Chicagowskie Zaduszki Jazzowe, odbywające się na wzór tych krakowskich, po kilkunastu udanych edycjach urosły już do rangi imprezy-instytucji. I piszę to bez cienia przesady. Bo choć w Wietrznym Mieście jazz i blues słychać niemal na każdej ulicy w downtown, polonijna impreza bynajmniej nie jest (i nigdy nie była) znoszeniem drewna do lasu. Zawsze wykraczała też poza ramy zwykłego festiwalu. |
Ostatnia edycja, która odbyła się na początku listopada zeszłego roku w Chopin Theater, przyniosła wybuchową mieszankę gatunków, stylów i estetyk. Po raz pierwszy w historii imprezy najważniejsze miejsce na afiszu oddano rodzimemu bluesowi, reprezentowanemu przez Piotra Nalepę i jego koncertowy projekt Breakout Tour. Ci, którzy mieli okazję widzieć zespół na żywo, wiedzą, że to dobrze naoliwiona, pędząca lokomotywa. Z początku bałem się, jak miejscowa publiczność przyjmie klasyczny repertuar Breakoutu zaśpiewany przez obce gardła. Niepotrzebnie. Sceniczny temperament Roberta Lubery’ego nie zawiódł (fantastyczny Daję ci próg na otwarcie!) i zarówno jemu, jak i śpiewającej utwory Miry Żanecie udało się uciec przed pułapką taniej wokalnej imitacji. Trzon grupy wspomagała na scenie miejscowa sekcja rytmiczna (Andy Grzelak, Jarek Łukomski).
Niezwykle ciepło przyjęto pojawienie się Macieja Fortuny, który dał aż dwa solowe minirecitale. Artysta pojawił się w Chicago w ramach promocji zrealizowanego w USA albumu „The Last Of The Beboppers”, jednak sam recital miał charakter intymny. W duchu tradycji zaduszkowej trębacz zaprezentował trzy improwizowane tematy, dedykując je nieżyjącym już bohaterom polskiej sceny muzycznej: Jarosławowi Śmietanie, Bronisławowi Kaperowi (na cześć pierwszego polskiego laureata Oscara wybrzmiał skomponowany przez niego temat z filmu „Auntie Mame”), a także Wojtkowi Juszczakowi, twórcy poznańskiego festiwalu jazzowego Made in Chicago. Szczególnie wzruszające było to ostatnie wspomnienie, gdy Fortuna zaintonował „Z popielnika na Wojtusia…”, a publiczność pomogła mu dokończyć kołysankę.
Dużą niespodzianką okazał się występ krakowskiej formacji
Jazz Nonet. Ten niecodzienny ensemble, dowodzony przez saksofonistę
Kazimierza Chludka, wykładowcę Państwowej Szkoły Muzycznej II st. im. Władysława
Żeleńskiego, tworzą jego aktualni i byli uczniowie, dziś studenci akademii
muzycznych na wydziałach jazzu w Krakowie i Katowicach. Mimo osłabionego
składu (na scenie nie pojawił się jeden z saksofonistów)
i niewielkich zawirowań sprzętowych młodzi krakowianie zalśnili prawdziwym
blaskiem, otwierając recital energetycznym, poszarpanym metrycznie live
killerem No Hables Tanto autorstwa Chludka. I nie zwolnili
nawet na chwilę. Po porywających interpretacjach standardów Griffina (When
We Were One) i Coltrane’a (Moment’s Notice z pełnym
inwencji solem Bartłomieja Noszki na tenorze) zespół wykonał jeszcze Lustra Janusza
Bieleckiego z oryginalnymi partiami orkiestry przearanżowanymi na
saksofony. Jazz Nonet to dotarty, świetnie rozumiejący się skład
o wysmakowanym brzmieniu, wsparty wyborową sekcją rytmiczną (Dawid Czernik
i Grzegorz Pałka). Na początku 2016 roku muzycy planują wrócić do USA na
wspólne tournée z orkiestrą Filharmonii Bałtyckiej.
Pochodowi miejscowych wykonawców przewodziła eksplorująca bezdroża elektrycznego jazzu Antykwariat Jazz Group. Ten oryginalnie białostocki projekt, który pierwsze kroki stawiał jeszcze w latach 70., dziś jest jedną z bardziej cenionych chicagowskich formacji z pogranicza fusion (sami mówią o sobie: progressive jazz, lecz cóż to właściwie znaczy?). Polsko-amerykański zaspół (z Artem Davisem na trąbce i kompozytorem Sławomirem Bielawcem przy fortepianie) zaprezentował materiał z krą?ka ?Black Pen?, kt?ry ukaza? si? niedawno po drugiej stronie oceanu. Sporych rumie?c?w doda? imprezie wyst?p gipsy-jazzowego żka „Black Pen”, który ukazał się niedawno po drugiej stronie oceanu. Sporych rumieńców dodał imprezie występ gipsy-jazzowego Le Percolateur. Podobny efekt miał sceniczny wyczyn nieco komicznej, acz niepozbawionej interpretacyjnego kurażu miejscowej formacji Lemon Blues (muzycy nie zawahali się sterroryzować słuchaczy Szóstą zero dwie Wierzcholskiego!). Zaskakujący set zaserwował Xazz – grupa totalnych młodziaków z Highland Park odważnie balansujących między funkiem, rockiem i wszystkim, co buja.
Było dużo, mocno i szybko. Jak to w Ameryce. Ale z nienaganną krakowską gracją. Ta kombinacja zawsze się sprawdza.
Łukasz Hernik
Zobacz również
Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>
Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>
11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>
Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu. Więcej >>>