„To mój ulubiony skład: fortepian, kontrabas, perkusja. I nareszcie mam swoje wymarzone autorskie trio, którym władam niepodzielnie!” – mówiła z przekąsem, tuż po warszawskim koncercie 13 czerwca br. w Studiu im. Witolda Lutosławskiego Szwajcarka Sylvie Courvoisier. Jedna z najciekawszych improwizujących pianistek na świecie właśnie promuje swój najnowszy album „Double Windsor” – materiał wydany przez nowojorską wytwórnię Tzadik Johna Zorna.
Sylvie Courvoisier studiowała oraz szlifowała swój warsztat w rodzinnej Lozannie, tam nasiąkała muzyką swoich ulubieńców takich jak Olivier Messiaen, Luigi Nono, Jan Sebastian Bach, aby pod koniec lat 90. przenieść się do nowojorskiego Brooklynu. I tam odkryć i zrozumieć nowe środowisko, które w pełni otworzyło ją na jazz i współczesną improwizację. Nie sposób wyliczyć wszystkich zespołów i kooperacji tej znakomitej artystki. Ale proszę nie zapominać o tak wyjątkowych jej formacjach jak Mephista, Abaton, czy różne przykłady współpracy ze skrzypkiem, a prywatnie mężem Courvoisier – Markiem Feldmanem. We wszystkich tych przypadkach, od skrajnie improwizowanego porządku wyznaczanego przez Ikue Mori i Susie Ibarrę, poprzez współczesną messiaenowską kameralistykę, aż po jazz rdzennie amerykański Sylvie Courvoisier zachwyca swą indywidualną pianistyką popartą imponującym warsztatem, subtelnymi preparacjami, a przede wszystkim wyczuciem kolektywu – zespołu, w którym zacierają się granice pomiędzy liderką a resztą.
Te wszystkie cechy jej stylu dostaliśmy w pigułce w takich kompozycjach pianistki jak The Charlier Cut, Inscordatura albo Pendulum – w tematach dedykowanych jej wymarzonemu, w którym towarzyszyli jej Drew Gress na basie i Kenny Wollesen na perkusji. Ten ostatni tuż przed europejską trasą złamał rękę. Zastępował go młody perkusista Julian Sartorius. Przyznam, że słyszałem SC Trio w pierwotnym składzie (na ubiegłorocznym festiwalu w Saalfelden) i nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby funkcjonować bez perkusyjnych czarów i fajerwerków Wollesena. Dziś już wiem, że nie miałem racji, że jednak można. Pomogła mi to zrozumieć sama Sylvie: „Sartorius nie miał dużo czasu na opanowanie tego skomplikowanego materiału. Poza nutami otrzymał ode mnie płytę i to właśnie z niej najszybciej przyswoił moje kompozycje! Jest wielkim talentem!” To prawda... I jestem przekonany o tym, że Sartorius po zakończeniu trasy koncertowej u boku Drew Gressa i Sylvie będzie już innym człowiekiem. Bo tak kompletnego tria prowadzonego przez tak mądrą liderkę nie spotyka się na co dzień.
Przemek Psikuta
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>