Wywiady
Paweł Kaczmarczyk
fot. Ian Oliver

PAWEŁ KACZMARCZYK: Uczę się, grając z doświadczonymi muzykami

Peter Motyčka


Przed koncertem Pawła Kaczmarczyka na festiwalu Jazz Goes To Town 2008 w Hradec Králové, nazwisko polskiego pianisty znane było tylko nielicznym.

Jest jednak pewne, że występ formacji Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Band na długo pozostanie w pamięci wszystkich słuchaczy... Polska, po koncertach Leszka Możdżera i Marcina Wasilewskiego, znów wystawiła mocnego reprezentanta; ten zaledwie 24-letni pianista w krótkim czasie osiągnął pozycję, jakiej mogą mu pozazdrościć muzycy z długoletnim stażem.
Jego autorski projekt „Audiofeeling” (Arms Records 2007/Hevhetia) okazał się płytą roku w ankiecie prestiżowego czasopisma JAZZ FORUM; w kategorii „pianista” Kaczmarczyk znalazł się na drugim miejscu, a jego zespół wspiął się na trzecią pozycję.

Audiofeeling Band wniósł na festiwalową scenę ogromną energię i spontaniczność, prezentując solidny akustyczny jazz, grany bez udziwnień i efekciarstwa. Po koncercie Paweł znalazł chwilę, by podzielić się ze mną  swoimi przemyśleniami. Zaskoczył mnie jego spokój, szczerość i pokora, bo przecież po  nawiązaniu współpracy z taką firmą jak ACT Music, "miał prawo" zachowywać się zupełnie inaczej.

Jak to się dzieje, że młody polski jazz (Marcin Wasilewski, Leszek Możdżer, Adam Pierończyk, Michał Tokaj, Rafał Sarnecki i  wielu innych) prezentuje tak wysoki poziom?

Polska ma bardzo długą tradycję jazzową, zwróć uwagę, że w tej chwili jest u nas około 100 festiwali. Wiele z nich przetrwało dziesięciolecia, a kilka powstało zaraz po tym, jak tylko jazz wydobył się z katakumb...

Okres katakumbowy i cała historia polskiego jazzu jest u nas znana dzięki wspaniałemu teledyskowi „Story of Polish Jazz” gitarzysty Jarka Śmietany, który pojawił się w internecie...

No tak, ale to tylko skrót... Natomiast w tym teledysku padają nazwiska muzyków, od których mogliśmy się uczyć. Zdaje się, że aktualnie w Polsce jest więcej młodych jazzmanów, niż wtedy, gdy rynkiem nie rządziła jeszcze komercja. Na pewno pomógł w tym Internet (to ogromna kopalnia wiedzy i nagrań), ale chyba też otwarcie granic, fakt, że muzycy mają niemal nieograniczone możliwości kontaktów ze światowymi artystami. Na przykład dziś zagraliśmy przed takimi gwiazdami, jak Mike Stern i Randy Brecker. To fantastyczne! Słuchanie mistrzów jest dla młodych muzyków najlepszą szkołą.

Poza tym w Polsce istnieje kilka znakomitych uczelni, na przykład Akademia Muzyczna w  Krakowie, w  Katowicach, które traktują jazz jak muzykę poważną. Właśnie tam nasi renomowani artyści (Zbigniew Namysłowski, Janusz Muniak, Jan Ptaszyn Wróblewski) poszukują nowych talentów. Współpraca z nimi to już nie spokojne zajęcia w szkole, ale granie na scenie przed publicznością, twardy sprawdzian faktycznych umiejętności. Grając z takimi gwiazdami, stajesz się pełnoprawnym członkiem teamu, musisz dać z siebie wszystko.

Poza „formalnym” szkolnictwem istnieją też warsztaty jazzowe, gdzie możesz w praktyce przetestować swoją wiedzę; szybko się zorientujesz, czy ze swoimi umiejętnościami możesz zaistnieć jako muzyk. Te warszaty są bardzo ważnym elementem jazzowej edukacji i mają dla młodych muzyków duże znaczenie. Na szczęście w Polsce jest ich mnóstwo, każdy może znaleźć coś dla siebie.

Czy w polskim jazzie w ostatnich latach zaszły jakieś istotne zmiamy?

Myślę - i młodzi muzycy są tego świadomi – że od lat 60. nie wydarzyło się u nas nic tak naprawdę rewolucyjnego. Był to raczej okres „polerowania”, udoskonalania znanych pomysłów. A dziś? Codziennie jesteśmy „bombardowani”  sztuką w wymiarze globalnym. Jest zatem oczywiste, że wchłaniamy zarówno popmusic, latino, muzykę klasyczną, r&b, jak i literaturę, malarstwo, film. W efekcie, nasza muzyka to rodzaj kolażu, syntezy tych wszystkich trendów. I dobrze, bo sztuka, muzyka musi być otwarta! Jeśli ktoś zamknie się w swojej prywatnej „puszce”, to wciąż będzie generował „odgrzewane kotlety”, nawet o tym nie wiedząc.

Na światowej scenie ta otwartość jest wciąż widoczna. Najlepszym przykładem jest Wayne Shorter, ktorego muzyka jest artystyczną wypadkową tego, co działo się w jazzie w ciągu ostatniego półwiecza. Inne przykłady: Brad Mehldau, Esbjörn Svensson, John Taylor –  ci artyści potrafią tworzyć świeżą, witalną muzykę, która nie dość, że nie zamyka się w sobie, to jeszcze potrafi być atrakcyjna dla słuchaczy.

Wielu powie: „Jazz to coś staromodnego, przeżytek, nic ciekawego...”. Czy na pewno? Spójrz na muzyków, których wymieniłem. Oni nadal rozwijają tę niby przebrzmiałą formułę, wciąż eksperymentują. Choćby z metrorytmiką (chwilami przypomina to jakiś akustyczny drum’n’bass), z melodyką (wykorzystują popowe melodie jako tematy jazzowe), nie unikają też elektroniki; jest oczywiste, że stopniowo zaczynamy celować w gusta słuchaczy, jednak w tym procesie nie może zabraknąć kreatywności i  wrażliwości, elementów w jazzie absolutnie pierwszorzędnych.
 
Wielu polskich muzyków zaczynało w młodym wieku. Wasilewski sformował swoje trio jako piętnastolatek, Ty w wieku dwudziestu lat wydałeś album, który został uznany za wydarzenie na polskiej scenie...

Uważam, iż nie jest dobrze, gdy młodzi muzycy - mam na myśli także i siebie – są zbyt mocno promowani. Jeśli spojrzysz na scenę amerykańską, okaże się, że znaczące albumy wydają muzycy około trzydziestki. Bo tak naprawdę dopiero wtedy masz coś do powiedzenia, posiadasz jakiś bagaż doświadczeń, także tych życiowych, gdzie jest miejsce zarówno na euforię, jak i na kryzysy. Nie wystarczy erudycja i znajomość zasad kompozycji jazzowej, wielka sztuka rodzi się pod wpływem różnorakich doświadczeń. To jest tak, jak z małym dzieckiem, które kilka razy musi upaść i poczuć ból, by czegoś sie nauczyć, coś zakodować. Ważne też, by jazz i utwór jazzowy postrzegać jako całość. Podobnie jak w pracy z komputerem – nie myślisz o zerach i jedynkach, ale o końcowym efekcie, który powstał także dzięki tym cyferkom.

Teraz mam 24 lata i uważam, że dopiero za 5-6 lat będę w stanie komponować muzykę, która osiągnie poziom, jaki cenię w polskim jazzie. Nie chodzi zresztą tylko o perfekcję techniczną i formalną, ale także o pogłębione przesłanie. Doświadczenia zdobywam stopniowo, ciągle się uczę, na przykład poprzez grę z doświadczonymi kolegami. Działam z Januszem Muniakiem, ale także z  muzykami z zespołu, wśród których jestem najmłodszy. Gdy gram moją muzykę, staram się włożyć w nią jak najwięcej serca; wiem, że działam emocjonalnie, że posiadam nadmiar energii, ale to właśnie dzięki niej mogę wysyłać komunikaty w bardzo różnych kierunkach. Niezwykle się cieszę, że mam możliwość grania właśnie  tutaj, w Hradec Králové. Był to dla mnie  jeden z największych i najbardziej prestiżowych koncertów.

W Polsce nie gracie przed taką publicznością?

Gramy, ale może rzadziej, niż byśmy chcieli. Występowaliśmy jednak na największych krajowych imprezach, takich jak Festiwal Pianistów Jazzowych w Kaliszu, Warsaw Summer Jazz Days, Bielska Zadymka Jazzowa, Krakowskie Zaduszki Jazzowe, Jazz nad Odrą...

Okładka albumu „Audiofeeling” może kojarzć się z bardziej komercyjną muzyką. A przecież jest to projekt ambitny, zróżnicowany, z udziałem trójki saksofonistów, elektroniką...

Celem wydawcy Arms Records było przygotowanie mojego debiutu jako kompozytora i lidera (Kaczmarczyk zadebiutował w 2005  roku albumem koncertowym „KBD Trio Live”, Radio Katowice/Jazz Forum). „Audiofeeling” nie jest albumem, gdzie dominuje fortepian, raczej wszystko jest podporządkowane jednolitości formy, koncepcji całości. A ta "przesłodzona" okładka? Pomysł był taki, by znalazła się na niej twarz wykonawcy, ponieważ słuchacz woli, gdy muzyka kojarzy mu się z konkretną postacią.

Podobnie było z okładką „Piano” Leszeka Możdżera...
   
Dokładnie tak! Jest to pewnego rodzaju PR. Mimo że otrzymałem swobodę decydowania praktycznie o wszystkich fazach produkcji albumu, wspomniana okładka  powstała jakoś tak "obok". Nie do końca się z nią identyfikowałem, choć ostatecznie uznałem, że to był właściwy kierunek. Mam nadzieję, że po kilku latach, nie będę musiał "aktualizować" swojej twarzy na kolejnych okładkach. 

Album nagrywaliście jeszcze w 2006 roku. Co zmieniło się w repertuarze płyty  od tamtego czasu?

Niemal na każdym koncercie prezentuję nowy utwór, co spowodowało, że dziś nie zagraliśmy ani jednego kawałka z  „Audiofeeling”. Myślę, że ciągle się rozwijamy i pracujemy nad sobą, czego dowodem może być aktualna oferta ze strony najbardziej znaczącej wytwórni europejskiej (drugiej po ECM) – niemieckiej ACT Music. W pierwszych miesiącach 2009 będziemy tam nagrywać nowy album. Wierzę, że postęp będzie widoczny nie tylko pod względem muzycznym; ta współpraca da nam szansę rozpowszechnienia naszej muzyki również poza Polskę.

Planuję nagrywać z ludźmi, z którymi gram od lat: kontrabasistą Michałem Barańskim i perkusistą Pawłem Dobrowolskim; w drugim składzie znajdzie się basista Wojciech Pulcyn oraz perkusista Łukasz Żyta. Są to duety sekcji rytmicznych, które uosabiają moją wizję muzyki. Kilka utworów, które przygotowuję do albumu, pojawiło się już na pierwszej płycie „KBD Trio Live”. Jedną z tych kompozycji chcę teraz nagrać w studiu z dodatkiem łagodnego drum´n´bassu, elektroniki i gitary basowej; będzie to coś bardziej „electro” niż „acoustic”. Tę różnorodność wprowadzimy w jednym utworze, podobnie jak było to w przypadku „Electrofeeling” na płycie „Audiofeeling”. 

Młodzi muzycy, o których wspomniałeś, to przede wszystkim sekcja rytmiczna Barański – Żyta. Obaj należą do ścisłej czołówki, współpracują m.in. z Piotrem Baronem, Agą Zaryan, ale też legendarnym saksofonistą i klarnecistą basowym Benniem Maupinem, który zaprosił ich do nagrania swego ostatniego albumu „Early Reflections”.

To fantastyczni muzycy! Nie tylko oni, ale również „moi” saksofoniści: Radek Nowicki, Tomek Grzegorski i Grzegorz Piotrowski, którzy pojawili się na „Audiofeeling”. Praca z nimi ogromnie mnie wzbogaca! Wciąż staram się otaczać tymi najlepszymi; jeśli współpracujesz z kimś, kto zagrał setki koncertów i ma bogate doświadczenia studyjne, to wiesz, że to właśnie on potrafi najlepiej łapać fluidy z kolegami z zespołu. Wspaniały feeling, którym ci ludzie dysponują, dodaje mojej muzyce iskry. Z tego powodu nie identyfikuję się z młodszymi muzykami, nie uważam, bym w moim wieku mógł pełnić funkcję lidera w znaczeniu bezwzględnego przywódcy. W naszym zespole panuje demokracja.

 

RECENZJA KONCERTU:

Po uroczystościach Andršta miało nastąpić w Hradci to, co najlepsze, a więc występ Mike’a Sterna i jego partnerów: Dave’a Weckla i Randy’ego Breckera. Ale czy na to pewno oni okazali się największą niespodzianką wieczoru?

Polska, uznawana za „europejską potęgę jazzową”, zaprezentowała swoją ikonę jazzu – Pawła Kaczmarczyka. Jego album „Audiofeeling” (wydany przez Arms Records 2007, Hevhetia) zdobył w Polsce szereg prestiżowych nagród i znakomite recenzje krytyków. Nie dziwi więc fakt, że ta właśnie płyta pobiła rekordy sprzedaży u naszych północnych sąsiadów.

Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Band wniósł na festiwalową scenę dawkę energii i spontaniczności, jakiej nie słyszeliśmy tu od lat. Zróżnicowane kompozycje Kaczmarczyka kładły nacisk na ekspresję i telepatyczne porozumienie z pozostałymi członkami zespołu: basistą Wojciechem Pulcynem, perkusistą Sebastianem Frankiewiczem, saksofonistą Radkiem Nowickim. Muzyka pianisty nawiązywała do linii Keitha Jarretta i Wayne’a Shortera, która współgra z ideą „audiofeelingu” lidera. Kaczmarczyk płynnie przechodził od wyrównanych płaszczyzn dźwiękowych do ekstatycznych solówek, nieustannie obserwując zachowanie swoich kolegów. Wiele pomysłowych, harmonijnie zbudowanych tematów, pozostanie w pamięci słuchaczy. Dodajmy, że muzyka Kaczmarczyka nie stara się przypodobać szerokiemu odbiorcy, wymaga od słuchacza uwagi, skupienia, zaangażowania.

Być może kiedyś na naszej scenie usłyszymy wszystkich członków zespołu polskiego pianisty, którzy grali na jego albumie: Michała Barańskiego, Pawła Dobrowolskiego, oraz saksofonistów: Tomasza Grzegorskiego i Grzegorza Piotrowskiego. Na muzykę Kaczmarczyka publiczność reagowała tak spontanicznie, że chwilami miałem wrażenie, iż nawet oczekiwany tutaj Mike Stern, pozostał nieco w cieniu.

http://www.skjazz.sk/autor.php?zobraz=3256

Peter Motyčka



 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu