Wywiady
RGG Trio
Od lewej: Krzysztof Gradziuk, Maciej Garbowski, Przemek Raminiak

PRAWDZIWA HISTORIA RGG

Jarosław Merecki


Nowy album tria RGG zaskakuje. Po trzech płytach, które poza nielicznymi wyjątkami zawierały kompozycje członków zespołu, młodzi muzycy zdecydowali się na skok na głęboką wodę. Nagrali album, którego dwie płyty jedynie spięte są napisanymi wcześniej kompozycjami – reszta to spontaniczna improwizacja całego tria.

Z trójką absolwentów Akademii Muzycznej w Katowicach: grającym na fortepianie Przemysławem Raminiakiem, basistą Maciejem Garbowskim i perkusistą Krzysztofem Gradziukiem rozmawia Jarosław Merecki nie tylko o tym, jak powstała ich nowa płyta, ale również o tym, jak
rozumieją muzykę jazzową i jej wspólne granie.

JAZZ FORUM: Zacznijmy od tytułów Waszych płyt. Pierwsza nazywała się „Scandinavia” i nie tylko tytuł, ale i muzyka zdawała się wskazywać na inspirację muzyką pochodzącą z tego regionu Europy. Czy rzeczywiście znaleźliście coś pokrewnego w Waszym rozumieniu muzyki i w muzyce krajów skandynawskich czy też jazzmanów, którzy pochodzą stamtąd?

RGG: „Scandinavia” to tytuł nie tylko samej debiutanckiej płyty, ale też tytuł kompozycji na niej zawartej. Dokładniej, był to pierwszy utwór, który razem wykonaliśmy podczas naszego pierwszego spotkania w 2001 r. Czy wyrazowo był on faktycznie „skandynawski”, trudno powiedzieć. Na pewno nie był „amerykański”. Był to tak naprawdę zaczątek naszej drogi w kierunku europejskiej muzyki improwizowanej, kojarzonej nie tylko ze Skandynawią – ogólnie z Europą.

JF: A czy moglibyście jakoś określić różnicę pomiędzy jazzem amerykańskim a europejskim? Wynton Marsalis w niedawnym wywiadzie dla JAZZ FORUM powiedział: „Jazz europejski? Nie wiem, co to jest”.

RGG: Dążymy raczej do wystrzegania się porównań i analiz w tym temacie. Ameryka i Europa to dwa różne światy, to różne kultury, tradycje, zachowania ludzi. Jeśli szeroko pojęte słowo „jazz” ma oznaczać muzykę improwizowaną, wyrażającą dogłębne uczucia i odczucia ludzi ją tworzących w sposób prawdziwy i szczery, to naturalne, że muzyka ta brzmi zupełnie różnorodnie w różnych zakątkach świata. Wynton Marsalis nie wie, co to europejski jazz? Szkoda, bo sądziliśmy, że za tym słowem kryje się również otwartość i tolerancja dla tego, co dzieje się wokół i co tworzą z pewnością nie mniej znamienici giganci „muzyki wolności”. Nie bawimy się w kategoryzowanie „to jest lepsze”, czy „to jest gorsze”. Kochamy jazz całego świata, mimo że nasza kultura jest zupełnie inna od amerykańskiej. My wiemy, co to jazz amerykański.

JF: Wygląda na to, że lubicie opowiadać historie. Wszystkie następne płyty mają w tytułach słowo „story” – historia. To chyba nie przypadek. Jak ważny jest dla Was element narratywny w muzyce?

RGG: Jak najbardziej. Jednak pomimo tego, że nasze płyty łączy podobieństwo nazwy („Straight Story”, „Unfinished Story”, „True Story”), to każda z nich może być traktowana jednocześnie  jako kontynuacja poprzedniej i zarazem jako coś zupełnie odrębnego i nowego. Przykładamy dużą wagę do programowości, dlatego nasze wszystkie „Stories” nie są zlepkiem przypadkowych utworów, lecz zwieńczeniem pewnych okresów naszych muzycznych dążeń.

Nie stawiamy sobie wymogów pod tytułem: „Ma być blues, ballada, dwa szybkie i walczyk”, lecz najpierw staramy się określić zamysł całości płyty, a potem, mając to na uwadze, komponujemy i układamy w odpowiednim porządku nasz repertuar. Bardzo zauważalne jest to na płycie „Unfinished Story”, gdzie wszystkie utwory ukazują muzycznie cały życiorys pianisty Mieczysława Kosza (któremu płyta została poświęcona) od jego narodzin aż po dzień tragicznej śmierci i czas wspomnień o jego osobie. Tam programowość jest bardzo zauważalna. Na „True Story” jest ona jednak bardziej ukryta i zmusza do głębszej refleksji.

JF: No właśnie. Wasza nowa płyta – a właściwie dwie płyty, bo jest to podwójny album – nosi tytuł „True Story”. Jaka to historia i dlaczego jest prawdziwa?

RGG: „True Story”, a właściwie „True Story In Two Acts” (bo tak brzmi pełny tytuł płyty), jest podyktowana naszym bardziej niż dotychczas szerokim spojrzeniem na cały muzyczny świat i wszystkie inspiracje, jakie nas dotąd zdążyły ogarnąć. Pierwotny zamysł był nieco inny i, można powiedzieć, rodził się w trudach. Próbowaliśmy podczas naszych przygotowań skompletować odpowiedni programowy repertuar. Dużo czasu spędziliśmy też na rozmowach o tym, jaka jest wizja kolejnego naszego nagrania i jak możemy zwieńczyć to, co od nagrania poprzedniej płyty wydarzyło się w naszym muzycznym życiu.

Problem ten jednak został rozwiązany szybciej niż moglibyśmy się tego spodziewać. Mianowicie, spotykając się któregoś dnia na porannej próbie popatrzyliśmy się na siebie w zadumie i wspólnie stwierdziliśmy, że rezygnujemy z jakichkolwiek „barier” w postaci kompozycji. Z początku sami nie mogliśmy uwierzyć, że tak śmiały pomysł przyszedł nam do głowy, jednak w studiu na żadne obawy już absolutnie nie było miejsca. Finalnie powstało ponad 40 utworów free! Jedynie utwory otwierające i zamykające każdy z dwóch aktów płyty są kompozycjami.  Wyrażając się muzyką free, mogliśmy najbardziej szczerze ukazać nasze własne (każdego z nas i całego tria) muzyczne i pozamuzyczne fascynacje.

JF: Muzyki na albumie jest dużo, bo prawie dwie godziny, ale zdaje się, że zarejestrowaliście jej jeszcze więcej.

RGG: To prawda. Nagraliśmy tyle muzyki, że wystarczyłoby na trzypłytowy album, jednak po raz kolejny kierując się kanonami programowości  i tym, żeby każda z dwóch płyt naszego najnowszego albumu miała swój początek, ciągłość i zakończenie, zdecydowaliśmy nie umieszczać więcej utworów. Być może pozostały materiał wydamy później? Czas pokaże.

JF: Wspomnieliście, że zdecydowaliście się na formę muzyki free. Zastanawiam się, jak bardzo spontaniczne są Wasze improwizacje? Pytam o to, ponieważ słuchając poszczególnych scen z Waszej historii widzę w nich jednak pewną logikę. Słuchając Waszej muzyki nasunęło mi się nawet skojarzenie z Bachowskimi „Wariacjami Goldbergowskimi”, u których podstawy leży przecież improwizacja.

RGG: Muzyka free nie jest muzyką nielogiczną. A przynajmniej w naszym rozumowaniu być taką nie musi, albo nawet nie powinna. Spontaniczność z kolei nie musi koniecznie iść w parze z muzycznym chaosem. Gdyby tak było, to wszystkie spośród 32 zamieszczonych na „True Story” utworów brzmiałyby tak samo. Nawiązanie do muzyki poważnej? Jak najbardziej. Każdy z nas miał i ma do tej pory z nią dużą styczność. Z pewnością ma ona na nas cały czas bardzo duży wpływ. To ona uwrażliwia na brzmienie, ciążenia dynamiczne, wysublimowaną artykulację, sonorystykę i wiele innych elementów.

JF: W książce poświęconej twórczości Krzysztofa Komedy (M. Hendrykowski, „Komeda”) przeczytałem takie zdania: „Improwizacja nie jest w żadnym razie pójściem na żywioł, lecz wolnością w ramach założonej przez dany utwór dyscypliny. Improwizacja musi realizować jakieś dążenie i zmierzać w przyjętym przez wykonawców kierunku”. Czy taką charakterystykę improwizacji w jazzie możnaby odnieść do Waszego pojmowania improwizacji?

RGG: Te słowa są dokładną kwintesencją tego, w jaki sposób my rozumiemy muzykę free i programowość. Liczymy też, że właśnie w taki sposób „True Story” będzie postrzegana.

JF: Chciałbym zapytać o brzmienie Waszego tria. Mam wrażenie, że jest to element, na którym Wam bardzo zależy, że pracujecie właśnie nad brzmieniem. Kiedy słuchałem Waszej płyty, to w pewnym momencie zauważyłem, że nie ma tam właściwie tego, co nazywamy solówkami – fortepianu, basu, perkusji. Gra trio jako trio.

RGG: Jest to znowu kontynuacja tego, do czego cały czas dążymy, czyli brak lidera, czy instrumentu zauważalnie wiodącego. Jeśli któryś z nas się „wychyla”, to jest to tylko chwilowe. Wychodzimy z założenia, że podstawą brzmienia jest jedność. Nasze prace nad brzmieniem oczywiście na tym się nie kończą. To znowu wiąże się ściśle z europejskim postrzeganiem muzyki improwizowanej, której brzmienie jest cały czas poszerzane o rozmaite środki wyrazu. Wystarczy wspomnieć tu chociażby rozszerzanie brzmienia kontrabasu grą smyczkiem na wiele możliwych sposobów (uderzanie drzewcem smyczka o struny, stukanie rękami po pudle, szarpanie strun fortepianu palcami, uży-wanie przeróżnych narzędzi do gry na perkusji i instrumentach perkusyjnych) – wszystko oczywiście ze smakiem i bez przesady, czyli ze skoncentrowaniem się na całości i jedności brzmienia.

JF: Taka koncepcja grania wzmaga zapewne to, co nazywa się czasami „telepatycznym porozumieniem”. Czy czujecie coś takiego między Wami?

RGG: Gdyby tego nie było, nie rozmawialibyśmy zapewne teraz o „True Story”.

JF: Z poszczególnymi epizodami Waszej historii nie wiążecie konkretnych tytułów. Mamy tylko numery kolejnych scen. Czy chcieliście, aby w pewnym sensie każdy wypełnił je swoją własną historią? Czy jest to Wasz sposób na prowadzenie rozmowy ze słuchaczem?

RGG: Kolejne „sceny” to kolejne nasze inspiracje. Można w nich znaleźć jedynie pewne ukryte zarysy wpływów. Zostawiliśmy faktycznie przestrzeń dla słuchacza, dlatego żeby w pewnym sensie nakłonić go do zagłębienia się w treść naszej „Prawdziwej Historii” oraz odnalezienia tam miejsca dla samego siebie. Ta płyta nie brzmiałaby tak, jak brzmi, gdyby nie nasze zainspirowanie również wieloma wspania-łymi ludźmi, których spotkaliśmy na naszej drodze. Mamy nadzieję, że zechcą sięgnąć po nasz kolejny krążek i będzie im dane odnaleźć tam miejsce dla siebie, bo to oni poniekąd ją współtworzą.

JF: A jak będzie na koncertach? Chyba jednak każdego wieczoru będzie to już inna historia.

RGG: „Prawdziwa historia” została uwieczniona w danej chwili jej wykonywania i stanowi jedną zamkniętą i można powiedzieć niepowtarzalną całość. Nie na miejscu byłoby z pewnością planować bieg muzycznych wydarzeń podczas koncertów – zaprzeczylibyśmy tej „prawdziwości”. Być może słuchaczom uda się skojarzyć poszczególne, pojedyncze  elementy, ale które z nich i w jakich chwilach będą się (bądź nie będą) pojawiać, tego nie wiemy nawet my. Będzie tam jednak z pewnością dużo miejsca na osobiste interpretacje odbiorców.

Rozmawiał: Jarosław Merecki


 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu