pawlikiem, Michałem Barańskim i Nikolą Kołodziejczykiem. Ten ostatni wraz z orkiestrą zdobył natomiast nagrodę w kategorii Jazzowego Debiutu Roku i stojąc na scenie obok Kuby Badacha i Anny Maruszeczko nie krył zaskoczenia. Piękne podziękowania dla rodziny i kolegów, zwłaszcza za cierpliwość i zrozumienie dla jego artystycznych wymagań, pokazały młodego jazzmana wyłącznie z fajnej strony. W tej kategorii Kołodziejczyk zdystansował: Bognę Kicińską, Jacka Namysłowskiego, Kubę Płużka i Olę Trzaskę. Ten laur to również ważny krok w budowaniu brzmieniowego wizerunku wytwórni For Tune.

Ostatni z jazzowych Fryderyków zwieńczył znakomity album Tria Marcina Wasilewskiego „Spark Of Life” (ECM). Wręczająca w niemal rodzinnej atmosferze statuetkę Dorota Miśkiewicz (wraz z Mietkiem Szcześniakiem) była chyba równie szczęśliwa jak jej brat Michał i Sławek Kurkiewicz.

Obok samych nagród dla jazzu i jazzowej braci równie ważny był moment, w którym trio Wasilewskiego połączyło siły z Adamem Bałdychem i wykonali piękną kompozycje Blue.

Z punktu widzenia promocji Fryderyki są najszerszą reklamą dla jazzu w mediach. Szczęśliwie te jazzowe nie podzieliły losu muzyki poważnej i nie wylądowały na „gali towarzyszącej”, która odbyła się w południe w Auli Uniwersytetu Warszawskiego. Sześć statuetek w muzyce poważnej (w tym dwie dla znakomitego wokalnego sekstetu proMODERN) to obok jazzu, nasza wizytówka na świecie! Stąd uważam za nietakt rozdzielenie artystów na tych godnych udziału w gali głównej i tych wysłanych na jej obrzeża. Organizatorzy tłumaczyli, że obecność klasyków przedłużyłaby Galę (pewnie o kwadrans) a telewizyjna retransmisja rządzi się swoimi (zapewne komercyjnymi) prawami. Problem w tym, że jeśli gdzieś muzyka aspiruje do miana sztuki, to zdecydowanie tak się dzieje w klasyce i jazzie. Fonogramy jazzmanów i klasyków goszczą na playlistach światowych rozgłośni. W popie i rocku jesteśmy trzecim planem (o ile w ogóle), bardziej przykładem białego misia niż czymś, co traktuje się serio. O tym, jak podchodzi się do kulturotwórczej roli mediów, niech zaświadczy jakość prowadzenia konferansjerów. Problemy z polską składnią, kaleczenie języka ojczystego obnażyły brak profesjonalizmu długo komentowany w kuluarach (wręcz przedmiot drwin) i do teraz w Internecie.

W pamięci zapadł też wszystkim dowcip, który sprowadził całą galę do kwestii kasy. Prowadzący Aleksander Milwiw-Baron i Tomasz Lach opisali trzy wejścia do Teatru (cytuję z pamięci): Pod pierwszy podjeżdżają raperzy wypasionymi kabrioletami i z najlepszymi laskami budząc zazdrość stojących obok drugiego wejścia rockmanów. Natomiast wiecie gdzie jest wejście dla jazzmanów? Najbliżej przystanku tramwajowego. Cóż, jacy prowadzący, taka klasa dowcipu.

Piotr Iwicki



Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu