Słynny kanadyjski poeta i pieśniarz Leonard Cohen mimo zaawansowanego wieku cieszy się dobrym zdrowiem – tak dalece, że w przyszłym roku planuje kolejny koncert (koncerty?) w Polsce. Z muzyką spod znaku Coltrane’a czy Ellingtona w swej długiej karierze też nie miał wiele wspólnego, choć miał zaszczyt gościć na swoim koncercie tak wielkiego solistę jak Sonny Rollins, wszelako to właśnie Cohen okazał się bohaterem tegorocznej edycji „Zaduszek jazzowych”, od dłuższego już czasu w miarę regularnie organizowanych przez Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki w ramach tak zwanej „Kawiarni jazzowej” (28 października br., sala koncertowa POKiS-u).
Główna w tym zasługa Lory Szafran, która twórczością barda z Montrealu zafascynowała się jeszcze na etapie liceum, by dopiero teraz, po trzydziestu latach z górą, nadać owym fascynacjom wyraz artystyczny (jak wyjawiła w jednej z wielu gawędziarsko rozwiniętych zapowiedzi). Dopomogli jej w tym Miłosz Wośko (fortepian, elektroniczne instrumenty klawiszowe), Dariusz Szymańczak (gitara basowa), Piotr Aleksandrowicz (gitara elektryczna i akustyczna), Sebastian Frankiewicz (perkusja), Sebastian Stanny (saksofon sopranowy i tenorowy).
Mimo rozbudowanego składu instrumentalnego, wiodącą rolę w aranżacjach odgrywał dobrze postawiony i elastyczny intonacyjnie głos Szafran – z wyjątkiem bluesowego, wdzięcznie przy tym swingującego Smoky Life (Zamglone życie) i The Guests (Goście), gdzie niemało do powiedzenia miały saksofony Stannego. W kwestii repertuarowej wokalistka uwzględniła zarówno Cohenowskie hity (jeśli godzi się użyć podobnego określenia), jak Suzanne czy Dance Me to the End of Love (Tańcz mnie po miłości kres), ciekawie ewoluujący od dialogu głosu wokalnego z gitarą akustyczną do powściągliwego zespołowego funky, jak i mniej znane Here It Is (Oto jest) bądź In My Secret Life (Na serca mego dnie).
Zasadniczym kryterium selekcji były tłumaczenia tekstów piosenek autorstwa ś.p. Macieja Zembatego (tylko w dwóch ostatnich piosenkach wykorzystano przekłady, odpowiednio, Daniela Wyszogrodzkiego i Pawła Orkisza), zdaniem artystki szczególnie udane filologicznie i wdzięczne wokalnie, a także, last but not least, dobrze współbrzmiące z zaduszkową intencją koncertu. Godzi się też zaznaczyć, że ten udany wieczór muzyczny był swoistą przedpromocją albumu „Sekrety życia wg Leonarda Cohena”, zrealizowanego z dodatkowym udziałem sekcji smyczkowej (na koncercie zastąpionej przez elektroniczne klawiatury Wośki) i mającego się ukazać na początku przyszłego roku nakładem Sony Music.
Andrzej Dorobek
Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2011
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>