Wywiady
Marek Hłasko i Komeda:
„Jeżeli Krzysio umrze, to i ja też pójdę.”

PIĘKNI TRZYDZIESTOLETNI

Marek Niziński


Fragmenty artykułu z „Wiadomości”, Londyn, 27 stycznia 1971 r.

Film Polańskiego ma wielkie powodzenie. Kołysanka z filmu ukazuje się na płytach w dwustu wersjach. Wydana zostaje płyta z muzyką z całego filmu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Komeda został jednym z najbardziej poszukiwanych kompozytorów filmowych. Obraz i muzyka, jako jedna, uzupełniająca się kompozycja. Komeda ma kontrakt z wytwórnią Paramount na trzy filmy. Od czasów wojny jest to sukces bez precedensu. (...)
Abrat (Abratowski) wchodzi do mnie i mówi:
– Krzyś się coś nie bardzo czuje...
– Co mu jest?
– Jak jechałeś do domu, to oni poszli się przejść. Krzysio się wywrócił, uderzył głową o beton, czy o jakieś kamienie. Marek (Hłasko) zaczął go znosić, potknął się i poleciał za nim drugi raz. Karetka pogotowia, szpital, no wiesz. Już jest w domu, tylko głowa go boli.

Po kilku dniach Marek (Hłasko) wziął Krzysztofa do lekarza. Prześwietlenie czaszki nic nie wykazało. Wszystko dobrze. Z końcem listopada jadę z Krzysiem na weekend na narty. Weekend przeciąga się w tydzień. Góry, słońce, śnieg, narty. Wracamy. Krzysztof nagrywa muzykę do filmu „Riot”. Piątego grudnia jedzie na pokaz tego filmu do Arizony, do więzienia, w którym był nakręcony. Wraca przeziębiony, leży w łóżku.

Panuje tu wtedy grypa. Mija dzień po dniu. Krzysztof ma jechać do Włoch komponować muzykę do filmu Skolimowskiego. Ma bilety, wizy, hotele już załatwione. Będzie tam trzy, cztery miesiące.

Święta Bożego Narodzenia spędzi z Romkiem Polańskim i Sharon Tate. Wszyscy znajomi tam są. Tak się bardzo cieszy tą myślą. Tylko na to czeka.

Sobota, 21 grudnia
Dr Gabor, który go leczy, kieruje go do szpitala – tylko na badania kontrolne. W niedzielę kupuję polską prasę i jadę do szpitala. Krzysztof śpi. Na stoliku przy łóżku kartka:
– Kochany, byłem, spałeś, nie chciałem Cię budzić, Marek (Hłasko).
Siedzę i przeglądam gazety. Krzysztof budzi się i chce iść do łazienki, pomagam mu. Leci przez ręce, mówi jakieś oderwane słowa, narzeka na potworny ból głowy. Mówi, że mieli mu dać proszki. Kładzie się na łóżku i natychmiast zasypia. Już dawno powinny działać.

Poniedziałek, 23 grudnia
Jadę do szpitala. Separatka pełna lekarzy i pielęgniarek. Aparaty, druty i ekrany i nieprzytomny Krzysio. Pytam dr. Gabora, co jest z Krzysztofem? Stoimy na korytarzu sami; mówi, że Krzysztof umiera i że nie ma nadziei. Pytam go, czy wiedział o przygodzie Krzysztofa na spacerze? Nie, nie wiedział. Wypytuje, jak to było. Nie ukrywam, mówię o wszystkim.
Za kilka minut przyjeżdża Marek Hłasko. Gabor przyprowadza neurologa i chirurga, wypytują o objawy po upadku. Poza tym, że narzekał sporadycznie na ból głowy i prawie upijał się jednym kieliszkiem wina do obiadu, nie było żadnych. Był taki jak zawsze; dobry, kochany, przyjaciel, za którym się tęskni. Badania i natychmiast operacja.

Mijają długie godziny. Operacja udała się. Usunęli skrzep, który uciskał na mózg. Krzysio żyje. Najbliższe 48 godzin pokaże, co ma być dalej. Marek (Hłasko) z potworną prośbą w oczach pyta mnie, czy Krzysio nie miał jakiegoś upadku na nartach – nie, nie miał. Marek wypytuje, co było przyczyną.
– Przyczyny nie ma, bo kto wie, są skutki – chirurg mówi – albo kilka tygodni temu albo lata wstecz. Kto wie?
Po dwóch tygodniach Krzysztof otworzył oczy. Patrzył się, ale sądzę, że nic i nikogo nie widział. Marek, żona Krzysia, która przyleciała z Polski, znajomi, ja... nic nie miało sensu. Dzień w dzień byliśmy w szpitalu z nadzieją, desperackimi myślami, łudząc się, że nie może w ten sposób skończyć człowiek tak utalentowany, życzliwy i dobry. Że dobry Bóg udzieli dyspensy...

Zmarł w Warszawie 23 kwietnia 1969 roku. W Gdyni wystawiono musical, do którego pisał muzykę (piosenki Abratowski) „Wygnanie z Raju”. Marka już tutaj nie było, wyjechał na premierę swego filmu i do Europy. Zlikwidował mieszkanie. W retrospekcji wracają tylko wspomnienia słów, które mi tak często powtarzał:
– Jeżeli Krzysio umrze, to i ja też pójdę.
Zdawałoby się, że zupełnie odrębnie wydarzyły się te dwie tragedie, dwie tragiczne śmierci. Dwóch ludzi, którzy mieli jeszcze tak wiele do powiedzenia, zafascynowanych pasją życia i twórczości. Marek Hłasko – pisarz, Krzysztof Komeda – kompozytor. Dwa cmentarze. Wiesbaden – Warszawa

Marek Niziński

Marek Hłasko zmarł tragicznie w trzy tygodnie po Krzysztofie, po przyjeździe z Izraela do RFN.
Marek Niziński zmarł śmiercią tragiczną w Los Angeles w styczniu 1973 r.
Jerzy Abratowski zginął 28 stycznia 1989 roku od kuli na ulicy Los Angeles będąc przypadkowym świadkiem napadu na bank.


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu