Koncerty
Tribute To Miles
fot. Rafał Stani

Zagrali dla Milesa

I.P.


Supergrupa Tribute To Miles Orchestra zaistniała na rodzimej mapie jazzu ponad 10 lat temu, dokładnie z takiego samego powodu, dla jakiego została niedawno reaktywowana. Dowodzony przez Wojtka Konikiewicza oktet miał wystąpić w 20. rocznicę śmierci Milesa Davisa w oryginalnym składzie, ale jak to bywa, życie pokrzyżowało plany. Do Milesa dołączył już Andrzej Przybielski, a jego śmierć uzmysłowiła liderowi, że TTMO już nigdy nie będzie tą samą formacją, jak ta sprzed lat.


– Obecność Ziuta Gralaka była tyle samo wymuszona prozą życia, co w pewien sposób samoistna – mówi Konikiewicz. Nie ma na naszym jazzowym horyzoncie innego trębacza, który w tej konwencji mógłby wejść samoistnie w klimaty nieodżałowanego Majora.

Popularny Ziut po tym, co zabrzmiało 28 września w klubie Chwila (prowadzi go wraz z synem i żoną Zbigniew Hołdys) zdaje się być muzykiem wymarzonym do kreacji brzmień typowych dla wczesnych, elektrycznych dokonań Milesa Davisa. Jednak swoistość jego frazowania i brzmienia sprawiły, że TTMO wszedł na kompletnie inne tory. Miejsce Radka Macińskiego, perkusisty z oryginalnego składu formacji zajął osiemnastolatek – Wojtek Kostrzewa. Już sam wiek perkusisty wymusił skojarzenia z innym gigantem, Tonym Williamsem, który dołączył do Milesa w podobnym wieku, zaś to, co pokazał nastoletni Warszawianin zdumiało wszystkich. Prowadzący koncert Piotr Stelmach z radiowej Trójki nie krył zachwytu perkusistą, gdy relacjonował nazajutrz występ na radiowej fali.

A nie była to ostatnia odmienność formacji w stosunku do oryginału, bowiem na klarnecie basowym zagrał Jerzy Mazolewski, przywodząc ducha Bennie’ego Maupina. Totalne traktowanie instrumentu i precyzyjne riffy grane z basem elektrycznym (tutaj tradycyjnie Marcin Pospieszalski) były lokomotywą formacji. Na przeciwległym biegunie leżały barwowe poczynania Konikiewicza, który tym razem usadowił się za pokaźnym stanowiskiem syntezatorów, a za pierwiastek dynamiczny, wręcz demoniczno-rockowy odpowiadał tak jak przed laty Janusz „Yanina” Iwański. Saksofonistą i flecistą był Mariusz „Fazi” Mielczarek, który podobnie jak spec od perkusjonaliów – Piotr Iwicki, był kolejnym członkiem oryginalnego składu TTMO.

W jakim miejscu jest ta muzyka dzisiaj? Oktet nie poszedł na skróty i nie porwał się jedynie na odegranie materiału z wydanej przed laty płyty, ale wybrał drogę twórczą, jak choćby zmieniając konwencję w So What czy All Blues. Pojawiły się również rzeczy w repertuarze nowe, jak choćby Sivad, gdzie rock podał sobie rękę z nieposkromionym jazzem, a transowe groove’y bratały się z niemal schizofreniczno-psychodelicznym klimatem á la lata 70.

Wielkie zainteresowanie fanów ostrego jazzu (klub był szczelnie wypełniony widzami), jak i wręcz frenetyczne przyjęcie tej muzyki dowiodły, że trochę zapomniana konwencja jazzu w klimacie Davisa z czasów „Black Satin” czy „On The Corner” ma wielu wyznawców. Paradoksalnie na widowni było sporo osób, które urodziły się już po śmierci Milesa (w tym wspomniany perkusista), więc ich podejście do muzyki i kompozycji nie jest obarczone ciężarem bezkrytycznej estymy twórcy oryginału. Oni odbierają te frazy spontanicznie i intuicyjnie. I co najważniejsze, kompletnie nie miało to znaczenia, czy to jazz, fusion, czy rock. Dzieło Davisa przetrwało, a duch i pamięć o Mistrzu nie zaginie.

I.P.


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 10-11/2011

 


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu