Jeszcze w latach 80. Władek z istniejącego wówczas klubu Akwarium w Warszawie wyciągnął po koncercie mnie, Jarka Śmietanę i Antka Dębskiego do siebie do mieszkania – o ile pamiętam na 14 piętrze – gdzie około trzeciej nad ranem, w samym sercu dużego licznie zamieszkałego bloku zrobił nam po odpowiednich przygotowaniach... zawodowy recital na zestaw bębnów.
Grał miotełkami, a jego perkusyjną muzykę da się opisać następującymi słowami: grał bardzo free, jazzowo, brzmiąco, niezwykle twórczo, po prostu rewelacyjnie, choć w zupełnie odjechany sposób, a przy tym niesamowicie cicho, jakby szeptem odkrywając nam najgłębsze swoje sekrety ocierającego się o geniusz perkusisty. Najlepszym dowodem na niespotykany dynamiczny poziom jego prezentacji była absolutna cisza i zero protestów ze strony licznego uśpionego sąsiedztwa. Zachwycił i oczarował nas wszystkich.
Z perspektywy czasu sądzę, że ten jego bardzo osobisty sposób grania daleko wyprzedzał ówczesną percepcję zarówno perkusistów, jak i instrumentalistów innych kategorii w naszym dosłownie przywiązanym do muzycznej przeszłości i klasyki środowisku. Pod względem czysto perkusyjnym było to granie człowieka o co najmniej rozdwojonej (o ile nie roztrojonej) jaźni, charakteryzujące się niezwykle daleko posuniętą niezależnością kończyn sterowanych kontrolującym wszystko mózgiem, który cztery, pozornie chaotyczne faktury talerza, werbla, bębna basowego i hi-hatu łączył w jedną logiczną całość.
Te samodzielne głosy rozjeżdżały się daleko w różne strony, po czym po prostu spotykały się w regularnych odstępach czasu jak kilka zębatek połączonych mimośrodowo w jeden precyzyjny mechanizm. Władek w swoim graniu, najcichszym, jakie w życiu słyszałem, w ramach tej nierealnej dynamiki, w sposób fenomenalny potrafił zmieścić i kontrolować wszelkie kontrasty dynamiczne, akcenty, ghost-note’y, szczegóły artykulacyjne, kolory i brzmienia. Słuchaliśmy Go dosłownie z zapartym tchem.
Mając na uwadze aktualny dynamiczny rozwój rynku wydarzeń kulturalnych, medialnych i komercyjnych związanych z perkusją sądzę, że tak wczesne odejście Władka jest wielką niepowetowaną stratą. Żegnaj Przyjacielu.
Jacek Pelc
Zobacz również
Producent i manager mediów, mąż Ewy Bem zmarł w Warszawie 17 stycznia 2025 roku Więcej >>>
Wybitny polski puzonista jazzowy zmarł w Sztokholmie 18 grudnia 2024 roku. Więcej >>>