Tradycja zakorzeniona w berlińskim eksperymencie z 1997 roku, nakazuje, aby raz w roku wszystkie muzea, galerie, koncertowe sale otwierały swoje podwoje dla widzów o niecodziennej porze. Nocą i to w dodatku całkiem za friko! W tym roku ósma już Noc Muzeów w Warszawie została zainaugurowana w sposób tyle samo atrakcyjny, co niesamowity.
W urokliwej scenerii Parku Łazienkowskiego, wprost przed pomnikiem Fryderyka Chopina zainstalowano wielką estradę, którą na dwie godziny zawładnęli giganci: Randy Brecker
i Trio Włodka Pawlika oraz Steve Hackett i jego kompani. Dowodzone przez naszego wirtuoza fortepianu combo zaprezentowało przekrojowy program bazujący na kompozycjach z albumów „The Waning Moon”, „Turtles” i „Nostalgic Journey – Tykocin Jazz Suite” (ta ostatnia w kameralnej, pozbawionej oprawy orkiestry wersji). Mowa o materiale świetnie znanym, więc ograniczę się jedynie do oznajmienia, iż zarówno Brecker, Pawlik, jak i Paweł Pańta na basie oraz Czarek Konrad na perkusji wypadli w ten wieczór wybitnie, pokazując, że jazz silnie osadzony w głównym nurcie to muzyka ciągle podlegająca progresji. Rodzynkiem w programie polsko-amerykańskiego kwartetu był fragment suity napisanej na zamówienie miasta Kalisza Follow the Stars, piękna ballada łącząca w jedność typową dla Pawlika romantyczność z niebanalną harmonią (materiał ukaże się na płycie w USA latem).
Organizatorzy koncertu zgotowali publiczności niespodziankę. Zanim scenę przejął Steve Hackett, wszyscy muzycy obu formacji wykonali wspólnie Hendriksowskie Voodoo Child. Tylko tutaj mogliśmy posłuchać ex-gitarzysty Genesis w elektrycznej konwencji, bowiem swój autorski program oparł na niemal klasycznych, niosących ducha celtyckich tematów frazach. Jedynie raz wplótł w jedną z kompozycji gitarowe arpeggia z Blood on the Rooftops a na bis zagrał balladowy temat z Firth of Fifth, tak samo nostalgiczny jak cały występ Brytyjczyka. Na scenie wspierali go tylko dwaj muzycy: grający na syntezatorach Roger King oraz młodszy brat, flecista i saksofonista John Hackett. Piękne aranżacje w niezwykle bogatej para-akustycznej, chwilami wręcz orkiestrowej oprawie klawiszy trafiły do serc zarówno fanów jazzu, muzyki klasycznej, jak i art-rocka. Przyjazd Hacketta zbiegł się z premierą jego koncertowego albumu „Live Rails”, a gromkie brawa trzytysięcznej publiczności były najlepszą recenzją występu.
Ten niecodzienny koncert pokazał, jak wspaniałym miejscem do podobnych artystycznych działań jest przestrzeń przed pomnikiem Chopina, dotąd zarezerwowana dla pianistycznych recitali. Wzorowa realizacja dźwięku i bajeczne światła sprawiły, że koncert zorganizowany przez Stołeczną Estradę już dzisiaj można śmiało wpisać do grona tych najfajniejszych w roku 2011.
Piotr Iwicki
Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 6/2011
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>