Festiwale

fot. Filip Błażejowski

Na latającym dywanie: From Turkey with jazz

Bogdan Hołownia


Basen Artystyczny obok Teatru Buffo w Warszawie. Spoglądam na plakat 56-tej edycji Jazz Jamboree, wspaniałej „egzotycznej rośliny” zasadzonej ręką Leopolda Tyrmanda – rośliny, która tak pięknie się rozwinęła, choć przecież dojrzewała w tak trudnych, by nie powiedzieć – niesprzyjających okolicznościach. W budynku dawnej YMCA, gdzie odbywają się koncerty, pomieszkiwał sam Tyrmand. On też przygotowywał i prowadził pierwsze edycje Jazz Jamboree.

Na początku, tuż po wojnie, w YMCA występowali głównie pionierzy polskiego jazzu, wspaniali artyści: Wojciech Skowroński, Jan Walasek Jazz Ensemble, Carmen Moreno, Wiesław Machan, czy Valdi – Waldemar Maciszewski. Nazwiska te spoglądają na nas z plakatu. Brzmią jak hasła z encyklopedii, a przecież towarzyszą im wspaniałe historie, otwierają się muzyczne wszechświaty. Szczęśliwy ten, kto nosi w pamięci koncerty z ich udziałem. Wszak to nasi Mistrzowie, nasi Nauczyciele. Trudno nawet wyrazić, ile im zawdzięczamy.

Jest 25 dzień listopada, idę „na Basen” – w ciemno! Z plakatu uśmiechają się do mnie znajome nazwiska: zespół pod kierunkiem legendy jazzowego fortepianu Janusza Szprota, mieszkającego od wielu lat w tureckiej Ankarze. Kiedyś zapytałem Janusza, jak to jest mieszkać z dala od Polski w miejscu o tak odmiennej kulturze? Czy Turcy są ludźmi sympatycznymi? Jaka panuje tam religia? Czy lubią Polaków?


fot. Filip Błażejowski

Janusz odpowiedział, że optykę jazzową ustawiliśmy z Turcją już dawno bo… we wrześniu roku 1682. Okazuje się, że wtedy właśnie Turcy postanowili zaproponować Austriakom walca. Znany twórca Walca tureckiego – wezyr Kara Mustafa pojawił się pod Wiedniem z groźnym zespołem do walcowania. Na prośbę Austriaków improwizowaną solówkę zgodził się wykonać polski król – Jan III Sobieski, któren tak przearanżował piosenkę orkiestrze pana Mustafy, że ta w popłochu wycofała się z koncertu, porzucając po drodze instrumenty. Jan Trzeci Sobieski zatelefonował wtedy przy pomocy wyścigowego gołębia do Patrona Duchowego Chrześcijańskiej Europy Papieża Innocentego XXIII i poinformował o zmianie trasy koncertowej tureckiej orkiestry. Na to Innocenty odpowiedział zwrotnie, iż niech go (Jana Trzeciego) nie zmyli podpis, że to ino o centy się rozchodzi, a raczej o błogosławieństwo dla chrześcijańskiej Europy, a Wezyrowi Mustafie doradził, by przed następnym tournee zmienił imię Kara (co po staropolsku znaczy „Panowie wracamy!”).

O ile pamięć mnie nie myli – ciągnął dalej Janusz – szybko powstał Dekret Abbasydów o powołaniu w trybie nadzwyczajnym stanowiska Ministra do Spraw Zagranicznych, które objął Ali Erdem – prapradziadek Kamila Erdema, wspaniałego basisty, który wystąpił w zespole Janusza. I tu historia się zaczyna lub... zatacza koło.

Lider zespołu, pianista Janusz Szprot, zaprosił sekcję w następującym składzie: Onder Focan - g, Kamil Erdem - bg, Cem Aksel - dr. Akwarystą-kolorystą na saksofonach był Engin Recepogullari, a szczególnym gościem była wspaniała wokalistka Sibel Köse.

Zanim o muzyce – dygresja, z cyklu myśli a propos lub nagłe hmm... Z jednej strony Janusz Szprot – muzyk wychowany w świecie, gdzie króluje strój temperowany, odmierzający materię dźwiękową przy pomocy oktawy podzielonej na dwanaście równych części, zaś w sferze harmonicznej panuje system Dur - moll. I dalej – snując wątek harmoniczny – melodiom towarzyszą akordy pochodzące z rozwinięcia triady harmonicznej, funkcjonującego zazwyczaj w dialektycznych relacjach Dominanty i Toniki. Forma utworu to w przeważającej mierze AABA – symetryczna 32-taktowa struktura podzielona na cztery ośmiotaktowe odcinki.

Żeby nie wiem jak się napinać, a twierdzić, a zarzekać, taką optykę posiada przeważająca większość słuchaczy zgromadzonych w Basenie. Z drugiej strony optyka naszych wspaniałych Gości z Turcji, na przykład – Kamil Erdem. Pamiętam, jak mi zaimponował, kiedy po raz pierwszy słuchałem go podczas warsztatów jazzowych w Puławach. Pomyślałem wtedy: „cóż za wyobraźnia rytmiczno-melodyczna!” I oto Kamil wychodzi na scenę, a ja desperacko staram się dać mu do zrozumienia, by… nastroił instrument!

Ilekroć przypomnę sobie ten moment, wstydzę się jak pieron jasny, ale tak było!

Bo na dowód niedostatków mej wyobraźni, wyobraźmy sobie, jak się rzecz „macała”. Załóżmy, że u nas pomiędzy C a cis nie ma już nic. Załóżmy, że u Kamila pomiędzy C a Cis są jeszcze dwa dźwięki. Załóżmy, że w zależności od regionu Turcji na dystansie naszej oktawy muzycy tureccy wyróżniają dwanaście półtonów plus parę ćwierćtonów, ale tylko kiedy linia melodyczna się wznosi, kiedy opada – ćwierćtony znikają. Przyjmijmy też, że w innym rejonie Turcji może być półtonów dwanaście plus ćwierćtonów – albo lepiej mikrotonów – pięć! Inny świat!

A co jeśli przyjrzymy się bliżej rytmice, tym wszystkim piątawkom, siódmawkom, na 9, 11 itd.? Natychmiast łapię się na tym, iż jestem do odbioru takiej muzyki niedostatecznie przygotowany. Trzeba troszkę na ten temat poczytać, troszkę posłuchać, by lepiej rozumieć, by wyrazić odrobinę szacunku dla artystów, którzy przedstawiają swoją ojczystą tradycję muzyczną, która liczy przecież więcej niż milenium.

Zanim o koncercie, kilka słów o liderze zespołu. Po raz pierwszy spotkałem Janusza podczas zajęć teoretycznych na warsztatach jazzowych w Chodzieży. Miałem wtedy lat dwadzieścia pięć, bardzo chciałem grać, tylko nie wiedziałem, w którym miejscu siada się przy fortepianie, by to, co się gra, brzmiało porządnie. Kiedy zaczyna się przygodę muzyczną mając lat 25, to może się wydawać, że przegrało się wszystko, ja wolałem mówić sobie, że mam jeszcze wszystko do przegrania, bo na razie grałem niewiele. Poza tym obiecywałem sobie co rano, że złapię pod pachę najgrubszy zeszyt jaki mam i będę zapisywał ile wlezie.

Potem zauważyłem przytomnie, iż muzyk, który coś sobie lub komuś obieca, jest muzykiem obiecującym i od razu zrobiło mi się raźniej na duszy. Janusz kreślił na tablicy szalenie ciekawe nuty, prezentował ogromnie interesujące nagrania, a ja modliłem się, by któraś z tych wielkich idei fruwających pod sufitem zechciała choć na chwilę przycupnąć w mojej głowie.

Janusz – jako muzyk jazzowy – zaczynał praktykę w zespołach dixielandowych, szlify profesjonalne zdobywał w świetnej grupie Sami Swoi, ale wtedy w Chodzieży, w drugiej połowie lat 80. powstało legendarne Blues Duo Sz-Sz z gigantem saksofonu Tomaszem Szukalskim. Występowali w Europie, Ameryce, a nawet w Afryce!

Jak to się mówi w kuluarach: sytuacja światowa, braacie… Na początek organizatorzy festiwalu przygotowali niespodziankę w postaci prezentacji filmów Andrzeja Wasylewskiego. To przecież rocznicowe 56. Jazz Jamboree, a filmy zasługują na osobny artykuł.

Koncert rozpoczyna Portugal Song – kompozycja Janusza Szprota, którą pamiętamy z wykonań duetu eSz-eSz (Szprot – Szukalski) i co się okazuje – goście z Turcji grają stylowo, przepięknie, po amerykańsku. Bardzo mnie ten pierwszy utwór uradował, ponieważ uzmysłowiłem sobie, jak wspaniale rozumiem po turecku, choć wcale siebie o to nie podejrzewałem. Po takim turecku słuchać to frajda ogromna!

M.A.K. to kolejny utwór pianisty, piękny gest, ukłon dla Małżonki. Muzycy zapraszają na scenę Sibel Köse, olśniewającą wokalistkę – mieszkającą w Stambule, ale bardziej znaną na świecie niż w Turcji. Miałem zaszczyt akompaniować i pracować z Sibel podczas warsztatów w Puławach. Pamiętam, że niezależnie od tego, jaki utwór wybierały sobie śpiewające studentki, Sibel pięknie śpiewała wers i chorus (u nas – zwrotka i refren) jako swego rodzaju „pilota” kontekstowego. To niby drobiazg, ale rzecz kolosalnej wagi dla wszystkich studiujących. Oto Mistrz (Mistrzyni) jest też przewodnikiem – pokazuje jedną z dróg, którymi można podróżować. Tyle że metoda taka wymaga ogromnej erudycji.

She Sings the Telephone Book to kompozycja gitarzysty Ondera Focana. Piękny bebopowy temat i solówki, wśród których znów wyróżnia się Sibel Köse. Jan Ptaszyn Wróblewski słuchając kiedyś jej wspaniałych interpretacji nazwał ją Miss ImposSibel!

Następne dwa utwory, Jazz I HearThe Pearl, są skomponowane według reguł typowych dla muzyki tureckiej. Pamiętajmy: monodia czyli melodia dominująca nad harmonią. Kwestia rytmu – specyficzne czółenka rytmiczne przesuwające się wraz z utworem 4/4 a 4/4 to naturalnie osiem. Ale już 3 + 3 + 2 to też osiem, tylko akcenty rozkładają się zupełnie inaczej.

To troszkę tak, jak gdyby siedzieć przy stoliku w miłym towarzystwie, tyle że my wszyscy, a zatem nasz stolik również, znajdujemy się na jachcie, czyli stałe sprawy na ruchomym gruncie.

Pozostańmy jeszcze chwilę na tym jachcie. Oto basista Erdem wykonuje własną kompozycję zatytułowaną The New Bridge. Gdy gra wstęp, wyobrażam sobie wieczór na statku i Kamil przynosi płonący tort, eksplodujący feerią świateł i kolorów – nieoglądanych na tej szerokości geograficznej. Potem tort przejmuje zjawiskowa tancerka Sibel i częstuje gości, dodając wspaniałe ornamenty i rozmaite delicje. Wspaniały podarek, prezent z innego świata!

Ciekawa rzecz. Utwór podobał mi się ogromnie, choć nie potrafiłbym zaśpiewać czy zagrać ani jednej nuty. To troszkę tak, jak zafascynowany wróbel spotyka kolegę… po piórze i cały zaaferowany mówi: – Słuchaj bracie, widziałem pawia, ależ on ma pióra! No jakie? – pyta kompan. No wiesz stary, jak by Ci tu powiedzieć – no nie z tego świata!

Szczęśliwi ci, którzy słyszeli kolejny utwór, biada temu, kto ma go opisać. Zaczął się powłóczystym vampem, zagadkowo, jak wolny minorowy jazz waltz, ale gdy Sibel podjęła temat po turecku (!), znów otwarły się bramy Orientu. To Ayrilik – wzruszająca pieśń o rozłące. Obserwowałem tureckich słuchaczy, chłonęli każde wyśpiewane słowo, ale nie tylko oni poczuli mokro w oczach i ciepło na sercu. Sibel Köse ma wyjątkowy talent do śpiewania w wielu językach. Znam jej wykonania francuskich songów, śpiewa po hiszpańsku, w jednym z języków Południowej Afryki, pod koniec koncertu zaśpiewała po portugalsku Flor de Lis Djavana, a niewykluczone, że bossa nova Jasmine Janusza Szprota będzie też po polsku.

Punktem kulminacyjnym koncertu okazał się utwór instrumentalny pt. Polonezkoy – na tureckim dywanie. Miałem okazję obejrzeć partyturę tej kompozycji Janusza. Zaczyna się od incipitu Poloneza A-dur Fryderyka Chopina, natychmiast skontrowanego przez półtoratonowy motyw pierwszych czterech dźwięków hicazkar maqam. Ta skala turecka, oparte na niej melodie i improwizacje, rytm poloneza, cytaty z tureckiego tańca horon,a na końcutryumfalny Polonez M.K. Ogińskiego – to wyjściowy materiał, który posłużył do skomponowania tego utworu. Kto wie, czy podobne brzmienia, rytmy i melodie nie kołatały się w głowach pierwszych polskich osadników, uciekinierów z Powstania Listopadowego, którzy znaleźli azyl w Adampolu (Polonezkoy) i już od ponad półtora wieku żyją tam razem z Turkami. Janusz zaimponował tu solówką na melodyce. Widać, jak bardzo na serio traktuje ten instrumencik, nic dziwnego, że Tomek Szukalski nazwał go „szprotofonem”.

Polonezköy – to symboliczne wręcz nawiązanie do relacji polsko-tureckich – zarówno historycznych, jak i współczesnych.

Właśnie mija 600 lat od nawiązania stosunków dyplomatycznych między Rzeczpospolitą a Państwem Osmańskim. W przeszłości bywało różnie, dziś jednak mamy powody do radości i optymizmu. Koncert nosił nazwę „Na latającym dywanie”, a dywan ów już od ćwierć wieku tka razem ze swymi tureckimi przyjaciółmi Profesor Janusz Szprot. W roku 1990 dzięki niemu właśnie powstał pierwszy w Turcji profesjonalny Wydział Jazzu przy uniwersytecie Bilkent w Ankarze. Nitki tkanego dywanu układają się już wyraźnie we wstążki Polish-Turkish Jazz Connection i zawiązują się wspaniałe muzyczne przyjaźnie. Słuchacze w Turcji mogli podziwiać Jana Ptaszyna Wrób­lewskiego, Henryka Miśkiewicza, Andrzeja Jagodzińskiego, Tomasza Szukalskiego, Janusza Muniaka, Jarka Śmietanę, a w Polsce gościli: Sibel Köse, Imer Demirer, Tuna Otenel, Onder Focan, Kamil Erdem, czy Okay Temiz.

Dobrze się stało, że polsko-turecki projekt został zrealizowany właśnie na festiwalu Jazz Jamboree. Pierwszy raz, lecz z pewnością nie ostatni. Tak zapewniali na przyjęciu po koncercie organizatorzy festiwalu z Prezesem PSJ Krzysztofem Sadowskim na czele oraz sponsorzy tureccy: Jego Ekselencja Ambasador Republiki Tureckiej Yusuf Ziya Ozcan, Turkish Airlines i Kaan Ergun, dyrektor Wezyr Holidays.

Dziękujemy im za to, a Januszowi Szprotowi i wspaniałym artystom z Turcji za muzyczną podróż w nieznane i przejażdżkę latającym dywanem. Już od dawna kursuje między Stambułem i Warszawą, nie trzeba biletów, wystarczy posłuchać muzyki Polish-Turkish Jazz Connection.

Bogdan Hołownia



Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu