Wywiady

fot. Filip Błażejowski

Opublikowano w JAZZ FORUM 12/2015

Roscoe Mitchell: supermuzykalność

Marek Romański


W rozmowie przeprowadzonej przed koncertem w warszawskim Teatrze Powszechnym 75-letni saksofonista i flecista opowiada o świętującej w tym roku 50-lecie AACM (Association for Advancement of Creative Musicians), o korzeniach sztandarowej formacji tego ruchu – Art Ensemble of Chicago i o swoim stosunku do europejskiej muzyki improwizowanej. Roscoe Mitchell to chodząca legenda chicagowskiego środowiska i jeden z najważniejszych twórców awangardowego jazzu. Okazał się przy tym otwartym i elokwentnym człowiekiem.

AACM

Na samym początku był Muhal Richard Abrams Experimental Band. W każdy poniedziałkowy wieczór członkowie zespołu zbierali się w klubie w Chicago i dyskutowali o swoich pomysłach, o możliwościach kontrolowania i rozwoju swoich karier, o sposobach nauki młodych muzyków. Ponieważ zaczęliśmy prowadzić lekcje, pojawił się problem – jak zapewnić tym muzykom możliwość grania. Następnym krokiem było więc powołanie organizacji, która miała umożliwiać jej członkom granie ich własnej muzyki. I z tego zrodziła się idea AACM.

Oprócz Experimental Bandu, było tam mnóstwo małych grup, którym organizowaliśmy grania. Z czasem opracowaliśmy program nauczania młodzieży, sponsorowania muzycznych projektów, pozyskiwaliśmy też środki na realizowanie konkretnych kompozycji, jeśli wymagały dużych aparatów wykonawczych. Mieliśmy ambitne plany dotyczące przyszłości naszych muzyków, nie tylko pod względem muzycznym, ale także jeśli chodzi o ich miejsce w społeczeństwie. AACM kontynuuje te idee do dzisiaj.

Bardzo ważnym aspektem naszej działalności były od początku bardzo wysokie standardy moralne członków organizacji. Kładziemy nacisk na uczenie młodych członków wzajemnego szacunku, a także szacunku dla wszystkich ludzi niezależnie od koloru skóry i wyznania. Poza tym obowiązują u nas zasady koleżeństwa. Muzycy wzajemnie pomagają sobie w organizacji koncertów, promują je wśród swoich znajomych, uczestniczą w nich itp.

Nasze motto to „Ancient to the future”, wymyślił je Lester Bowie jako uzupełnienie określenia muzyki, którą tworzymy – Great Black Music. Chodzi tu o to, żeby podkreślić iż interesuje nas cała muzyka, czarny duch muzyki, który towarzyszy nam od czasów naszych afrykańskich przodków.

Oczywiście przez te 50 lat istnienia naszej organizacji wiele rzeczy się zmieniło. Zmienił się świat wokół nas. Na szczęście relacje jakie nas łączą, zarówno te muzyczne, jak i czysto ludzkie, pozostały takie same – a to jest dla mnie najważniejsze.

To był długi i piękny okres, w którym wydarzyło się wiele rzeczy dobrych i ważnych dla całego naszego środowiska. Zebrałem instrumenty – a było ich wiele – które używaliśmy podczas koncertów i nagrań Art Ensemble of Chicago i oddałem je do Muzeum Sztuki Współczesnej w Chicago. To jest już część historii, kiedyś ludzie będą je oglądali, jak fortepian Chopina. Razem z moim triem stworzyliśmy kilka utworów, które zostaną wykorzystane podczas otwartych prób w muzeum. Następnie nagramy sesję używając oryginalnych instrumentów z wystawy.

Art Ensemble of Chicago

Ja miałem swój zespół i Joseph Jarman miał swój. Niestety nagle zmarło dwóch członków grupy Jarmana – basista Charles Clark i pianista Christopher Gaddy. Pierwszy miał jakąś chorobę mózgu, a drugi powikłania związane z problemami zdrowotnymi ciągnącymi się od czasu, gdy służył w wojsku. W tej sytuacji zaprosiłem Jarmana do swojego zespołu. Nie wyobrażałem sobie, żeby było inaczej. Żeby przetrwać musieliśmy się wzajemnie wspierać, być prawdziwą wspólnotą. To jedno z najważniejszych założeń AACM. Wizja muzyczna, sposób pracy, wrażliwość Josepha były podobne jak moje czy moich muzyków, więc lepiej było zjednoczyć siły niż konkurować.

Już jako Roscoe Mitchell Art Ensemble odbyliśmy kilka tras koncertowych po Stanach i Kanadzie. W 1969 r. wyjechaliśmy do Francji i wtedy przyjęliśmy nazwę Art Ensemble of Chicago. Tam, do podstawowego kwartetu – ja, Joseph, Lester Bowie i Malachi Favors Maghostut dokooptowaliśmy perkusistę Dona Moye. Pierwszy raz spotkaliśmy go wcześniej, w Detroit, ale dopiero w Paryżu zaczęliśmy razem współpracować.

Dlaczego wyjechaliśmy do Francji? Cóż, wtedy nie było Internetu, oficjalna prasa muzyczna o nas nie pisała, mogliśmy tylko liczyć na to, że ludzi zachęcą nasze występy. Przez dwa lata graliśmy setki koncertów w różnych amerykańskich i kanadyjskich klubach i doszliśmy do wniosku, że może po 20 latach staniemy się znani. Postanowiliśmy spróbować sił w Europie, która zawsze była przyjazna czarnej muzyce.

W Stanach współpracowaliśmy z perkusistą Philipem Wilsonem, który odszedł od nas do zespołu bluesowego wokalisty Paula Butterfielda. Później graliśmy bez perkusji, aż do momentu, kiedy Don Moye zgodził się do nas dołączyć.

To, że z nazwy naszego zespołu zniknęło moje nazwisko, nic nie zmieniło w naszych relacjach. Po prostu musieliśmy podkreślić, że jesteśmy z Chicago. Zawsze byliśmy grupą bardzo demokratyczną, w której każdy miał podobną rolę w tworzeniu muzyki i scenicznej wizji naszych występów.

Idea Art Ensemble of Chicago jest wciąż żywa. To część naszej historii, do której wszyscy będziemy się odwoływać – zarówno muzycy starszego pokolenia, jak i młodzież, która dopiero zaczyna swoją przygodę z muzyką.

Europejska muzyka improwizowana

Myślę, że europejscy muzycy inspirowali się tym co robiliśmy w ramach Art Ensemble of Chicago, a także innymi grupami z kręgu AACM. Zresztą wpływy szły w dwie strony, od samego początku, jeszcze we Francji, graliśmy z wieloma europejskimi muzykami i sporo się od nich nauczyliśmy. Wtedy, w Paryżu, tworzyliśmy rodzaj komuny artystycznej, w której wpływy się wzajemnie mieszały – to były bardzo intensywne i inspirujące czasy. Zresztą oprócz Europejczyków, było tam też sporo muzyków z Afryki, którzy też odcisnęli swoje piętno na naszej muzyce. Poza tym w tamtym czasie w Europie było sporo wielkich amerykańskich muzyków, spotykaliśmy takich mistrzów, jak Johnny Griffin, Hank Mobley, Kenny Clarke, Art Taylor – oni też mieli na nas wpływ.

Myślę, że byliśmy i jesteśmy częścią tego świata muzycznego, ale też i nasza muzyka jest częścią tego, co grają muzycy awangardowi w Europie. To jest coś co nazywam supermuzykalnością – bycie częścią muzyki, która jest jednością, bez podziału na kategorie. Wciąż słyszę wokół nowe dźwięki, jeżdżę po świecie i w każdym kraju spotykam świetnych muzyków, którzy mają coś własnego do zagrania. Znajduję się w punkcie mojego życia, w którym najważniejsza jest nauka. Kiedy po przyjeździe do Warszawy włączyłem telewizor w hotelu i usłyszałem tych wspaniałych młodych ludzi grających na Konkursie Chopinowskim to poczułem w duszy ciepło. Jest tyle pięknej muzyki wokoło, że nie wystarczy mi życia, żeby ją całą poznać.



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu