Wywiady
Dominik Bukowski Quartet

DOMINIK BUKOWSKI: Muzyczna rozmowa

Tomasz Rozwadowski


JAZZ FORUM: Należysz do najbardziej rozchwytywanych muzyków w Trójmieście. Właśnie wyszła twoja nowa płyta pt. „Vice Versa”.

DOMINIK BUKOWSKI: Nagrałem ją w kwietniu z dwoma fińskimi muzykami i Piotrem Lemańczykiem na kontrabasie. Ci Finowie to saksofonista Joonatan Rautio i perkusista Ville Pynssi. Promocja tej płyty to w tej chwili sprawa dla mnie najważniejsza, ale równolegle robię jeszcze kilka innych muzycznych rzeczy. 

JF: Ten polsko-fiński kwartet jest dość kameralnym personelem jak na Ciebie. Kiedyś wolałeś chyba większe składy? 

DB: Rzeczywiście, przeważnie tworzyłem większe zespoły. Ten skład jest niewielki, ale uważam, że ma dość dużą intensywność brzmienia, nie potrzebowałem rozbudowywać go personalnie. 

JF: To twoja autorska płyta? 

DB: Płyta jest podpisana jako Dominik Bukowski „Vice Versa”, aczkolwiek tym razem podszedłem trochę inaczej do repertuaru. Moje poprzednie albumy zazwyczaj były projektami, które rodziły mi się w głowie długi czas, na próby przychodziłem już ze sprecyzowanym pomysłem – konkretnie wiedziałem co i jak ma brzmieć, co ma się w utworach zdarzyć, oczywiście oprócz improwizacji. Wiedziałem, w którą stronę ma pójść zespół. No i wszystkie kompozycje były moje.

Tymczasem nowy projekt to spotkanie przyjaciół, którzy mają wielką przyjemność z grania razem. Oprócz moich utworów są tu także kompozycje kolegów. Bardziej w tym przypadku chodziło o muzyczną rozmowę niż jakąś konkretną wizję.

JF: Demokracja zamiast dyktatury? 

DB: Można tak powiedzieć. 

JF: I co z tego zmienionego podejścia wynikło? Słuchając twoich poprzednich płyt, miałem wrażenie raczej porządku niż muzycznego wyrachowania. 

DB: Na poprzednich płytach dobierałem instrumentalistów do wcześniej napisanej muzyki. W przypadku „Vice Versa” było właśnie odwrotnie, najpierw byli muzycy, którzy wybrali dla siebie utwory. W poprzednich projektach miałem dokładnie sprecyzowane, gdzie muzycy mają swobodę, a gdzie grają dokładnie tak, jak chciałem. Sprawiało to, że miałem porządek i muzyka nie skręcała mi nagle w rejony, które by mi nie odpowiadały. 

JF: Czyli więcej reżyserii? 


DB: Tak, nawet w dawaniu wolności. Wiedziałem, że w danym momencie mogę dać wolność temu konkretnemu muzykowi, bo go znałem, wiedziałem jak zagra, obracając się w tym, czego akurat oczekiwałem. Każdy dawał coś od siebie, wzbogacał tę muzykę.

JF: Jeszcze więcej niż we własnych zespołach, grasz u innych. W dodatku grasz bardzo różną muzykę – od swingowej po eksperymentalną.

DB: Pośrodku jest jeszcze klasyka, którą gram w duecie perkusyjnym Duality. W ogóle jest we mnie głód smakowania wszystkiego, począwszy od stylów muzycznych, skończywszy na podejściu do muzyki jako takiej. Dobrze czuję się tam, gdzie lider ma konkretną ideę i chce, żeby dany projekt brzmiał tak a nie inaczej, jak i w luźnych formach. Np. w Duality, w którym także wykorzystuję improwizację, partytura narzuca, jak to ma być zagrane, jakim dźwiękiem, artykulacją itd. A na drugim biegunie był np. zespół perkusisty Tomka Sowińskiego, gdy weszliśmy do studia praktycznie bez żadnych nut, tworząc kolektywną improwizację. W tych dwóch przypadkach czuję się bardzo dobrze.

JF: Tobie akurat służy zmienność?

DB: Mam wrażenie, że nawet podświadomie jej szukam, dzięki temu wciąż odkrywam muzykę.

JF: Czujesz, jakbyś walczył o większą przestrzeń dla wibrafonu jako instrumentu? 

DB: Nie odbieram swojego grania jako wywalczania przestrzeni – bardziej traktuję siebie jako muzyka niż wibrafonistę. Wibrafon jest instrumentem, dzięki któremu chcę coś przekazać słuchaczowi. Przygotowując album „Projektor”, od początku traktowałem wibrafon jako instrument nie będący na pierwszym planie. Kierowałem się brzmieniem zespołu, a nie eksponowaniem siebie jako lidera. Takie jest moje podejście – przede wszystkim jestem muzykiem. Ostatnio znów ciągnie mnie do elektroniki i, kto wie, może w najbliższym czasie zagram cały koncert wyłącznie na instrumentach elektronicznych.

JF: Czy nie uważasz jednak, że wibrafon staje się coraz popularniejszym i coraz szerzej docenianym instrumentem? 

DB: Chyba tak jest rzeczywiście. Wciąż rośnie liczba muzyków, niezależnie od instrumentu. Im więcej muzyków, tym większa szansa, że pojawią się indywidualności. Język muzyczny w grze na wibrafonie też się poszerza – inaczej wibrafoniści grają teraz, a inaczej grali 30 lat temu. Współcześni muzycy oczywiście wzorują się na poprzednikach, lecz język muzyczny jest już trochę inny.

JF: Jak to się stało, że zostałeś wibrafonistą? 

DB: Edukację muzyczną zaczynałem od fortepianu, więc zawsze melodia była mi bliska. Później, w średniej szkole muzycznej przeniosłem się na perkusję, aczkolwiek ten pociąg do melodii spowodował, że po skończeniu Liceum Muzycznego w Elblągu, postanowiłem wyspecjalizować się w jednym instrumencie i wybrałem wibrafon, który jest instrumentem perkusyjnym, na którym można grać melodycznie. Do tego wyboru doszło w czasie, gdy narodziła się moja pasja do muzyki jazzowej, wtedy też zacząłem komponować własne utwory. Wcześniej grałem w szkole muzykę klasyczną i byłem perkusistą w kilku zespołach rockowych i jazzowych. 

JF: I wtedy wybrałeś się na studia. 

DB: Dwa lata studiowałem na Akademii Muzycznej w Gdańsku i wiele się tam nauczyłem. Potem przeniosłem się na Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. 

JF: Od którego roku? 

DB: Od pierwszego. Mogłem przenieść się na trzeci, ale chciałem solidnie przejść cały program studiów, żeby skorzystać z nich maksymalnie. Wiedziałem do kogo idę – do Bernarda Maselego. Wiele zawdzięczam tym studiom. Zawdzięczam ogromną wiedzę teoretyczną i praktyczną, którą mi przekazali wykładowcy, zwłaszcza Bernard. Paradoksalnie on gra kompletnie inną muzykę, ale jest tak wspaniałym pedagogiem, że to nie przeszkodziło mu, by przekazać mi swą wielką wiedzę muzyczną.

JF: Czyli ten wpływ jest niesłyszalny, ale istnieje? 

DB: Może powierzchownie nie jest słyszalny, bo nie ujawnia się w stylu, ale w sensie przekazania wiedzy i wrażliwości muzycznej jest bardzo silny. Wielu innych nauczycieli, może nawet nieświadomie, zmienia uczniów w swoje kopie.  Bernard ma dar odseparowania wiedzy o jazzie, w ogóle o muzyce, od stylu muzycznego. Za to jestem mu głęboko wdzięczny. 

Rozmawiał: Tomasz Rozwadowski


Artykuł opublikopwany w JAZZ FORUM 12/2009


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu