Koncerty
Oregon
fot. Jan Rolke

Artykuł opublikowany
w JAZZ FORUM 4-5/2013

Oregon w Palladium

Cezary Gumiński


Mocnym akcentem rozpoczął się w stołecznym Palladium kolejny sezon Ery Jazzu. Otwierający koncert w dniu 4 marca 2013 r. uświetnił swą obecnością amerykański kwartet multiinstrumentalistów Oregon. To aktualnie bodaj najdostojniejszy weteran scen jazzowych występujący w zasadniczo tym samym składzie od 43 lat; jedynie tragiczna śmierć Collina Walcotta w 1984 r. wymusiła uzupełnienie wakatu perkusisty. Z jednej strony takie stałe składy budzą szacunek przy ciągle zmieniających się obliczach jazzu i związanych z tym zmianach personalnych. Z drugiej strony twórczość takiego sformatowanego zespołu jest w dużym stopniu przewidywalna, co zapewnia fanom kontentację, lecz pełną satysfakcję daje dopiero, gdy zespół zapewniając wysoki standard artystyczny potrafi rozbudzić szczególne emocje.

Uprawiająca jazz w pastelowych klimatach grupa Oregon zyskała w Polsce wielu zagorzałych fanów, którzy są zawsze chętni posłuchać ich na żywo. Gdy zaczynali na początku lat 70. od akustycznej fuzji jazzu i folku, stanowili absolutną rzadkość, podczas gdy obecnie taka formuła wypowiedzi stała się bardzo modna. Poszerzając lekko profil o elementy muzyki klasycznej i etnicznej pozostali wierni swej poetyce. Nagrali jeden z albumów z naszym niezapomnianym skrzypkiem Zbigniewem Seifertem.

Oregon otworzył występ niezwykle śpiewnym tematem If nawiązującym do klimatów muzyki dawnej. Już w introdukcji zwrócił na siebie uwagę przepięknym doborem akordów gitarzysta Ralph Towner, nie szermował prędkością palcówek po gryfie, a unikalnym brzmieniem udowodnił, że pozostaje niekwestionowanym mistrzem, szczególnie pracy lewą ręką. Kolejny utwór Tern, pochodzący z ostatniego kompaktu grupy „Family Tree”, wywołał pewne zaskoczenie zbliżając się wyraźnie w stronę estetyki coltrane’owskiej. Na tle gęsto rozswingowanego rytmu rozgrzał popisem solowym saksofonista-oboista-flecista-klarnecista Paul McCandless.

Po wyciszającym, lirycznym temacie kwartet wykonał kompozycję Townera Creeper, w której autor dał popis na gitarze sprzężonej z syntezatorem. Pełen alikwotów, bogaty ton preparowanej gitary w duecie z groźnie brzmiącym klarnetem basowym rozbudził emocje. Po rzewnym utworze As She Sleeps nastąpiła kulminacja w słynnej kompozycji Pepe Linque kontrabasisty Glena Moore’a. W takt marszowego rytmu podkreślanego przez dynamicznie kroczący bas, pięknie komponowała się linia klarnetu basowego z rozbrzmiewającą jak dzwonki klawiaturą. Z kolei w swobodnej improwizacji Max Alert wymieszały się muzyka konkretna, odgłosy industrialne, elementy z Afryki i Azji.

Program zakończył funkujący Carnival Express dając pole do popisu, raczej dyskretnemu do tej pory perkusiście Markowi Walkerowi; na brawa zasłużył też McCandless za wylewne (jakby nie jego autorstwa) solo na tenorze. Na bis grupa wykonała jeszcze krótki Anthem w aurze wschodnioeuropejskiej i tym akcentem zakończył się ten miły, lecz trochę za krótki koncert.

Cezary Gumiński


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu