Wywiady
Malou Beavoir

Malou Beavoir
26 października o godz 21.00
Jazz Café POSK
238-246 King Street, Londyn W6 0RF

Malou Beauvoir

Tomasz Furmanek


Z amerykańską wokalistką, która wystąpi w Jazz Café POSK w Londynie 26 października, rozmawia Tomasz Furmanek.

Amerykańska wokalistka i aktorka rezydująca obecnie w Brukseli, Malou Beauvoir, wystąpi w Jazz Café POSK w Londynie w sobotę 26 października w specjalnie przygotowanym na tę okazję programie w towarzystwie znakomitych londyńskich muzyków! Malou opowiada o swoich wielokulturowych doświadczeniach artystycznych i życiowych oraz o drodze do jazzu:

Tomasz Furmanek: Malou, twoja muzyczna przeszłość jest bardzo bogata i różnorodna. Kiedy dokładnie zwróciłaś się ku jazzowi i co było powodem takiego wyboru?

Malou Beauvoir:  Muzyka była częścią mojego życia od wczesnego dzieciństwa. Obydwoje  rodzice posiadali muzyczne talenty i zróżnicowane gusta muzyczne, choć żadne z nich nie marzyło o wyborze muzycznej kariery. Mój najstarszy brat, Pierre, grał na basie. Mój drugi brat, Jean Beauvoir, rozpoczął w wieku lat 14 pełną sukcesów karierę na niwie muzyki hard-rockowej i współpracował jako muzyk bądź producent z wieloma znanymi artystami, jak chociażby The Ramones, Lionel Ritchie, Debbie Harry, The Pretenders czy Nona Hendricks – więc w dość naturalny sposób skłaniałam się ku muzyce soul czy pop. Mówiąc szczerze, jedyna muzyka, przy której nie dorastałam, był właśnie jazz!

TF: Jednak pewne zdarzenie w Paryżu, w niemalże „magiczny” sposób wprowadziło cię w „zaczarowany” świat jazzu.

MB: Tak. Moim wprowadzeniem do jazzu, które w efekcie zaowocowało wielką miłością do tego gatunku muzycznego, była znajomość z jazzowym basistą i producentem Jean Chaudon, na którego wpadłam w jednym z paryskich klubów w latach 90. Było to podczas jazzowego jam session, a ja nie miałam ze sobą nut... Jean opuścił scenę parskając z oburzenia i mamrocząc pod nosem o „nieprzygotowanych pannach marzących o karierach piosenkarskich” – a przecież w świecie muzyki pop nikt nie przynosił nut na przesłuchania.

Nieśmiało poprosiłam pianistę, aby zagrał „Misty” w „C”. Jean Chaudon, który jednak mnie słyszał, powiedział do mnie „powinnaś śpiewać jazz!”. Kilka miesięcy później zaproponował, że wyprodukuje mój pierwszy album jazzowy. Cóż, to wszystko było jak jakieś czary! Po latach śpiewania r’n’b  czy hip-hopu poczułam się tak cudownie wolna mogąc śpiewać jedynie z akustycznymi instrumentami i improwizować z cudownymi, melodycznie interesującymi utworami. Od tamtego dnia byłam już całkowicie „zakręcona” na jazz...

TF: Poza tym, że śpiewasz, jesteś również aktorka, ponadto masz jeszcze parę innych umiejętności i talentów. Co, twoim zdaniem, stanowi twoje największe sukcesy w twojej dotychczasowej karierze?

MB: Hmmm... tak trudno mi powiedzieć. Zawsze uważałam aktorstwo za mój największy artystyczny talent, gdyż jest czymś, co przychodzi mi najbardziej naturalnie. Wymienię więc rolę w filmie „Paul et ses Femmes” Elisabeth Rappeneau – była to duża i trudna rola! Ponadto napisałam piosenkę do tego filmu, w jeden dzień!  Rolka w filmie „The Queen”, choć maleńka, dała mi możliwość poznania Stephena Frearsa.

Okres, w którym śpiewałam w słynnym „Paradis Latin” był ważnym osiągnięciem w mojej karierze, wtedy właśnie naprawdę nauczyłam się swojego rzemiosła. Śpiewałam po sześć dni każdego tygodnia dla 800 osób każdego wieczora. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam.

Uwielbiałam również RTL Disco Tour, była to świetna zabawa, dająca mi również możliwość śpiewania razem z zespołami o międzynarodowej sławie, jak Village People czy Weather Girls (przy których muzyce dorastałam) dla publiczności rzędu 4-6 tysięcy osób każdego wieczora. Ponadto mogłam zakładać mini spódniczki z cekinów, hip-buty i śpiewać moje ulubione klubowe kawałki! Oraz... oczywiście, słynny Lionel Hampton Jazz Club w Paryżu, dla którego – po raz pierwszy w mojej karierze – sama zorganizowałam i wyprodukowałam swój własny show oraz dobrałam zespół muzyków!

TF: Nagrałaś dotychczas trzy albumy jazzowe, który z nich twoim zdaniem okazał się być najważniejszy dla twojej kariery?

MB: Myślę że ten pierwszy, „An Evening at the Swan” – mój ulubiony.  To bardzo intymne nagrania. Jean Chaudron i ja pracowaliśmy tygodniami nad poszczególnymi utworami i nad ich zgraniem, aby oddać moją ówczesną wizję tych ukochanych utworów – jakkolwiek niewiele jeszcze wiedziałam wtedy o jazzie. Nasze produkcyjne możliwości były dość ograniczone, więc brzmienie czy interpretacja momentami mogłyby być bogatsze, ale dla mnie był to prawdziwy „kamień milowy”!

TF: Wygląda na to, że dość często współpracujesz na płaszczyźnie muzycznej właśnie z Jean Chaudron Trio. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tym muzyku?

MB: Jean Chaudron to zarówno wspaniały muzyk i kompozytor jak i wyjątkowa osoba. Jest profesorem konserwatorium w Paryżu, posiada rozległą wiedzę na temat historii muzyki i kompozycji, ale tym co czyni go naprawdę unikalnym jest jego miłość do wszystkich stylów i gatunków muzycznych, jego otwartość i chęć próbowania nowych rzeczy – zarówno w jego życiu jak i w konsekwencji w jego kompozycjach.

TF: Urodziłaś się i wychowałaś w USA, później mieszkałaś w Paryżu przez kilka lat i wiele podróżowałaś, w końcu Bruksela stała się twoim domem. Dlaczego właśnie Bruksela, co było powodem, że zdecydowałaś się zamieszkać właśnie tam?

MB: Mężczyzna! Czyż powodem nie jest zawsze mężczyzna?? Po kilku latach pobytu i po rozwodzie postanowiłam opuścić Paryż... gdy wyjeżdżałam poznałam mojego obecnego męża, rok później wróciłam, aby z nim być i rozpocząć razem nową przygodę. Ta wspólna przygoda zabrała nas do Brukseli właśnie… a ostatnio coraz częściej do Nowego Yorku! Po prostu postanowiłam „usiąść  przy nim i podążać za nim… z zamkniętymi oczami” (jak mówią Francuzi).  Bruksela okazała się być oazą spokoju, doświadczyłam tam swoistego „wzrostu” mojej osoby, ponieważ tam zogniskowały się nowe projekty, nowe kontakty, nowe muzyczne kolaboracje oraz wiele nauki. Ponadto, uwielbiam spontaniczność i ciepło Belgów!

TF: Pobierałaś nauki w słynnym Actor’s Studio Lee Strasberga, jak wspominasz tamten okres?

MB: Byłam bardzo młoda w tamtym okresie i przekonana, ze chciałabym zostać aktorką hollywoodzką, moja mama nie zgadzała się z tym. Pojechałam do L.A. gdzie dostałam rolę w filmie Richarda Pryora „JoJo Dancer”, w tamtym okresie sporo było ekscytacji związanej z „nową generacją czarnych aktorów” którzy mieli odegrać znamienitą rolę w przemyśle rozrywkowym lat 80. Agent w L.A. nakłonił mnie do rozpoczęcia kursów gry aktorskiej, które kontynuowałam przez kilka miesięcy, zanim zdecydowałam się rozpocząć naukę na uniwersytecie w Paryżu. Był to więc dość krótki trening, ale siła umiejętności ukierunkowania własnych emocji tak, aby wydobyć i wyrazić dany przekaz czy uczucie pozostała we mnie do dzisiaj.

TF: W pewnym momencie twojej kariery ty i twój pianista z Kamerunu przemierzyliście świat – Brazylię, Dubaj, Liban, Włochy, Anglię. Czego nauczyło cię tamto doświadczenie?

MB: Ten kameruński pianista, Justin Bowles, nauczył mnie cennej lekcji i to właśnie on sprawił, że stałam się wykonawczynią ,która potrafi śpiewać „live”. Wcześniej, miałam już za sobą wydane dwa single i trochę pracy jako wokalistka studyjna.  Pewnego wieczoru w klubie, podczas występu mojego przyjaciela, Justin był akompaniatorem. Podobało mu się jak zaśpiewałam swoją piosenkę, zaczął pracować ze mną nad zbudowaniem mojego repertuaru specjalnie dla piano barów i posłał mnie na pierwsze koncerty.  Później pojechaliśmy razem właśnie do Brazylii, Dubaju itd. i pracowałam jeszcze przez wiele lat dzięki czasowi, który spędził ze mną pomagając mi pokonać moją nieśmiałość i rozwinąć moje umiejętności jako „live entertainer” opanować salę podczas dwuosobowego show. Niektóre z tamtych trików przydają się do dzisiaj!

TF: Czy możesz nam na koniec powiedzieć kilka słów na temat twojego zbliżającego się koncertu w Jazz Café POSK w Londynie? Co dla nas przygotowałaś?

MB: Jestem naprawdę szczęśliwa mogąc wystąpić w Jazz Café POSK w Londynie… tak naprawdę będzie to mój debiut w Londynie w repertuarze jazzowym. Wystąpię w towarzystwie wspaniałego Trio: Robin Aspland przy fortepianie, Flo Moore na basie i Tristan Mailliot za perkusją! Bardzo ekscytujące! Może to zabrzmi zbyt prosto, ale kocham interpretować klasyki, poczynając od lat 30. aż po dzień dzisiejszy. Uwielbiam również trochę aktorstwa i zabawy, lubię też opowiadać różne historie (nawet jeżeli są zmyślone naprędce!), ponieważ dla mnie to również jest esencją jazzu.

Przygotowałam więc zwariowany, eklektyczny wieczór podczas którego publiczność może wziąć do ręki drinka, usiąść wygodnie, posłuchać melodii które zna i kocha a nawet pośpiewać razem ze mną jeżeli przyjdzie taka ochota. Przedstawię również parę kawałków, które sama napisałam, jedną lub dwie piosenki francuskie oraz, na koniec, kilka utworów, które odkryłam podczas moich licznych podróży. Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni!

Malou Beavoir wystąpi w Jazz Café POSK w Londynie w sobotę 26 października o godz 21.00.

 

238-246 King Street, Londyn W6 0RF
Tel: 07415 892 436
Bilety £7 przy wejściu lub na www.wegottickets.com
Drzwi otwarte: 20.00
Muzyka: 21:00

www.maloubeauvoir.com
www.jazzcafeposk.org


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu